Выбрать главу

— Niech pan słucha — przerwał mu wiceprezes. — Jak pan sądzi, dlaczego szefostwo posadziło mnie na tym gorącym stołku? Może w ramach walki z segregacją rasową? Nie, mój panie. Ja dostaję pieniądze za podejmowanie decyzji! Jeśli wszystko gra jestem geniuszem. Wspinam się po drabinie coraz wyżej.

— A jeśli nie zagra? Jeśli wybuchnie panika albo Waszyngton źle zareaguje?

— Wtedy wracam do Filadelfii ze świadectwem zgonu w ręce.

* * *

— Widzę teraz na wskroś przez metal — powiedział Stoner do mikrofonu w hełmie skafandra. — Metal stal się przeźroczysty.

— Czy on nie żyje? — spytał Fiodorenko.

— Możliwe. Albo jest zamrożony. Rozumiesz, zakonserwowany w niskiej temperaturze. Krionicznie.

Serce Stonera bilo jak oszalałe i czuł, że jest mokry od potu. Nie mógł jednak dostrzec szczegółów postaci kosmicznego gościa. Widział jedynie długie ciało, ułożone na łóżku lub czymś w rodzaju mar. Ale mógł rozróżnić niektóre części ciała: głowę, ramiona, dwie ręce. Nie widział jednak zupełnie dolnych partii.

— Mów coś! — niecierpliwił się Fiodorenko. — Co widzisz? Twoje słowa lecą prosto do Tiuratamu.

— Dobrze, dobrze…

Stoner znów przywarł wizjerem do przeźroczystej klapy, aby zobaczyć coś więcej. Ale klapy już nie było. Jego hełm opadł o kilkanaście centymetrów poniżej obrzeża metalu, który otaczał kolisty właz.

— Och, nie…

Cofnął głowę, po czym powiódł ręką po obrzeżu włazu. Był otwarty. Tak jakby metal, który go przed chwilą zamykał, nagle się rozpuścił.

— Nikołaju! — zawołał, z trudem powstrzymując się, by jego głos nie brzmiał zbyt wysoko. — Klapa najpierw zrobiła się przeźroczysta, a teraz się rozpuściła.

— Rozpuściła?

— Nie ma jej. Znikła. Tam, gdzie przed chwilą był metal, jest teraz dziura.

W głosie Fiodorenki zabrzmiało niedowierzanie.

— Naprawdę jest otwarta?

— Tak. Wchodzę do środka.

— Poczekaj! Zawiadomię najpierw kontrolę na Ziemi.

Stoner pokręcił przecząco głową w swym hełmie. Wiedział, że fale radiowe, aby dotrzeć od nich do Ziemi, będą potrzebowały sześciu sekund. Plus tyle samo z powrotem. A ponadto sporo czasu upłynie, zanim na Ziemi zapadnie jakaś decyzja.

— Nie czekam — rzekł. — Wchodzę do środka.

— Stój, Sztoner!

Ale on oparł już obie ręce na obrzeżu włazu i zaczął opuszczać się do wnętrza statku. — Jestem już po pas w środku. Żadnych problemów.

— Sztoner, to może być niebezpieczne!

— Nie sądzę.

Usiadł na podłodze kabiny statku. Poczuł, że jego buty lekko do niej przylgnęły, podobnie jak przylegały do kadłuba. Zrobił powoli pełny obrót, wodząc wzrokiem po wnętrzu statku.

— Jestem w środku — powiedział bezwiednie szeptem. — Słyszysz mnie?

— Da. Słyszę. — Głos Fiodorenki w słuchawkach był teraz słabszy, przerywany trzaskami, ale dość wyraźny, by Stoner mógł wszystko zrozumieć.

— Kabina jest znacznie mniejsza niż kadłub. To jest pewnie tylko jedno pomieszczenie. Cała maszyneria musi być ukryta za ścianą działową. — Jego ciałem wstrząsnął dreszcz. — Jest tu zimno. Zimniej niż na zewnątrz. Nie bardzo to rozumiem.

— Co widzisz?

Stoner zwrócił się w stronę istoty leżącej na marach. Postąpił krok naprzód, po czym się zatrzymał.

Zakrzywione ściany kabiny jęły się jarzyć. Nie tak, jak jarzy się roztopiony metal, lecz jak jaśnieje niebo w księżycową noc. W miarę, jak Stoner patrzył osłupiały, kadłub statku zrobił się biały, potem zaczął przeświecać i w końcu stał się przeźroczysty jak szkło.

