Выбрать главу

— Dobrze — zgodził się Pierre. — Skoro chcesz osobiście się mu przyjrzeć i jesteś pewna, że machina propagandowa nie ucierpi na twej nieobecności, to sądzę, że jakoś to z Oscarem przeżyjemy. Tylko zabierz ze sobą odpowiednią ochronę.

— Bądź spokojny. Wezmę też całą ekipę techniczną z ministerstwa. Nagramy sporo materiału, łącznie z wywiadami z personelem bazy. Będzie z czego wybrać odpowiedni materiał po upadku Barnett. Nadamy mu wtedy odpowiedni wydźwięk. W końcu skoro nie możemy utrzymać tej bazy, należy najlepiej jak się da wykorzystać jej upadek, prawda?

ROZDZIAŁ I

Zawartość metali w pyle unoszącym się w powietrzu była wyjątkowo wysoka — nie na tyle, by zmusić rodowitych mieszkańców Graysona do noszenia masek, ale wystarczająca, by wszyscy urodzeni na planetach o mniejszej zawartości ciężkich metali w atmosferze mieli powody do obaw.

Admirał Eskadry Zielonej Hamish Alexander, trzynasty earl White Haven wyznaczony na dowódcę ósmej Floty, urodził się i wychował na planecie Manticore i był jednym z tych, którzy mieli tego dnia powody do obaw. Co prawda czuł się nieco głupio, będąc jedynym na lądowisku człowiekiem w masce, ale prawie wiek służby w Royal Manticoran Navy nauczył go szacunku do warunków dyktowanych przez rozmaite środowiska. Nie miał nic przeciwko temu, by czuć się głupio, jeśli taka była cena uniknięcia zatrucia kadmem czy ołowiem unoszącym się w powietrzu.

Poza tym że jako jedyny nosił maskę, był także jedyną postacią ubraną w czarno-złocisty uniform Królewskiej Marynarki. Ponad połowa obecnych nosiła się po cywilnemu (w tym dwie kobiety ubrane w tradycyjne na Graysonie suknie), pozostali zaś należeli do dwóch formacji. Ponieważ obie grupy były prawie równe liczebnie, wokół znajdowało się tyle samo zielonych mundurów Gwardii Harrington, co granatowo-błękitnych Marynarki Graysona. Nawet jego adiutant, porucznik Robards, nosił ten ostatni, co początkowo Alexandra nieodmiennie zaskakiwało. Dotąd przyzwyczajony był, iż przedstawiciele sojuszniczych flot przybywali do Gwiezdnego Królestwa i stanowili mniejszość w dowodzonych przez niego formacjach. Tym razem było odwrotnie, ale w końcu się do tego przyzwyczaił, a od początku przyznawał, że tym razem zmiana jest jak najbardziej sensowna. Powód był prosty — 8. Flota miała być pierwszym związkiem taktycznym Sojuszu złożonym w większości z okrętów nie należących do Royal Manticoran Navy. Biorąc pod uwagę „starszeństwo” RMN, oczywistym było, iż to z jej szeregów wywodził się dowódca, ale dwie trzecie mających wejść w jej skład okrętów należało albo do dynamicznie się rozwijającej Marynarki Graysona, albo do znacznie mniej licznej, ale także szybko rosnącej w siłę Floty Erewhon. Dlatego też White Haven stworzył swój sztab w oparciu o oficerów graysońskich, co zresztą zajęło mu ostatni miesiąc.

I przyznawał, że był pod wrażeniem tego, czego dowiedział się w tym czasie o Marynarce Graysona. Jej rozwój był tak gwałtowny, że gdyby nie pomoc Gwiezdnego Królestwa Manticore, zabrakłoby oficerów do obsadzenia wszystkich jednostek. I tak ponad dwanaście procent kadry zostało „wypożyczonej” przez Royal Manticoran Navy. Ogólnie widać było brak doświadczenia, ale z drugiej strony dowódcy graysońscy byli także niezwykle kompetentni i to w specyficzny, można by rzec agresywny sposób. Dowódcy eskadr czy zespołów nie przyjmowali niczego na wiarę i z zasady nie zakładali wersji optymistycznej, wiedząc, jak błyskawicznie awansowali ich podkomendni i jak są w związku z tym niedoświadczeni. Dlatego ćwiczyli i szkolili ich oraz podległe formacje bezlitośnie, a ich rozkazy zarówno taktyczne, jak i manewrowe były tak jasne i precyzyjne, że czasami dawały wręcz „mechanicznie precyzyjne” rezultaty. White Haven przyzwyczajony był do tradycji panującej w RMN, która oczekiwała po swych dowódcach wyższego szczebla inicjatywy, samodzielności i wyobraźni, ale przyznawał, że jest to dobra metoda w przypadku doświadczonej marynarki mającej wypróbowaną kadrę. W tak „młodej” flocie jak Marynarka Graysona dokładniejsze rozkazy były koniecznością, a to, że formacje manewrowały w podręcznikowy niekiedy sposób, było mniejszym złem, niż gdyby gubiły szyk lub miały inne podobne kłopoty. A o takie byłoby niezwykłe łatwo, gdyby oficerowie flagowi zakładali, że podwładni zrozumieją ich niedostatecznie jasno sprecyzowane zamierzenia. Przez cały ten czas nie zdarzyło się to ani razu, co było godnym podziwu osiągnięciem.

