Выбрать главу

Teraz ta izolacja zniknęła — może dlatego, że Honeker wiedział, iż obaj są skończeni, może z innych, głębszych powodów, ale jedno nie ulegało wątpliwości: poczuł z tego powodu ogromną ulgę. I w znacznej mierze, z czego także zdawał sobie sprawę, była ona spowodowana tym, że nie musiał już okłamywać innych, a przede wszystkim siebie, by usprawiedliwić poczynania władz, które, jak od dawna był przekonany, nie mogły zostać usprawiedliwione. Zdradzając go i skazując za to, że próbował spełnić swój obowiązek, władze nie dość, że udowodniły ostatecznie własne zidiocenie, to udowodniły też idiotyzm systemu i uwolniły go w ten sposób od jakichkolwiek powiązań ze sobą czy z nim. W końcu zrozumiał, że „politycznie niepewni”, tacy jak Lester Tourville czy jego sztab, robili więcej dla sprawy, której, jak dotąd wierzył, służył Komitet, i byli znacznie uczciwszymi ludźmi niż ci, którzy decydowali o ich losie. Taka na przykład Ransom do pięt nie dorastała żadnemu z nich i nigdy nie miała szans dorosnąć.

Tourville z oczywistych przyczyn nie znający przemyśleń Honekera po prostu kiwnął głową na znak zgody, gdyż Bogdanovich bezwzględnie miał rację. Cały system Cerberus był monumentalnym pomnikiem instytucjonalnej paranoi i obecnych służb bezpieczeństwa Ludowej Republiki. Ale prawdziwa skala widoczna była dopiero z bliska.

Jego koordynaty nie były znane Ludowej Marynarce, a jego położenia nie zaznaczono na żadnej mapie. Count Tilly był w stanie dotrzeć tu wyłącznie dlatego, że po decyzji Ransom Vladovich polecił, by do komputera astronawigacyjnego krążownika przesłano pewne fragmentaryczne informacje. Od momentu podjęcia decyzji o wykorzystaniu planety nazwanej Hades (oficjalnie Cerberus B2) jako planety więziennej wszystkie dane o systemie planetarnym, a zwłaszcza jego położeniu były jedną z najbardziej strzeżonych tajemnic w całej Ludowej Republice. A to był dopiero pierwszy poziom ochrony.

Tourville przez wszystkie lata służby nie widział systemu planetarnego tak strzeżonego jak ten. Naturalnie znał systemy bardziej ufortyfikowane, jak choćby Haven, ale pierwszy raz zetknął się z takim, który zamieniono w jedną gigantyczną pułapkę ogniową. Dane, którymi dysponował, nie były pełne, ale musiały zawierać to co najważniejsze, gdyż każdy wlatujący w głąb systemu okręt zostałby błyskawicznie zniszczony, gdyby wykonał choćby jeden niewłaściwy manewr. W skład obrony nie wchodziła bowiem ani jedna forteca ogniowa czy inne załogowe umocnienia, co najlepiej dowodziło paranoicznej podejrzliwości bezpieki.

Gęsto było natomiast od min. Zaczynając od starych kontaktowych min nuklearnych przeznaczonych do niszczenia promów, kutrów rakietowych i innego drobiazgu, poprzez miny bojowe wszelakich typów aż do samo napędowych platform artyleryjskich i wyrzutni rakiet. Otaczały planetę i jej trzy księżyce tak gęsto, że można było prawie po nich przejść, ale i w zewnętrznych partiach systemu było ich sporo.

Tourville podejrzewał też, że na planecie i powierzchni księżyców zainstalowano jeśli nie automatyczne stanowiska artyleryjskie, to na pewno liczne wyrzutnie rakiet. Skromnie licząc, obrona dysponowała siłą ognia równą sile eskadry superdreadnoughtów. I całe to uzbrojenie było zdalnie sterowane z centrum ogniowego mieszczącego się na powierzchni planety w obozie Charon. W całym systemie nie było nie dość, że żadnej bazy orbitalnej, to nawet stacji przeładunkowej na orbicie, która niezmiernie ułatwiłaby dostarczanie zaopatrzenia i więźniów. Wszystko w promieniu dobrej minuty świetlnej od Hadesu znajdowało się w krzyżowym ogniu pokrywających się wielokrotnie systemów uzbrojenia, ale nie było wśród nich choćby jednego posiadającego ludzką załogę.

