Выбрать главу

Przyglądając się podwładnym zajętym rozmaitymi czynnościami, McKeon nadal nie mógł wyjść z podziwu dla Harknessa. „Zdrada” bosmanmata była tak przekonująca, że wszyscy w nią uwierzyli. McKeon miał zamiar przy pierwszej nadarzającej się okazji wydusić z Harknessa wszystkie szczegóły, ale to była chwilowo dość odległa przyszłość. Obecnie najważniejsze było to, że jak dotąd ten wariacki plan bosmanmata okazywał się skuteczny.

To, że Tepes był okrętem Urzędu Bezpieczeństwa, pod paroma względami zadziałało korzystnie dla uciekinierów. Najważniejszą korzyścią było to, że każdy z pancernych promów szturmowych przeznaczony był do przewozu kompanii sił szturmowych UB w trybie natychmiastowym. Kompania taka była o siedemdziesiąt pięć procent liczniejsza niż kompania Royal Manticoran Marine Corps, a gotowość do natychmiastowej akcji oznaczała, że całe uzbrojenie pokładowe jednostki było podwieszone, wyposażone w pełny zapas amunicji i ogniw energetycznych i gotowe do użycia. Poza tym na pokładach znajdowało się pełne uzbrojenie dla całej kompanii wraz z bronią wsparcia i dużym zapasem amunicji, zasilaczy i zapasów potrzebnych do dłuższego samodzielnego działania, jak leki czy żywność. W ten sposób dzięki uprzejmości UB mieli do dyspozycji aż za dużo broni, toteż używali jej entuzjastycznie i z pełną satysfakcją. Jedynym ograniczeniem był brak ludzi, a i tak nie wszystkich obecnych można było użyć do walki.

Jednym z mających ważniejsze od strzelania zadania do wykonania był mat Harkness. Wraz z odzyskanym minikompem siedział on w kabinie jednego z promów i toczył wojnę z programistami Urzędu Bezpieczeństwa próbującymi odzyskać kontrolę nad okrętem. Bosmanmat miał nad nimi dwojaką przewagę: był lepszym programistą niż ktokolwiek inny na pokładzie i dokładnie wiedział, co zrobił, w przeciwieństwie do adwersarzy. Z kolei oni mieli także dwa atuty — było ich więcej i w przeciwieństwie do niego dysponowali fizycznym dostępem do wszystkich systemów okrętowych. Po dwudziestu minutach daremnych prób odzyskania kontroli zaczęli wyłączać lub wyrywać komputery i przechodzić na ręczne sterowanie.

Harkness przewidział to i dlatego wszędzie, gdzie to było możliwe, użył komputerów do wywołania jak największych uszkodzeń w sprzęcie i systemach im podległych, a nie tylko do wyłączenia ich. Skutkiem jego poczynań Tepes wymagał miesięcy pobytu w stoczni remontowej, by odzyskać zdolność do ponownej służby. Jego załoga niestety szybko zdała sobie z tego sprawę i gotowa była nawet powiększyć drastycznie stan zniszczeń, byle tylko dorwać sprawców całego problemu.

— Jestem gotowa do startu, sir!

McKeon odwrócił się, słysząc okrzyk Geraldine Metcalf. Stała przy wylocie korytarza prowadzącego do śluzy drugiego promu szturmowego, gdyż po opanowaniu pokładu hangarowego i przywróceniu na nim porządku wyłączono grawitację i usunięto powietrze, by zachować procedury bezpieczeństwa wymagane przy starcie, a równocześnie uniemożliwić atak inną drogą niż przez galerię. McKeon miał zbyt mało ludzi, by móc bronić całego pokładu przed niespodziewanym atakiem, zwłaszcza że istniało zbyt wiele dróg podobnych do tej, którą dostał się nań Clinkscales i którymi można było zaskoczyć obrońców.

Dał jej gestem znak, że może zaczynać, i Geraldine ruszyła do promu, a Anson Lethridge zwolnił cumy. Silniki manewrowe promu ożyły i opancerzony pojazd powoli odsunął się i wyleciał na zewnątrz. Pozostało mieć nadzieję, że Harkness skutecznie unieszkodliwił całe uzbrojenie pokładowe.