Natomiast największy podziw i zadowolenie Hamisha Alexandra wywołało inne odkrycie. Mianowicie to, że Marynarka Graysona polegała w znacznie większej mierze na rzeczywistych ćwiczeniach niż na symulacjach komputerowych. I to mimo znacznie wyższych kosztów, zwłaszcza amunicji, gdyż najczęściej strzelano ostrą, nie ćwiczebną. Co prawda RMN miała dokładnie takie same preferencje, ale Admiralicja od wielu lat musiała zbyt zaciekle walczyć o każdego dolara z parlamentem, by móc sobie pozwolić na taką rozrzutność. Dowodzący graysońską flotą admirał Matthews nie miał tego problemu — zarówno Protektor Benjamin, jak i przytłaczająca większość członków obu izb parlamentu nie szczędzili ani pieniędzy, ani poparcia. Mogło to wynikać z faktu, iż w ciągu ostatnich ośmiu lat standardowych system Yeltsin czterokrotnie był terenem walk, podczas gdy układu Manticore nie zaatakowano bezpośrednio od prawie trzystu standardowych lat. White Haven uważał jednak, iż takie nastawienie było w sporej części zasługą kobiety, której przybycia właśnie oczekiwali.

Uśmiechnął się leciutko na tę myśl. Lady Honor Harrington, hrabina Harrington, była co prawda jedynie mianowanym kapitanem z listy, jeśli chodzi o oficjalny stopień w Royal Manticoran Navy, i cieszyła się wśród domorosłych polityków niektórych partii opinią niebezpiecznej i niezdyscyplinowanej wariatki. Ale tutaj, na Graysonie, była przede wszystkim pełnym admirałem Marynarki Graysona i zastępcą głównodowodzącego oraz patronką Harrington: jednym z osiemdziesięciu przedstawicieli najwyższej arystokracji rządzących planetą. Była też najbogatszą osobą w całej historii planety, jedynym żywym posiadaczem Star of Grayson — najwyższego odznaczenia za męstwo — oraz kobietą, która uratowała cały system od zagłady i podboju, i to nie raz, lecz dwa razy. Sam White Haven cieszył się dużym szacunkiem tak mieszkańców, jak i floty planety, jako że to on ostatecznie podbił Masadę, będącą odwiecznym zagrożeniem dla Graysona, oraz wygrał trzecią bitwę o Yeltsin, ale nadal pozostał obcokrajowcem. Honor Harrington natomiast stała się jedną z nich, więcej — czy zdawała sobie z tego sprawę czy nie, została niemalże świętą, patronką graysońskiej floty.

White Haven podejrzewał, że nie miała o tym najmniejszego pojęcia, choćby dlatego że podobna myśl nigdy by jej nawet nie przyszła do głowy. Tym niemniej była to prawda, o czym doskonale wiedział i on, i każdy oficer RMN, któremu zdarzyło się współpracować z Marynarką Graysona. Trudno byłoby zresztą nie zorientować się, skoro podstawą każdej innowacji taktycznej czy zasad szkolenia były prawie że sakramentalne słowa: „lady Harrington uważa” lub „lady Harrington postąpiłaby”. Tak bezkrytyczne przyjęcie zasad postępowania i działania jednej osoby, jakkolwiek kompetentna by ona była, musiałoby przerażać, gdyby nie to, że idol floty graysońskiej miał zwyczaj ciągłego podawania w wątpliwość własnych pomysłów i poszukiwania lepszych rozwiązań. I tę podstawę swej osobowości Honor w jakiś sposób (White Haven nie miał pojęcia jaki) zdołała przekazać oficerom, tak entuzjastycznie tworzącym swą flotę na jej obraz i podobieństwo. I był naprawdę wdzięczny, że jej się to udało.

Naturalnie tutaj miała znacznie większe możliwości działania, gdyż RMN żadnemu admirałowi nie dałoby aż takiej swobody, niemniej jej osiągnięcia robiły duże wrażenie. Matthews przyznał się w prywatnej rozmowie, że gotów był użyć wszystkich sposobów, byle wciągnąć Honor w szeregi Marynarki Graysona, i White Haven nie dziwił mu się. Niewiele flot mogło równać się pod względem doświadczenia z Królewską Marynarką, a niewielu oficerów RMN pod tym względem dorównywało Harrington. Jej umiejętności zawodowych nie kwestionowali nawet najgorsi polityczni wrogowie, co mówiło samo za siebie. Każda więc flota znajdująca się w pozycji Marynarki Graysona dałaby wiele, by tak wybitny oficer znalazł się w jej szeregach i podzielił z pozostałymi wiedzą i doświadczeniem. To, że wszyscy mieszkańcy Graysona wcześniej widzieli ją w akcji, jedynie zwiększało to pragnienie. Stąd też wywarła taki wpływ na proces szkolenia i doktrynę użycia całej floty i to był równocześnie powód, dla którego nie miała prawa zdać sobie sprawy, jak silnie odcisnęła swe piętno na oficerach, załogach i całej flocie. Przyjęto jej podejście do tematu i pomysły z taką gotowością, że najprawdopodobniej z jej punktu widzenia wyglądało to tak, jakby to ona dostosowała się do już istniejących zasad. Było to zupełnie zrozumiałe, niemniej na swoistą ironię losu zakrawał tego skutek. W ten sposób bowiem Marynarka Graysona stała się bliższa ideałowi Królewskiej Marynarki niż ona sama.