Wybitną pomoc stanowiło to, że Johnson i Candleman traktowali jego hakerskie wyczyny z nabożną czcią niczym czarną magię i doskonale rozumieli, że potrzebny mu spokój i samotność, by mógł się skupić. Co prawda musieli znajdować się z nim w jednej kabinie, ale starali się jak mogli trzymać wtedy od niego z daleka i traktowali niczym maga zajętego tajemnymi rytuałami. Nie musiał dzięki temu tracić czasu na wybiegi i ukrywanie tego, co naprawdę zabierało mu najwięcej czasu, bo nikt mu przez ramię nie zaglądał. I tak napisał program zmieniający natychmiast obraz wyświetlany na ekranie na coś niewinnego na wypadek, gdyby któryś zrobił się ciekawski, ale jak dotąd nie musiał go ani razu użyć.
W sumie okazało się, że zakończył przygotowania prędzej, niż zakładał, a ponieważ działać mógł dopiero, gdy dotrą do celu, zaczęło mu się nudzić. Naturalnie wprowadzanie zmian w grach zajmowało jedynie niewielki ułamek czasu spędzanego przy komputerze, ale o tym jego stróże nie mieli pojęcia i byli przekonani, że cały czas pracowicie spełnia ich prośby. Żeby nie wzbudzić podejrzeń, nie mógł nagle skrócić tego czasu, i dlatego zaproponował im modyfikację najbardziej skomplikowanej gry na pokładzie, czyli Farley’s Crossing. Była to niezwykle uproszczona, ale jednak symulacja taktyczna odtwarzająca ostatnią wielką bitwę stoczoną przez flotę Ligi Solarnej. Gra przewidziana była na rozmaite opcje — w najbardziej rozszerzonej wersji mogło w nią grać po każdej stronie po dziesięciu graczy mających pod rozkazami ponad sześćset okrętów. Była o kilkanaście poziomów trudniejsza od wszystkich pozostałych i, jak zakładał, wprowadzenie stosownych zmian powinno zająć mu akurat tyle czasu, ile miał do zabicia.
Przewidywania pokryły się z praktyką, za to teraz musiał wyjaśnić, co zrobił i jak mają z tego korzystać najbardziej zainteresowani.
— Widzicie, ten program ma olbrzymią ilość wariantów i zmiennych, a ponieważ każdy okręt może być kontrolowany przez innego gracza, nie przez komputer, to jeszcze utrudnia sprawę. Dlatego musiałem to załatwić ostrożnie i delikatnie, bo każdy chwyt na chama zostałby zauważony przez innego gracza, i to raczej prędzej niż później. Jasne jak dotąd?
Candleman naturalnie nic nie odpowiedział, ale Johnson kiwnął głową.
— Rozumiem — przytaknął. — Gdyby, dajmy na to, rozkaz przybycia w wariancie Tango zawsze kazał faworyzować Ligę albo gdyby okręty któregoś gracza przestały wykonywać jego rozkazy, ktoś zacząłby coś podejrzewać.
— Właśnie! — ucieszył się Harkness, że zaoszczędzało mu to wyjaśnień. — Więc zrobiłem tak: kiedy użyjecie którejś z zapisanych na chipie tożsamości, rozpoczynając grę, komputer da wam fory. Musicie ich używać z wyczuciem, ale macie następujące możliwości: kiedy naciśnięcie dwukrotnie klawisz ognia w trudnej sytuacji, komputer doda pięćdziesiąt procent do normalnego prawdopodobieństwa trafienia, według którego ocenia skuteczność strzałów.
— To lubię! — Candleman prawie pojaśniał ze szczęścia.
— Tak sobie myślałem, że ci się spodoba — przyznał Harkness z uśmiechem. — Tylko nie przesadzajcie. Poza tym poprawiłem też kontrolę uszkodzeń, tak aby każdy raz trafiony okręt doznał mniejszych uszkodzeń niż powinien, ale nad tym muszę jeszcze popracować. Mam jeszcze jeden pomysł, ale to na później… Natomiast zapamiętajcie sobie: w tę grę musicie za każdym razem grać inaczej i wykorzystywać to, co zrobiłem, kiedy będzie okazja. No ale nie zmienia to faktu, że dzięki tym małym poprawkom powinniście paru narwańców oskubać na cacy.
— Też tak myślę — zgodził się Johnson z szerokim uśmiechem. — Dziękujemy, Harkness.
