Naturalnie dla wyjątkowo tępych nie było rzeczy niemożliwych, ale wówczas skutecznie „prostowali” go pozostali. W sumie ledwie garść naprawdę zatwardziałych konserwatystów pozostała przy swoich bezpodstawnych uprzedzeniach, ale ich nic nie było w stanie przekonać. Mimo to sporo graysońskich lekarzy (i nie chodziło tu wyłącznie o uprzedzonych do kobiet) zakładała, że na wybór doktor Harrington na szefową kliniki większy wpływ niż jej umiejętności miał fakt, iż była matka patronki Harrington.
Jak dotąd najbardziej uparty zdołał utrzymać się przy tej opinii dwadzieścia minut od chwili poznania Allison Harrington, nieważne czy chodziło o kwestie medyczne czy administracyjne. Doktor Harrington ukończyła bowiem najlepszą akademię medyczną i pracowała w najlepszych szpitalach w znanej części galaktyki. Miała za sobą sześćdziesiąt pięć lat standardowych doświadczeń oraz energię i entuzjazm cechujące zwykle ludzi o trzy czwarte młodszych, a i to nie zawsze. A na dodatek podobnie jak i córka była psychicznie niezdolna do tego, by nie robić czegoś, do czego się już wzięła, najlepiej jak potrafi. I to nie dlatego, by chciała na kimś wywrzeć wrażenie, tylko dlatego, że taka po prostu była.
Dodać do tego należało, że niestety lub na szczęście (w tej materii Miranda nadal nie do końca była przekonana) szybko stały się widoczne różnice w pochodzeniu oraz naturze matki i córki. Postronny obserwator mógł w związku z tym żywić uzasadnione obawy, czy społeczeństwo graysońskie przetrzyma skutki zderzenia z Allison Harrington.
Miranda była pewna, że w charakterze Allison nie było śladu wredoty, ale w niczym nie łagodziło to jej złośliwego poczucia humoru czy satysfakcji z zapędzania ofiar w sytuację bez wyjścia i dobijania ich bez miłosierdzia. Od samego początku wiedziała, jaką opinię mają co bardziej konserwatywni czy zidiociali mieszkańcy Graysona na temat kogoś, kto pochodzi z Beowulfa. I wykorzystywała to doskonale. Pierwszego wieczoru na zaproszenie Clinkscalesa zjawiła się w szarej sukni bez pleców z dużym dekoltem, wykonanej z cieniutkiego neo-jedwabiu z Naismith. Prostota kroju była niezaprzeczalna, ale materiał płynął i oblepiał jej figurę niczym prawdziwy dym, pokazując tyle, że Miranda zaczęła się solidnie obawiać o zdrowie gospodarza. Miał swoje lata, a wpływ tak odzianej Allisonn na ciśnienie każdego normalnego mężczyzny (konserwatystów nie włączając) był porażający.
Howard Clinkscales musiał jednak ocenić doktor Harrington przy pierwszym spotkaniu znacznie trafniej, niż Miranda sądziła, bo szlag go na miejscu nie trafił. Nawet mowy nie stracił, o poważniejszych efektach nie wspominając. Uśmiechnął się, jakby potwierdzało to jakieś jego podejrzenia, ucałował jej dłoń i powitał z całą formalną uprzejmością. A potem zaprowadził do stołu i przedstawił małżonkom.
Miranda nie miała pojęcia, czy uprzedził je wcześniej (w co prawdę mówiąc wątpiła), czy też okazały się bardziej przygotowane na niespodzianki, niż podejrzewała. W ciągu ostatnich paru lat wszystkie trzy wykazały więcej elastyczności i inicjatywy, niż mógłby wcześniej podejrzewać ich mąż, o innych osobach nie wspominając. Ich reakcja na suknię gościa zaczęła się od podziwiania materiału i prostoty kroju, a potem przeszły do porównań mody graysońskiej i obowiązującej na Manticore. I ku zaskoczeniu Mirandy Allison z błyskiem w oczach dołączyła do nich, najwyraźniej będąc w swoim żywiole. Dopiero wtedy do Mirandy dotarło coś, czego się wcześniej nie domyślała.