Naturalnie pola minowe i autosystemy ogniowe były tańsze i nie powodowały problemów związanych z wymianą załóg. Tourville mógł zrozumieć ten argument, podobnie jak i decyzję o utajnieniu położenia systemu. Decyzja ta przesądziła o braku fortyfikacji — skoro flota nie miała wiedzieć, gdzie jest Hades, nie mogła dostarczać ludzi do jego obrony. A bezpieka tylu wyszkolonych ludzi nie miała. Natomiast nie tłumaczyło to braku stacji przeładunkowej: personel do jej obsługi można było bez problemów znaleźć we własnych szeregach tak przed wojną, jak i obecnie. Skoro stacji nie było, logiczny powód mógł być tylko jeden — odpowiedzialni za obronę osiągnęli ten poziom manii prześladowczej, że nie ufali nikomu, nawet własnym ludziom, na tyle, by mieć ich nad głowami na orbicie.

Tourville oczywiście nie wiedział, czy to był właściwy powód, i wątpił, by kiedykolwiek miał się dowiedzieć, ale to akurat mało go wzruszało. Większą zagadkę stanowiło to, po co w ogóle zadano sobie tyle trudu, by w tak bezsensowny sposób bronić systemu. Jedynym skutecznym sposobem obrony systemu planetarnego jest wsparcie fortyfikacji orbitalnych i pól minowych elementem ruchomym, czyli okrętami. Skoro nie zdecydowano się na użycie Ludowej Marynarki, cała reszta była bezużyteczna, każda planeta ma bowiem jedną taktyczną wadę — nie może robić uników i atakujący zawsze dokładnie wie, gdzie się ona znajduje. A to oznacza, że pojedynczy krążownik, i to niekoniecznie liniowy, wystarczyłby ciężki, może wyrąbać sobie rakietami drogę na orbitę, pozostając cały czas poza zasięgiem ognia obrońców. Wystarczą do tego w zupełności głowice nuklearne odpalane z dużej odległości przekraczającej zasięg napędów i docierające do celu jako pociski balistyczne.

Kilkanaście z nich, detonując w odpowiedniej kolejności, powinno wystarczyć. A kilkadziesiąt wystarczyłoby na pewno do utorowania okrętowi drogi. Co więcej, nawet nowoczesne systemy ekranujące nie były w stanie zapobiec choćby czasowym skutkom EMP przy takiej koncentracji wybuchów nuklearnych, a to oznaczało unieszkodliwienie platform ogniowych, które nie zostały zniszczone. I to na czas potrzebny na dotarcie na orbitę. Stanowiska ogniowe na powierzchni przynajmniej częściowo przetrwałyby bombardowanie, ale kiedy zaczną strzelać, staną się nieruchomym celem. Okręt może zostać trafiony podczas tej wymiany ognia, ale w końcu i tak wygra. Każdy taktyk wiedział, że ostatecznie żadne fortyfikacje orbitalne nie sprostają atakowi mobilnych sił.

Wytłumaczenie mogło być tylko jedno — ten, kto zaplanował ten kosztowny idiotyzm, nie zadał sobie trudu zasięgnięcia opinii specjalistów. W pokrętny sposób było to nawet logiczne, bo trudno było prosić o radę ludzi, których podejrzewano o to, że mogą zaatakować system. Bo gdyby Ludowej Marynarki o to nie podejrzewano, dlaczego ukrywano by przed nią położenie systemu Cerberus?

Tourville przyznawał całkowitą rację szefowi swego sztabu — paranoicy zarządzający tym przybytkiem nigdy nie pozwolą zbliżyć się do Hadesu żadnemu okrętowi poza swoim własnym. Dlatego Count Tilly miał czekać na orbicie parkingowej Cerberusa B3, czyli w odległości siedemnastu minut świetlnych od Hadesu. Przez to on, Honeker, Bogdanovich i Foraker będą zmuszeni do trzygodzinnego lotu pinasą, by dotrzeć do celu. Jedyną korzyść stanowiło to, że Count Tilly pozostanie poza zasięgiem ognia systemów obronnych. A w obecnej sytuacji Lester Tourville całkiem poważnie uznał to za duży plus.

— Doskonale — odezwał się w końcu. — Zakładam, że kapitan Hewitt został już o tym poinformowany?

Fraiser, do którego skierowane było pytanie, przytaknął.

Tourville wzruszył ramionami i dodał:

— W takim razie, Harrison, zechciej poinformować towarzyszkę sekretarz, że otrzymaliśmy jej wiadomość.

Wszyscy obecni na pomoście flagowym zwrócili uwagę na fakt, że Tourville nie kazał Fraiserowi potwierdzić otrzymanych rozkazów, co było równoznaczne z zapewnieniem, że je wykona. Nikt też łącznie z Honekerem nie przeoczył czegoś innego: według obowiązujących w Ludowej Marynarce (podobnie zresztą, jak i w innych flotach) zasad samo potwierdzenie otrzymania wiadomości było obelgą pod adresem nadawcy, i to nawet nie bardzo maskowaną. Oczywiście istniała spora szansa, że Ransom o tym nie wiedziała, ale oznaczało to przede wszystkim, że Tourville ma gdzieś, czy ona o tym wie czy nie.