* * *

Geraldine Metcalf leciała wzdłuż burty krążownika liniowego, używając jedynie silników manewrowych. Co prawda napęd Tepesa został odłączony, gdy okręt znalazł się na orbicie parkingowej, ale napęd główny promu mógł zostać wykryty przez sensory znajdujące się na księżycu czy samej planecie. A jej zadaniem było pozostać niezauważoną i jakakolwiek emisja, która mogłaby zdradzić ich obecność, oznaczała niewykonanie tego zadania. Leciała ostrożnie, gdyż pierwszy raz siedziała za sterami czegoś tak wielkiego i nieruchawego jak prom szturmowy.

Czasu jednak było dość, toteż bez problemów dotarła do celu i zajęła pozycję nad okrętem, w cieniu rzucanym przez dziób. W ten sposób wizualnie oraz dla radaru powierzchni była niewidoczna. A jeżeli ktokolwiek przyleci sprawdzić, co się dzieje z krążownikiem, musi wystartować z obozu Charon. I najprawdopodobniej nadleci od dziobu… Spojrzała kątem oka na Sarah DuChene siedzącą w fotelu drugiego pilota i skoncentrowaną na obsłudze pokładowego uzbrojenia. Właśnie zakończyła sprawdzanie broni i wszystkie kontrolki z zielonych oznaczających stan pogotowia zmieniły się na czerwone — znak pełnej gotowości do natychmiastowego użycia.

* * *

— Wiadomość z obozu Charon, towarzyszu admirale — zameldował porucznik Fraiser i widząc gest Tourville’a, odczytał jej treść: — „Zamiar udzielenia pomocy Tepesowi w razie konieczności przyjęty i zaakceptowany, ale brygadier Tresca nie ma potwierdzenia, że taka pomoc jest konieczna. Zostały wysłane promy w celu sprawdzenia sytuacji na pokładzie krążownika i gdy tylko coś będzie wiadomo, zostaniecie poinformowani. Do tej pory nie zostaną wyłączone pola minowe zewnętrznej strefy obrony planety. Nie zaleca się zbliżać do nich bez zezwolenia”. Koniec wiadomości.

— Pięknie! — warknął Bogdanovich. — Żeby gnoi obsrało! Nadal nie chcą nas widzieć na swoim niebie, tak?!

— Spokojnie, Yuri — zmitygował go Tourville. — To ich niebo i ich okręt, zgadza się?

Mówiąc to, przyglądał się Honekerowi, szukając śladu potępienia czy innej reakcji na wybuch Bogdanovicha. Nie dostrzegł żadnej. Co samo w sobie było wiele mówiące i godne zapamiętania na przyszłość…

* * *

— Na ziemię!

Andrew LaFollet poparł rozkaz czynem i przydusił Honor do pokładu, gdy z przodu wybuchła nagle strzelanina. Jego gest był tak niespodziewany, że Honor, padając, straciła oddech. Powietrze wypełnił wizg pulserów, krzyki i głębsze, powolniejsze kaszlnięcia strzelb. Po pierwszych strzałach dołączyły do zamieszania jęki, ale te szybko ucichły. LaFollet puścił ją i poczołgał się do przodu. Gdy ruszyła za nim, poczuła na kostce zdecydowany uchwyt czyjejś dłoni i odwróciła głowę zaskoczona.

— Żadnych takich — oznajmił zwięźle Venizelos i nim zdążyła coś powiedzieć, dodał: — Jest pani naszym dowódcą, a co ważniejsze także jego patronką. Nie zadał sobie tyle trudu tylko po to, żeby się pani dała bez sensu zabić!

* * *

Igły z pulserów rykoszetowały z wyciem od występów w ścianach i innych przeszkód, krzesząc snopy iskier. LaFollet odruchowo wtulił głowę w ramiona, ale nie zwolnił. Szybko też dotarł do Candlessa i McGinley leżących za podporą wspornika wzmacniającego konstrukcję szybu. Mieli stąd oboje doskonałe pole ostrzału, niestety przeciwnicy ukryci za podobną osłoną przed nimi także. Co oznaczało, że najkrótsza droga na pokład hangarowy numer 4 została odcięta.

Candless przesunął się nieco w tył i wypalił parę razy ze strzelby. Ustawił ją na średnie skupienie, i powoli a metodycznie przesuwając lufę, pokrył stalowymi krążkami całą przestrzeń korytarza. Kogoś trafił — rozległ się przeraźliwy wrzask natychmiast przechodzący w charkot, który szybko zamilkł. Ogień z pulserów wyraźnie osłabł.