Выбрать главу

— Otwarte połączenie na komunikatorze! — krzyknął.

I nim ktokolwiek zdążył zareagować, wyskoczył zza osłony ze strzelbą ustawioną na ogień ciągły.

* * *

Timmons usłyszał ostrzeżenie jednego z napastników i uśmiechnął się ze złośliwą satysfakcją. Gnoje wiedzieli, że lada chwila ktoś im spadnie na karki. Teraz wystarczyło, żeby on i dwaj jego ludzie utrzymali się trochę dłużej i… i nagle zrozumiał, jak mógł to osiągnąć. Ci wszarze musieli tu przyjść po Harrington! Wystarczyło wyciągnąć ją z celi, przystawić jej lufę do łba i poka…

Tok myślowy urwał mu się na widok kogoś wypadającego szczupakiem na środek korytarza. Ten ktoś pojawił się tak szybko, że Timmons całkowicie zaskoczony nie strzelił, tylko gapił się na samobójcę z otwartą gębą. Nie mógł uwierzyć w to, co widzi — w to, że ktoś wskoczył w sam środek miejsca będącego śmiertelną pułapką ogniową, wiedząc o tym. Szok towarzysza porucznika Timmonsa był zrozumiały — nigdy dotąd nie zetknął się bowiem z gwardzistą graysońskim, który szedł na pomoc swemu patronowi. Robert Whitman miał tylko jeden cel w życiu i właśnie go realizował.

Nacisnął spust, ledwie dotknął podłogi i pierwszy strzał z jego strzelby zmienił towarzysza porucznika Timmonsa od pasa w górę w krwawe szczątki rozbryźnięte po ścianach i pokładzie.

Obaj klawisze znajdujący się głębiej w korytarzu odpowiedzieli ogniem, ale Whitman nie przestał strzelać, a proste gołe ściany bloku więziennego nie dawały najmniejszej choćby osłony… nikomu. Chmury wirujących krążków minęły się w locie, a jako że wszyscy strzelający ustawili broń na minimalne skupienie, każdy strzał musiał trafić choćby częściowo…

* * *

— Towarzyszu admirale?

Lester Tourville uniósł głowę natychmiast, gdyż w głosie Shannon Foraker było coś naprawdę dziwnego.

— Słucham?

Foraker zmarszczyła brwi, nim odpowiedziała powoli i z namysłem:

— Chyba lepiej będzie, jak pan to zobaczy, sir… Wszystkie aktywne sensory Tepesa zostały właśnie wyłączone… łącznie z radarem.

— Co?! — zdziwił się Tourville.

Foraker potwierdziła ruchem głowy.

— Wszystkie, sir. Równocześnie — dodała.

W ciągu ostatniego miesiąca praktycznie powróciła do przedrewolucyjnych form grzecznościowych, a Tourville nie dociekał, czy robiła to celowo, czy odruchowo, bo w ogóle przestała sobie tym zawracać głowę. Nie reagował, bo w ich sytuacji było to bez znaczenia. Co ciekawsze, Honeker także nie reagował. Natomiast w tej chwili oczywiste było, że „technowiedźma” jest w transie i użycie słowa „sir” było czysto odruchowe.

— Nie powinien tego zrobić — dodała. — Co prawda jest już na orbicie parkingowej, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie wyłącza w takich warunkach radaru…

Tourville przyznał jej całkowitą rację i podszedł do jej stanowiska, by lepiej przyjrzeć się odczytom ich własnych aktywnych sensorów. Tepes rzeczywiście osiągnął wyznaczoną orbitę parkingową, ale idiotyzmem było wyłączenie radaru, kiedy w okolicy roiło się od min. Szansy na to, że któraś ma awarię i dryfuje sobie kursem kolizyjnym z okrętem, nie sposób było wykluczyć.

— Tepes nadał jakąkolwiek wiadomość, Harrison? — spytał.

— Żadnej, towarzyszu admirale — odparł oficer łącznościowy. — Nie… moment… towarzyszu admirale…

Porucznik Fraiser słuchał z uwagą przez dłuższą chwilę jakiegoś meldunku, po czym odwrócił się zaskoczony ku Tourville’owi i powiedział:

— Towarzysz kapitan Hewitt właśnie mnie poinformował, że otrzymał wiadomość wysłaną przez kapitana Vladovicha, gdy nadajnik Tepesa nagle zamilkł. Wiadomość urwała się w połowie zdania i od tej pory Tepes nie nawiązał łączności.

