Выбрать главу

— Tam jest pełno akademickich supergwiazd — rzekł. — A tacy uważają, że najważniejsza jest wolność słowa, a wszystko inne, z narodowym bezpieczeństwem włącznie, stoi na dalszych miejscach. Spróbujcie zaproponować im współpracę, a zaraz pobiegną do największego dziennika.

Prezydent był jednak odmiennego zdania.

— Zdaje się, że jest w tej grupie Carl Sagan — rzekł. — Znam Carla. Pracował w moim komitecie wyborczym. Będę mógł mu wszystko wyjaśnić i on mi pomoże. Wiem, że to zrobi.

— Na pewno — zauważyła kwaśno doktor Ellington. — Bo chce być główną postacią tego przedstawienia.

— A do tego nie możemy dopuścić — rzekł szef Pentagonu.

— Dlaczego?

— On jest za bardzo znany. Będzie wielkim zagrożeniem dla tajności całej sprawy. Autor, zdobywca nagrody Pulitzera. Gwiazdor telewizji. Nie możemy dopuścić, aby spacerował sobie, gdzie chce, gdyby miał pracować nad tą sprawą. A z drugiej strony, nie możemy go zamknąć na klucz w jakimś strzeżonym miejscu, bo jego zniknięcie będzie sygnałem dla Rosjan, że coś knujemy.

— A on ponadto bardzo się przyjaźni z radzieckimi naukowcami — dodał rzecznik.

— Sądzicie państwo, że Rosjanie już wiedzą o tej sprawie? — zapytał prezydent. — To znaczy, czy mają odpowiednie radioteleskopy?

— Nie wiem, czy mają w tej chwili coś działającego na częstotliwości poniżej sześciuset megaherców — odparła doradczyni naukowa. — Prawdę mówiąc, natknęliśmy się na te sygnały tylko dlatego, że jeden z naszych starszych radioteleskopów rozpracowywał ten właśnie kraniec widma.

— I mamy do tego Wielkie Oko — dodał sekretarz obrony. — Sowieci nie mają na orbicie porównywalnych teleskopów. A teleskopy zainstalowane na Ziemi, bez względu na to, jak duże, nigdy nie zarejestrują małego obiektu w pobliżu Jowisza. Już to sprawdziliśmy. Z Ziemi w ogóle go nie widać. Jest za słaby, aby zostawić jakiś ślad na błonie fotograficznej.

— A co z sondą kosmiczną? — pytał prezydent. — Moglibyśmy przecież wysłać sondę i w ten sposób przekonać się, czy obiekt jest naturalny, czy też sztuczny.

Doradczyni naukowa podniosła zdziwiona brwi, a twarz szefa Pentagonu przybrała kwaśny wyraz.

— Trzeba by kilku lat, aby zaprojektować, zbudować i wysłać w przestrzeń odpowiednią sondę — powiedziała doradczyni prezydenta. — Nie mamy gotowego statku w hangarze, aby go wyprowadzić na wyrzutnię i wysłać w kosmos, a nawet gdybyśmy mieli, lot takiej sondy do Jowisza trwałby prawie rok i to przy nadaniu jej dużej prędkości startowej.

— A ponadto — wtrącił się sekretarz obrony — nasze sondy Pionier i Voyager przeleciały koło Jowisza dobrych kilka lat temu i nigdy nie natrafiły nawet na ślad tego, co zarejestrowaliśmy tym „staruszkiem” w Nowej Anglii.

— Wróćmy do sprawy zasadniczej — rzekł rzecznik prasowy. — Bez względu na to, co zrobicie, w Arecibo czy gdzie indziej, trzeba wszystko starannie zorkiestrować. Bardzo starannie. Opinia publiczna musi być przygotowana, zanim udostępnimy prasie jakieś informacje.

— A czy możemy zapobiec przeciekom? — spytał prezydent.

— Zapobiec? — Zaśmiał się rzecznik. — My nie potrafimy nawet zmniejszyć tempa przecieków.

— Departament Obrony ma przecież…

— Departament Obrony przecieka jak sito.

Szef Pentagonu popatrzył na rzecznika z ukosa, ale nic nie powiedział, zaś doradczyni do spraw nauki z trudem powstrzymała chichot.

— Musimy rozegrać tę sprawę w sposób właściwy — upierał się rzecznik. — Musimy przygotować opinię publiczną…

Jego słowa przerwało pukanie do drzwi i po chwili do pokoju zajrzała sekretarka prezydenta, ustalająca harmonogram jego spotkań.