— Sztoner! Dlaczego milczysz? — krzyczał Fiodorenko przez radio. — Czy słyszysz mnie?

— Nie tylko słyszę, ale i widzę, Nikołaju — odparł ze zgrozą. — Cały przeklęty kadłub statku jest teraz przeźroczysty. Tak jak przedtem tamta klapa. Widzę wszystko na wskroś.

Przez chwilę radio milczało. Potem Fiodorenko mruknął:

— Z tej strony nie ma żadnej zmiany. Ciemny metal. Nieprzeźroczysty.

— Okno, ale tylko w jedną stronę — pomyślał głośno Stoner. — O rany, Corning zrobiłby wszystko, żeby to mieć!

— Kto?

Stoner zaśmiał się. Stał obok mar i poprzez stumetrową próżnię spoglądał na Sojuza. Statek wydawał mu się brzydki i pękaty — prymitywny wytwór prymitywnego świata.

— Oni opanowali do perfekcji metaloznawstwo i fizykę ciała stałego.

Przynajmniej na to wygląda.

— Opisuj, Sztoner! — domagał się Fiodorenko. — Świat czeka.

Stoner przełknął ślinę i zerknął na swe ręce. Drżały.

— Czemu nic nie mówisz?

— Pomieszczenie, w którym jestem, ma około czterech metrów długości i prawie pięć metrów szerokości, ale tylko trzy wysokości. Podłoga jest twarda i nieprzeźroczysta. Podobnie jak ściana działowa pomieszczenia.

Ale dziób i ściany boczne są idealnie przeźroczyste. Tak jakby nie było w ogóle kadłuba. Widzę wszystko na wskroś.

Podszedł do skraju podłogi i trwożliwie wyciągnął rękę. Jego palce w rękawicy dotknęły niewidzialnego kadłuba. Doznał uczucia, że dotyka czegoś gąbczastego, ustępującego pod naciskiem ręki.

— Kadłub jest na swoim miejscu — rzekł. — Nie rozpłynął się zupełnie tak, jak klapa włazu. I jest tu diabelnie zimno, tak jakby cała energia uciekała przez kadłub, ale nie mogła dostawać się do środka. Ten pojazd musiał zostać zaprojektowany przez maxwellowskiego demona.

Stoner odwrócił się i rzucił długie spojrzenie istocie leżącej nieruchomo na podwyższeniu. Nagle przypomniał sobie o latarce, którą miał zatkniętą za pas, i wyjąwszy ją, nacisnął guzik włącznika. Potem pochylił się nad ciałem przybysza z gwiazd. Było bardzo długie, lecz cienkie i wychudzone, zupełnie jak wysuszone.

— Jego wzrost przekracza dwa metry. Coś koło tego. Nie ma na sobie żadnego ubrania. Bardzo szczupły. Znać mu przez skórę wiele żeber. Ciało pokryte jakimś pomarańczowo-brązowym meszkiem. To nie są właściwie włosy. Coś jak włoski na welwecie.

— Czy to wygląda jak człowiek? — spytał Fiodorenko.

— Coś w tym rodzaju. Dwoje ramion, głowa. Korpus znacznie dłuższy niż u człowieka. Nogi zaczynają się u niego tam, gdzie u nas są kolana.

I jest ich cztery, cztery nogi. Małe, sękate z okrągłymi poduszeczkami na końcach. Podobnymi do kopyt.

— Poczekaj… — rzekł Fiodorenko. — Tiuratam podaje, że twoich słów słuchają ludzie w całym Związku Radzieckim, Europie, Ameryce, Azji i wielu innych miejscach.

— Jestem na żywo, Nikołaju? W Rosji?

Rosjanin zawahał się, a potem rzekł:

— W Rosji transmisja jest opóźniona o piętnaście minut… żeby cenzorzy byli pewni, że nic nieszkodliwego nie idzie na antenę.

— A w USA? — Myślę, że na żywo.

— W takim razie muszę uważać na język.

Fiodorenko nic nie powiedział.

Stoner skierował znów uwagę na przybysza.

— Jego ręce są dłuższe od naszych. Każda z rąk zakończona dwoma palcami, a na końcach palców przyssawki, jak u ośmiornicy.

— Jak głowa? Twarz?

— Ma chyba dwoje oczu, ale są zamknięte. Nie widzę żadnego nosa, ale są usta, przynajmniej wargi. Szerokie i cienkie.