Odebrał Candlemanowi chipa, podrzucił go parę razy w dłoni i po chwili namysłu dodał:
— Porządny z ciebie chłop, Harkness. I jesteś wart każdego centa działki, jaką dostajesz.
— Miło, że tak myślisz. — Harkness także się uśmiechnął. — Lubię wiedzieć, że na coś zapracowałem. I zawsze pamiętam o przyjaciołach.
ROZDZIAŁ XXVII
— Wiadomość z Tepesa, towarzyszu admirale.
Lester Tourville uniósł głowę, słysząc głos porucznika Fraisera, przerwał rozmowę z kapitanem Bogdanovichem i komisarzem Honekerem i spytał:
— Jaka jest jej treść, Harrison?
Jego głos brzmiał zupełnie naturalnie, co jeszcze podkreślało napięcie, gdyż znajdowali się o dwadzieścia cztery minuty świetlne od gwiazdy typu G3 zwanej Cerberus B.
— Tepes będzie kontynuował lot na orbitę parkingową Hadesu, a my mamy wejść na orbitę parkingową Cerberusa B3, towarzyszu admirale — zameldował oficer łączności, odchrząknął i dodał: — Jest też dopisek sygnowany osobistym kodem towarzyszki sekretarz Ransom. Poleca w nim, by pan, towarzysz komisarz Honeker oraz kapitan Bogdanovich i komandor Foraker udali się pinasą na powierzchnię Hadesu, tak by być tam jutro rano o dziewiątej zero zero.
— Pięknie, psiakrew — warknął z niesmakiem Bogdanovich.
Uczucie to podzielali wszyscy członkowie sztabu Tourville’a — ich rozkazy nakazywały towarzyszyć Tepesowi aż do Hadesu i zmiana ich treści teraz była równie głupia co obraźliwa.
— Chcą utrzymać okręt floty tak daleko od swego królestwa, jak tylko mogą — dodał Bogdanovich. — Pewnie boją się, że ostrzelamy obóz Charon czy coś równie cholernie ważnego!
W jego głosie oprócz pogardy kryła się nienawiść, której śladu nie pozwoliłby sobie ujawnić miesiąc temu. No ale miesiąc temu Bogdanovich mógł mieć jeszcze nadzieję…
Podobnie jak pozostali. I dlatego Honeker nawet okiem nie mrugnął, słysząc ten ton. Miał dość czasu, by zrozumieć, że jego los jest tak samo przesądzony jak los Tourville’a i reszty. Właściwie mógłby o to mieć pretensję do admirała, ale nie miał — podjął decyzję świadomie i dobrowolnie i nadal był przekonany, że to oni mieli rację, a nie Ransom. Jej uporczywe dążenie, by zamordować Harrington pod płaszczykiem wymierzania sprawiedliwości, skończy się katastrofą dla wszystkich, nie tylko dla tych, którzy próbowali do tego nie dopuścić. Liga Solarna wścieknie się prawie tak samo jak Królestwo Manticore, co będzie miało natychmiastowe odzwierciedlenie w przemycie technologii. Honeker podejrzewał, że patrzące nań jak dotąd przez palce władze zablokują drogi, które pozostaną po tym, jak poszczególne rządy planetarne skończą się wycofywać z nieoficjalnej współpracy. I tym razem blokada będzie skuteczna, bo dopilnuje tego Marynarka Wojenna Ligi Solarnej, której oficerowie zareagują tak jak wszyscy normalni oficerowie każdej floty. Czyli tak jak Tourville. A poza tymi pragmatycznymi powodami, dla których należało powstrzymać Ransom, istniała jeszcze jedna kwestia: takie postępowanie było po prostu moralne.
I dlatego, choć bał się konsekwencji, Everard Honeker nie żałował swej decyzji poparcia poczynań Tourville’a ani nie miał do niego żalu czy pretensji, że zwrócił się z prośbą o wsparcie. Cała ta sytuacja miała jeszcze uboczny (co nie znaczyło nieważny) efekt. Honeker pojawił się na pokładzie poprzedniego okrętu flagowego Tourville’a Ras Alin, by szpiegować na rzecz UB i Komitetu, i choć polubił główny obiekt swych obserwacji, nigdy nie zapomniał, że jest strażnikiem agresywnego i odważnego oficera. Pamiętał cały czas, że musi zachować dystans, uważnie obserwować jego poczynania, by wykryć jak najwcześniej pierwsze oznaki wskazujące na brak wiarygodności. Potem, gdy razem przeszli na nowy okręt, sytuacja pozostała właściwie bez zmian.