I wiedząc równocześnie, że jest to niemożliwe.
— Widzą go z obozu Charon? — spytał Tourville.
— Muszą, sir — odparła ponuro.
I spojrzała mu prosto w oczy. A potem odwróciła wzrok ku ekranowi, wiedząc, co na nim zobaczy. Większość środków obronnych skupionych wokół planety przeznaczona była do zwalczania okrętów wojennych i coś tak małego i zwrotnego stanowiłoby dla nich trudny do trafienia cel. Działa energetyczne czy rakiety, zwłaszcza całkowicie zautomatyzowane, miałyby duży problem z utrzymaniem tak niewielkiej jednostki w ciągłym namiarze, a na zabawę w chowanego nikt w centrum ogniowym na Hadesie nie miał ochoty.
I nie musiał, gdyż wokół planety rozmieszczono także olbrzymie ilości zwykłych klasycznych min mających za zadanie niszczyć wszystko, co znalazło się w ich zasięgu. Dlatego dyżurny oficer zamiast marnować pociski i energię, próbując trafić w nieuchwytny cel, poczekał, aż znajdzie się on w zasięgu dwustumegatonowej miny, i nacisnął klawisz, na wszelki wypadek detonując tę i parę sąsiednich.
— Teraz! — rozkazał McKeon.
Scotty Tremaine dał pełen ciąg i prom odskoczył od kadłuba, kierując się prosto ku powierzchni planety. Sensory pokładowe były chwilowo bezużyteczne — oślepione potężną eksplozją, która miała miejsce nie tak znów daleko.
Ale w takim samym stanie powinny znajdować się wszystkie sensory w okolicy, wliczając w to te znajdujące się na powierzchni księżyców i planety.
— No to czas na finał — ocenił McKeon, przyglądając się zegarowi na ekranie, który pokazał w tym momencie same zera.
Po czym przeniósł wzrok na okno, za którym coraz bardziej malała sylwetka krążownika liniowego Tepes.
Napędy typu impeller wszystkich małych jednostek w każdej flocie w galaktyce mają jedną cechę wspólną niezależnie od rodzaju i klasy jednostki. Ba, nawet niezależnie od tego, czy jest ona uzbrojona czy nie. Wszystkie posiadają system zabezpieczeń, i to nie tylko zdublowany, ale potrojony, który uniemożliwia uruchomienie tego napędu w sytuacji, gdy w zasięgu jego ekranu znajdzie się jakikolwiek przedmiot większy niż ćwierć metra sześciennego. Przede wszystkim zaś uniemożliwia on przypadkowe włączenie napędu w czasie przebywania na pokładzie hangarowym.
Systemy te są tak niezawodne, jak to tylko możliwe, ale opracowano je wszystkie z myślą o uniknięciu wypadków i przypadków, a to, co wydarzyło się na pokładzie hangarowym numer cztery krążownika liniowego Urzędu Bezpieczeństwa Tepes, nie było ani wypadkiem, ani przypadkiem. Było jak najbardziej celowym i zamierzonym działaniem.
Na pokładzie cumowała jedynie pinasa, gdy zegar stanowiący część składową programu-niespodzianki Harknessa zakończył odliczanie i program załadowany do komputera pokładowego pinasy uaktywnił się. Sam program nie zdołałby przełamać zabezpieczeń, ale Scotty wcześniej zlikwidował fizycznie wszystkie połączenia między sensorami pinasy (zarówno aktywnymi, jak i pasywnymi) a komputerem pokładowym. Stąd też komputer nie był w stanie „zobaczyć”, że pinasa znajduje się nadal na pokładzie hangarowym — dla niego znajdowała się w wyjątkowo pustej i pozbawionej gwiazd przestrzeni. Dlatego też system zabezpieczający nawet nie próbował interweniować, gdy ostatnia niespodzianka bosmanmata Harknessa poleciła autopilotowi uruchomić napęd główny.
Co też zostało zrobione.
— O, cholera! — jęknęła Shannon Foraker.
Jej szept miał tyle ekspresji, że prawie odbił się echem od ścian pomostu flagowego, gdy na ekranie Count Tilly eksplodował krążownik liniowy Tepes. Choć właściwszym określeniem na to, co się stało, byłoby „uległ dezintegracji”.
I to od wewnątrz.