— Przepraszam, panie prezydencie — powiedziała miękko. — Przybyła delegacja Narodowego Biura Farmerów.

— Och, tak… — Prezydent wstał z fotela i wygładził ręką swą marynarkę — Czy jest z nimi minister rolnictwa?

— Tak, panie prezydencie.

Prezydent z głębokim westchnieniem zwrócił się ku trójce swych rozmówców siedzących przy stole.

— Proszę wypracować plan działania i przedstawić mi go — rzekł. — Jeszcze dziś wieczorem, jeśli to możliwe.

Wstali z miejsc, a prezydent szybko wyszedł z pokoju.

— No więc, co myślicie? — zapytał sekretarz obrony, gdy cała trójka znów usiadła.

— Gabinet nie popiera go, a Kongres pluje mu w twarz przy każdej okazji — powiedział rzecznik prasowy krzywiąc się. — W Senacie jest czterech kandydatów na prezydenta, w Gabinecie co najmniej dwóch, gospodarka się wali, mamy wciąż problemy z ropą naftową, a teraz jeszcze zanosi się na inwazję Marsjan.

— Jowiszan — poprawiła go doradczyni.

— Cokolwiek by to było, musimy się przygotować na najgorsze. To znaczy… wyobrażacie sobie, co zrobią nawiedzeni na punkcie UFO, gdy wszystko się wyda?

— Chciał pan powiedzieć: badacze UFO — poprawiła go doktor Ellington.

— Nie. Chciałem powiedzieć „nawiedzeni”. I zwariowani na punkcie religii. Do diabła z nimi! Parę lat temu setki ich popełniło samobójstwo w Gujanie. I o co? O nic! Co zrobią teraz, jeśli im powiemy, że grozi im inwazja jakichś kosmicznych potworów?

— Gdzie jest dziś Orson Welles, kiedy go naprawdę potrzebujemy?

— Ja nie żartuję, Sally.

— A co z innymi narodami? — Rzecznik prasowy powiódł wzrokiem po twarzach swych rozmówców. — Czy nie powinniśmy powiadomić zawczasu naszych sprzymierzeńców, na co się zanosi?

— NATO już dało cynk — odparł minister obrony. — A Holendrzy sami prawdopodobnie odebrali te sygnały w jednym ze swoich obserwatoriów.

— W Dwingeloo — sprecyzowała doradczyni.

Rzecznik rozluźnił węzeł swego krawata.

— Co będzie, jeśli zrobimy koło tego dużo szumu, a potem się okaże, że był to fałszywy alarm? — zapytał. — Ci sami maniacy na tle UFO i wyznawcy różnych kultów nie uwierzą nam. Będą przekonani, że staramy się coś zatuszować.

— Już teraz uważają, że ukrywamy prawdę o UFO — rzekła doradczyni.

— Przypuśćmy, że mają rację — rzekł sekretarz obrony.

— Co takiego?

— Przypuśćmy… hmm… co będzie, jeśli to diabelstwo jest naprawdę statkiem kosmitów i jeżeli oni… mają wobec nas wrogie zamiary? Są niebezpieczni?!

— Tylko tego nam tu brakuje: paranoi — powiedziała z sarkazmem doktor Ellington.

ROZDZIAŁ XIII

MIEJSKI EWANGELISTA PRZEPOWIADA „ZMIANĘ, KTÓRA WSTRZĄŚNIE ŚWIATEM”

/Atlanta, UPI/ Pastor Willie Wilson, samozwańczy „Miejski Ewangelista”, oświadczył wczoraj, że wielka i niezwykła zmiana zajdzie w życiu wszystkich ludzi na Ziemi w najbliższych miesiącach.

— Obserwujcie niebo — mówił pastor Wilson do prawie tysiącosobowego audytorium, zgromadzonego w hotelu „Hyatt Regency”. — Nikt na Ziemi nie pozostanie taki sam po tej niezwykłej zmianie, która wstrząśnie całym światem.

Pastor Wilson odmówił podania szczegółów na temat zapowiadanego wydarzenia, stwierdzając jedynie, że „zarówno chrześcijanie, jak niechrześcijanie powinni przygotować swe dusze do życia w nowym świecie modlitwą i dobrymi uczynkami”.

Spotkanie odbyło się w futurystycznym atrium hotelu „Hyatt Regency” i stanowiło część krajowej krucjaty pastora Wilsona, podczas której kaznodzieja w ciągu sześciu miesięcy odwiedził siedemnaście największych miast Ameryki.

Razem z pastorem Wilsonem wystąpili wczoraj…