Tourville i Bogdanovich spojrzeli na siebie i równocześnie odwrócili się ku Honekerowi. Ten był równie zdziwiony jak wszyscy obecni na pomoście flagowym, ale w przeciwieństwie do nich ani trochę nie zaniepokojony. Powodem było to, iż nie zdawał sobie sprawy, jak poważna musiała być awaria, i to wielu systemów pokładowych Tepesa, by doprowadzić do stanu, który właśnie nastąpił.

Tourville, widząc jego brak zainteresowania, prawie zaczął mu tłumaczyć, ale w ostatnim momencie ugryzł się w język i spojrzał na Shannon. Ta pochylała się nad ekranami i klawiaturą z taką uwagą, że sam spojrzał na ekran, nie chcąc jej przeszkadzać.

Położenie względem siebie planety, na orbicie której znajdował się Count Tilly, i Hadesu powodowało, że planeta więzienna znajdowała się o prawie dokładnie trzy i pół minuty świetlnej z lewej ćwiartki rufowej okrętu i oddalała się od niego z prędkością dwudziestu sześciu tysięcy kilometrów na sekundę. Tourville spojrzał na kapitan Lowe i spytał:

— Zakładając, że damy całą naprzód, ile czasu zajmie nam dotarcie do Tepesa?

Lowe zajęła się obliczeniami.

Gdy je zakończyła, co nie trwało długo, zameldowała:

— Potrzebujemy trzech godzin i dwudziestu minut, by dotrzeć do Hadesu, towarzyszu admirale. Ale będziemy mieli wtedy prędkość względem niego trzydzieści sześć tysięcy kilometrów na sekundę. Jeżeli chcielibyśmy przechwycić Tepesa z zerową prędkością, to musimy dodać do czasu lotu prawie godzinę.

Tourville chrząknął i ponownie skupił uwagę na ekranie taktycznym Shannon. Wyjął z kieszeni cygaro, miarowymi ruchami rozpakował je i prawie wsadził do ust, gdy Foraker wciągnęła ze świstem powietrze, a jego ręka zamarła.

— Sir…

— Widzę, Shannon — przerwał jej cicho i doniósł cygaro do ust. — Jak poważne musiało to być?

Ton pytania był prawie obojętny.

— Trudno powiedzieć, sir… ale proszę spojrzeć tu… i tu… — wskazała łokciem na ekran pomocniczy.

Tourville przyjrzał mu się uważnie, przeanalizował wyświetlone odczyty i polecił:

— Pilnuj rozwoju sytuacji i spróbuj wycisnąć co się da z naszych sensorów.

Po czym dał znak Honekerowi i Bogdanovichowi, by dołączyli do niego. Razem odeszli w spokojniejszy rejon pomostu.

— Nie wiem co, ale coś poważnego przytrafiło się Tepesowi — oznajmił cicho. — Na jego pokładzie musiało się wydarzyć coś naprawdę groźnego.

— Co? — spytał Honeker.

— Pojęcia nie mam, ale żaden okręt nie milknie całkowicie w połowie transmisji i nie wyłącza wszystkich sensorów, jeżeli nie stało się coś nadzwyczajnego. A nasze sensory na dodatek wykryły też wyciek atmosfery i drobne szczątki w pobliżu jego kadłuba, co oznacza, że przynajmniej w jednym miejscu został on przebity. I nie było to małe przebicie, a raczej rozerwanie, sądząc po ilości powietrza, które zdążyło uciec.

— Rozerwanie kadłuba? — wykrztusił osłupiały Honeker.

Tourville pokiwał posępnie głową.

— Nie wiem, co mogło je spowodować, a powietrza w próżni nie przybywa, co wskazuje, że zdołali odciąć obszary, które straciły hermetyczność — dodał. — Ale cokolwiek tam się stało, jest to poważna sprawa, towarzyszu komisarzu. Bardzo poważna.

— Rozumiem… — Honeker wytarł spocone nagle dłonie o nogawki i odetchnął głęboko, nim spytał cicho: — Co pan proponuje, towarzyszu admirale?

— To, co widzimy, zdarzyło się cztery minuty temu — odparł rzeczowo zapytany. — W tej chwili Tepes mógł już przestać istnieć, ale o tym też dowiemy się za parę minut. Jeśli nie, to w mojej ocenie znalazł się w poważnych tarapatach nieznanej natury i będzie potrzebował pomocy.