Reaktory eksplodowały ułamek sekundy później, tworząc olbrzymią kulę ognia, ale w sumie było to już bez znaczenia, bo żaden okręt nie był w stanie wytrzymać potężnego ciosu, który rozsadził jego wnętrzności. Reaktory tylko zniszczyły wrak już rozpadający się na strzępy i rozświetliły całą scenę niczym obraz rodem z otchłani piekielnych.
Tourville jak urzeczony wpatrywał się w główny ekran wizualny, na który przekazywany był obraz transmitowany przez sondę, i dokładnie wiedział, co się stało. Co prawda nigdy dotąd nie widział skutków czegoś podobnego, ale było tylko jedno, co jeńcy mogli zrobić, by osiągnąć ten efekt. I w pewien sposób był zafascynowany tym, jak też udało im się pokonać zabezpieczenia, które teoretycznie przynajmniej były niezawodne.
Everard Honeker stał krok przed nim i był najbardziej zaskoczoną osobą na pomoście flagowym. Obserwując go spod oka, Tourville odetchnął głęboko, po czym rozejrzał się — wszyscy obecni jak urzeczeni wpatrywali się w ekran wizualny. A raczej prawie wszyscy — Shannon Foraker bowiem nadal pochylała się nad swym ekranem, jakby nie mogła otrząsnąć się z szoku.
Lester Tourville mógł i wypełniała go mściwa radość z lekką domieszką zaskoczenia. Zaskoczenie spowodowane było tym, że nie czuje żadnego żalu po śmierci tylu ludzi, i to będących po tej samej stronie co on. Przynajmniej w teorii. Najwidoczniej fakt, że byli ubekami, sprawił, że nie traktował ich ani jako towarzyszy broni, ani jako ludzi. Natomiast wszechobecna była radość.
Cordelia Ransom była martwa. A wraz z nią Vladovich i wszyscy, którzy wiedzieli, co ta wredna menda planowała zrobić z nim i jego sztabem. Nikt inny o niczym nie miał pojęcia, bo nie zatrzymywali się nigdzie po opuszczeniu systemu Barnett, a Ransom zbyt wiele przyjemności czerpała z utrzymywania ofiar w niepewności, by stracić element zaskoczenia przez wcześniejsze uprzedzenie kogokolwiek. Teraz nie został po niej nawet ślad, podobnie jak po komputerach Tepesa, które mogłyby zawierać jakieś dane na ten temat. I dlatego kontradmirał Lester Tourville był radosny niczym ziemski skowronek.
Niespodziewanie zauważył, że prawa dłoń Shannon drgnęła i zaczęła powoli zbliżać się do klawisza oznaczonego napisem „WYMAZANIE”. Gdyby na nią nie patrzył albo gdyby zrobiła to szybko i zdecydowanie, nie zwróciłoby to jego uwagi. Tak coś go zaintrygowało. Cicho podszedł do jej fotela i stanął za nim. Nie zrobił tego wystarczająco cicho — Foraker usłyszała go i obejrzała się. I jej dłoń znieruchomiała, nie docierając do celu.
Tourville spojrzał nad jej ramieniem na ekran. Oglądała raz jeszcze zapis obrazu przesłanego przez sondę. Zacisnął zęby, gdy dostrzegł to, co zauważyła. Dwa fragmenty wraku większe od pozostałych znajdowały się zbyt daleko, by mogły rozpocząć lot w chwili eksplozji. Na dodatek leciały kursem prowadzącym prosto ku planecie, który zupełnie przypadkowo wyglądał tak, jak powinien wyglądać kurs wejścia w atmosferę jednostki pozbawionej napędu.
Albo mającej wyłączony napęd.
Przyglądał im się długą chwilę, gładząc w zamyśleniu wąsa. Sonda zauważyła je, ale było nader mało prawdopodobne, by zdążyły to zrobić jakiekolwiek sensory wokół czy na powierzchni planety oślepione potężnym impulsem elektromagnetycznym powstałym w wyniku detonacji min nuklearnych. Nikt zresztą nawet by niczego nie szukał — wszyscy byli przekonani, że jeńcy usiłowali uciec zniszczonym promem.
Tourville poczuł naprawdę głębokie uznanie dla tego, kto to wymyślił… i żal, zdawał sobie bowiem sprawę, co należało do jego obowiązków…