Выбрать главу

— Robimy co możemy, Andrew, więc nie zacznij szaleć! I ja cię potrzebuję, i lady Harrington.

LaFollet kiwnął głową, ale jego spojrzenie jasno dowodziło, że żąda wyjaśnień.

Venizelos westchnął ciężko i udzielił ich.

— Plany nie zgadzają się ze stanem faktycznym. Jesteśmy na rozwidleniu trzech korytarzy, a powinno być skrzyżowanie dwóch przecinających się. Na wprost nas zamiast tej ściany powinien być ciąg dalszy korytarza prowadzący prosto do cywilnego bloku więziennego. Co jest, obaj widzimy…

LaFollet zacisnął dłoń na kolbie strzelby i spytał:

— To gdzie teraz?

Venizelos wskazał na prawo.

— Tędy, ale wygląda na to, że oni odcięli cały ten blok więzienny od reszty okrętu. Znacznie dokładniej niż Harkness podejrzewał. Ta ściana musiała zostać dodana w czasie modyfikacji okrętu. Ci paranoicy zażądali pewnie odcięcia wszystkich przewodów powietrznych i czego się jeszcze dało jako dodatkowego środka bezpieczeństwa. Mogli to zrobić, bo blok sąsiaduje z sekcją podtrzymywania życia, i byli w stanie poprowadzić osobne ciągi powietrzne bezpośrednio stamtąd. Dlatego wojskowy blok więzienny nie został tak odizolowany: technicznie nie dało się tego zrobić. Pojęcia nie mam, dlaczego akurat cywilny blok tak zabezpieczyli, wojskowi są niby groźniejsi… to zresztą nieważne. Ważne jest, że jak podejrzewam, odcięli też wszystkie korytarze techniczne, przejścia służbowe i tunele inspekcyjne. Jak na razie nie ma na to dowodów, ale skoro odcięli kanały powietrzne…

— A to oznacza co? — spytał nieco wygłupiony LaFollet.

Widać było, że jest zdezorientowany i nienawidzi tego uczucia. LaFollet znajdował się w obcym, nieznanym środowisku i musiał polegać na planie opracowanym przez ludzi, którzy je znali, co mu się wybitnie nie podobało. Wiedział, że mimo lat spędzonych na pokładach różnych okrętów nie zna ich tak jak Venizelos, ale to, że nie był w stanie zorganizować odbicia patronki Harrington, od samego początku działało mu na nerwy. Venizelos zdawał sobie z tego sprawę i dlatego starał się mówić niezwykle spokojnie.

— To oznacza, że nie dotrzemy prawie do celu niezauważeni, tak jak udało się to Harknessowi — nacisnął kombinację klawiszy i na ekranie pojawił się większy wycinek planu. — Musimy przejść tędy, do szybu windy, i zejść na główny pokład bloku więziennego, gdzie najprawdopodobniej przetrzymywana jest łady Harrington. Wygodniej im jest mieć ją pod ręką, więc to logiczne założenie. Być może w szybie są kamery, to mało prawdopodobne, ale możliwe. Wtedy będą na nas czekać. Jeżeli ich nie ma, a Harkness nie trafił na żaden ślad wskazujący na ich obecność, nadal zaskoczenie będzie po naszej stronie. Ale i tak będziemy atakowali na oślep.

— Hmm — perspektywa ataku bez rozpoznania nie przypadła LaFolletowi do gustu, jako że konsekwencje natknięcia się na nieznaną liczbę przeciwników były nie do przewidzenia. Venizelos nie musiał mu też mówić, że zmiana trasy spowoduje opóźnienie. Co prawda użycie szybu windy zmniejszy je, ale równocześnie spowoduje, że zaatakują z najbardziej przewidywanego kierunku, a nawet i miejsca. Zaskoczenie zaskoczeniem, zakładając, że nadal je będą mieli, ale sukces zaczynał wyglądać coraz mniej prawdopodobnie.

— Dobra, komandorze — zdecydował. — Zrobimy, jak pan proponuje, ale niech pan odda strzelbę Bobowi.

Venizelos uniósł pytająco brwi, a LaFollet pokazał zęby w grymasie, którego nie sposób było wziąć za uśmiech, i wyjaśnił:

— Dostanie pan w zamian jego pulser. Ale kiedy rozpoczniemy atak, pan i komandor McGinley będziecie osłaniać tyły. Niech pan nie protestuje: jesteście oboje oficerami marynarki i będziecie bardziej przydatni przy wyprowadzaniu nas z tego cholernego labiryntu. My jesteśmy wyszkoleni tylko do walki, więc jeśli już musimy stracić kogoś w czasie ataku…

Nie dokończył, bo nie musiał.