Allison Harrington była próżna. Nie w negatywnym znaczeniu tego słowa, po prostu zdawała sobie sprawę z własnej urody i kochała się pokazywać dokładnie tak jak każda graysońska kobieta. Miranda założyła odruchowo, że Honor jest typową przedstawicielką płci pięknej Królestwa Manticore i podobnego podejścia spodziewała się po jej matce. Honor zawsze przykładała dużą wagę do swego wyglądu i świadomość, że dobrze prezentuje się w jakimś stroju, sprawiała jej przyjemność, ale wszystko to było drugorzędne i niejako odruchowe. W pewnym sensie dla Allison także było to drugorzędne, gdyż najważniejsze stało się zorganizowanie kliniki i rozpoczęcie badań nad ustaleniem genomów na początek mieszkańców domeny. Wykazywała taką skuteczność i bezwzględne zdyscyplinowanie jak córka, gdy się za coś wzięła, i naprawdę mało ją wówczas obchodziło, jak wygląda. Natomiast kiedy po dniu pracy zamykała za sobą drzwi kliniki, z dziecięcą prawie radością zabierała się do drugiej pasji swego życia: strojów, kosmetyków i biżuterii. Czyli do tego wszystkiego, do czego Honor podchodziła z prawie całkowitą obojętnością.
Połączenie tego naturalnego daru do podkreślania własnej urody, przenikliwego umysłu uwielbiającego złośliwe sprowadzanie na ziemię nadętych bufonów, hipokrytów i innych durniów oraz jej niekwestionowana pozycja najlepszego genetyka, jaki kiedykolwiek odwiedził Grayson, plus poczucie humoru i wychowanie na Beowulfie czyniło z niej śmiertelnie groźną i niezwykle skuteczną broń w każdym towarzystwie na powierzchni planety. Tradycjonaliści pałający świętym oburzeniem w stosunku do „tej obcej kobiety” byli bezbronnymi celami dla matki tej obcej kobiety. Była gotowa, doświadczona, pewna siebie i w przeciwieństwie do córki uwielbiała przyjęcia, bale, wystawne kolacje i inne imprezy towarzyskie. Czuła się na nich jak ryba w wodzie. To było jej naturalne środowisko. A na dodatek propagowana przez nią moda znalazła aktywne wsparcie tak u żon Clinkscalesa, jak i u Katherine Mayhew, dzięki czemu mogła sobie pozwolić na dużą ekstrawagancję. Fakt — niewiele graysońskich kobiet odważyłoby się włożyć podobne kreacje, ale ona nie pochodziła z Graysona. Była prawem sama dla siebie, a dzięki urokowi i urodzie mogła w tej kwestii zrobić wszystko. Stwarzało to pokusę, by uznać ją za głupią laleczkę pochodzącą z wszetecznego społeczeństwa, której tylko zabawy w głowie, ale każdy, kto popełnił podobny błąd i nie docenił jej, sądząc po pozorach i po wyglądzie, nie miał cienia szansy. Nie ulegało wątpliwości, że głęboko kocha męża, ale też przez ponad siedemdziesiąt lat standardowych doskonaliła sztukę uwodzenia mężczyzn i choć nie zrobiła nic, co mogłoby się źle odbić na córce, nie przekraczając granicy wykorzystywała te umiejętności do oporu. Miranda sądziła, że nie przekraczała tej granicy wyłącznie z powodu pozycji i reputacji Honor, choć mogła się mylić. Tym niemniej skutecznie wciągała w pułapki różne lwy salonowe czy inne sępy towarzyskie, a kiedy już znaleźli się w sytuacji bez wyjścia, robiła z nich bez litości durniów czy chamów, tak jak na to zasłużyli. Mirandzie wystarczyło zobaczyć ją w akcji na jednym przyjęciu, by zrozumieć, skąd się wziął bezlitośnie skuteczny zmysł taktyczny Honor.
Niestety Allison dopiero zaczęła się towarzyszko rozkręcać, skandalizując wyższe sfery graysońskie, gdy owo życie się urwało, bo nadeszły wieści o losie Honor. Na całą domenę nadciągnęły czarne chmury, a najbardziej nad Harrington House i tych, którzy najlepiej znali patronkę. Clinkscales natychmiast wysłał Tankersleya do systemu Manticore po ojca Honor, zaś Protektor Benjamin wraz z rodziną robili co mogli, by do jego przybycia pocieszyć Allison. Nie całkiem wyszło to tak, jak się spodziewali, bowiem okazało się, że Allison Harrington jest silniejsza, spokojniejsza i pogodniejsza, niż można by sądzić, i potrafi skorzystać z tych cech nie tylko osobiście, ale także w jakiś sposób rozciągać je na wszystkich bliskich współpracowników córki. Zwłaszcza na najbliższych, których Honor czasem określała mianem wewnętrznego kręgu, czyli na MacGuinessa, Mirandę i Howarda, bo oni najbardziej tego potrzebowali. Była na Graysonie ledwie dwa miesiące, a Miranda praktycznie nie mogła sobie wyobrazić Harrington House bez niej. A co ważniejsze, nie miała ochoty sobie tego wyobrażać.