Venizelosowi nie spodobało się to, co usłyszał, ale też nie mógł nic zarzucić logice LaFolleta, toteż zamiast protestować, zdjął z ramienia strzelbę i wręczył ją Robertowi Whitmanowi.

* * *

Carson Clinkscales przeszedł energicznie przez korytarz, minął otwierający się automatycznie właz na jego końcu i znalazł się na pokładzie hangarowym. Nie zwalniając kroku, rozejrzał się dyskretnie, próbując sprawiać wrażenie, jakby czuł się tu zupełnie swobodnie i na miejscu. I mając nadzieję, że nikt nie zwróci uwagi na podoficera oddziałów desantowych kręcącego się w pobliżu ramion cumowniczych.

Na pokładzie znajdowało się dwadzieścia do trzydziestu osób, większość skupiona była przy stojącej z boku pinasie, której pootwierane panele świadczyły albo o przeglądzie, albo o poważniejszej awarii. Trzech pilotów w skafandrach próżniowych zajętych było rozmową w pobliżu korytarza prowadzącego do jednego z promów szturmowych, które wypełniały resztę pokładu. Harkness opisał mu rozkład pokładu i położenie najbliższego gniazda systemu komputerowego, ale opis i rzeczywisty obraz zawsze trochę się różnią. Zorientowanie się, gdzie dokładnie się znajduje, zajęło mu więcej czasu, niż się spodziewał.

W końcu dostrzegł cel wyprawy i odbił trochę w lewo, sięgając równocześnie do kieszeni po minikomp. Zatrzymał się przy gnieździe, wsunął w nie wyjście urządzenia i z ulgą zobaczył, że minikomp włączył się automatycznie, tak jak powinien.

— Ej, ty! — rozległo się nagle z lewej.

Carson odwrócił głowę i zamarł, widząc dwadzieścia metrów od siebie sierżanta patrzącego nań bykiem.

— Co ty tu, do cholery, robisz?!

Podoficer był bardziej rozzłoszczony niż zaniepokojony, ale Clinkscales przez moment czuł jedynie panikę. A potem równie nagle poczuł zupełnie coś innego — jakby skala wartości i jego punkt widzenia uległy całkowitej zmianie. Przerażenie zastąpiło jasne i zimne poczucie obowiązku. Nadal się bał, ale było to dość odległe uczucie, nieistotne wobec świadomości tego, co musi zrobić.

Nacisnął klawisz wskazany przez Harknessa i przez ekran minikompa przemknęły wpisane tam przez bosmanmata polecenia, ale Clinkscales tego nie widział, patrzył bowiem na sierżanta. Potem z miną wyrażającą uprzejme zainteresowanie ruszył na jego spotkanie. Znajdowali się w takim położeniu, że sierżant nie widział jego prawego biodra, toteż nie wzbudzając podejrzeń, Carson oparł dłoń na rękojeści pistoletu pulsacyjnego. Przekrzywił pytająco głowę, jakby ciekaw, czego chce od niego podoficer, równocześnie zastanawiając się, kiedy programy Harknessa rozpoczną działania i jaki też wywołają skutek, bo był coraz bliżej sier…

Krążownikiem liniowym Tepes wstrząsnęła nagle pierwsza eksplozja, której echo dało się odczuć w całym kadłubie.

* * *

Pokład hangarowy nie jest zwykle uznawany za specjalnie niebezpieczne miejsce. Fakt, istnieje wiele sposobów, by na nim zginąć, ale wyłącznie przy braku uwagi lub wiedzy. Takich miejsc na pokładzie okrętu czy statku kosmicznego jest dużo. Materiały, które stanowią poważne zagrożenie, takie jak wodór, paliwo do silników manewrowych czy amunicja, przechowywane są w osobnych miejscach zabezpieczonych tak, by prawdopodobieństwo wypadku było jak najmniejsze. Magazyny oddzielone są pancernymi ścianami i przedzielone innymi pomieszczeniami, tak by ze sobą nie sąsiadowały, a obsługa jest starannie przeszkolona, co stanowi podstawowy środek zabezpieczający. Oprócz ludzi wszystkie newralgiczne miejsca i procedury nadzorowane są dodatkowo przez system komputerowy.