Jo widziała na elektronicznej mapie, że w tym samym co oni kierunku podąża również bezzałogowy statek z paliwem, wysłany ze Stanów Jednoczonych. Jego tor nie pokrywał się dokładnie z torem Sojuza, lecz oba tory miały się przeciąć na parę godzin przed zbliżeniem się Stonera i Fiodorenki do obcego statku.
„Wtedy będą mieli co robić — pomyślała. — I my też.”
Należało się spodziewać, że nastąpi to za mniej więcej dwadzieścia godzin. Najpierw ośrodek miał nadzorować połączenie się Sojuza z tankowcem, a potem rendez-vons ze statkiem z gwiazd. Jo wyobrażała sobie, jak gwarno i rojno będzie wtedy w sali.
Teraz jednak panował tu jeszcze spokój. Połowa pulpitów nie była wykorzystywana, a obecni w sali informatycy nie wykazywali żadnego podniecenia, tak, jakby w kosmosie nic się zupełnie nie działo. Dotyczyło to nawet tych, którzy o czymś rozmawiali przez zainstalowane przy ustach mikrofony lub wystukiwali coś na swych klawiaturach.
„Wszystko idzie dobrze — pomyślała Jo. — Stoner jest bezpieczny. I już jest za późno, aby dokonać jakiegoś sabotażu misji. Wszystkie rakiety nośne zadziałały doskonale, wszystkie statki były na właściwym kursie. Keith jest bezpieczny, choć o prawie półtora miliona kilometrów od Ziemi.”
Stoner drapał się sennie po szczeciniastej brodzie. Zaczynała go już swędzić i marzył o kąpieli. Fiodorenko wyglądał na równie jak on znużonego. Siedział spokojnie w fotelu po lewej ręce Stonera i sprawdzał coś na planie misji. Moduł dowodzenia pachniał cały potem i parą ich ciał.
— Odczepienie segmentu zaopatrzeniowego nie jest żadnym problemem — mówił Fiodorenko. — Małe ładunki wybuchowe rozerwą liny i odepchną segmenty od statku.
— Mówisz mi to już czwarty raz w ciągu ostatniej godziny — odparł Stoner. — Czy coś cię martwi w związku z tym?
— Nie, nic.
— Coś ci dokucza, Nikołaju. Czuję to przez skórę.
Nie ogolona twarz Rosjanina nachmurzyła się.
— Nic mi nie dokucza, Sztoner. Ja tylko widzę problem.
— Tankowiec?
— Da. Zgodnie z planem musimy go przyłączyć do naszego Sojuza, zanim przeprowadzimy rendez-vous z tym przybyszem.
— Wiem. I co z tego?
— Ostatni namiar radaru wskazuje, że tankowiec nie jest dokładnie tam, gdzie powinien być. Tor jego lotu nie pokrywa się z planowanym.
— Zawsze możemy do niego podlecieć, nieprawdaż? Fiodorenko smutno skinął głową.
— Ale wtedy zużyjemy więcej paliwa manewrowego, niż zaplanowano.
Zostanie mniej na manewry wokół statku przybysza.
Stoner myślał przez chwilę intensywnie.
— Moglibyśmy zrezygnować z tankowca i oszczędzić paliwo manewrowe na rendez-vous z przybyszem — rzekł.
— Wtedy nie wystarczy nam paliwa rakietowego na powrót na Ziemię.
— Oni mogą wysłać nam drugi tankowiec.
— Za jak długo? — zaśmiał się gorzko Fiodorenko. — Za dwa dni? Za dwa tygodnie?
— Mają rezerwowy tankowiec na Cape Canaveral. Trzymają go na wypadek, gdyby z tym się coś stało.
— Ale wtedy, gdy go wyślą, my będziemy już na tym samym torze co przybysz. Będziemy się oddalali od układu słonecznego. Drugi tankowiec już nas nie dogoni.
— Cholera!
— Musimy się połączyć z tym tankowcem — rzekł stanowczo Fiodorenko. — Nawet jeśli to oznacza, że nie będzie rendez-vous z przybyszem.
— Na Boga! Nikołaju! Przecież przylecieliśmy tutaj, żeby nawiązać z nim kontakt!
— To prawda — przyznał Rosjanin ze spokojem. — Ale ja nie chcę, żeby przez to spotkanie nigdy więcej nie wrócić na Ziemię. A ty?
Stoner nic nie odpowiedział.
— Nie martw się — rzekł Markow. — Oni z łatwością podlecą do tankowca.
Mają na to masę paliwa. Tak przynajmniej mówią kontrolerzy lotu.
Siedział teraz obok Jo przy stole jadalni ich baraku. Maria siedziała z ej jego strony, pałaszując chłodnik. Naprzeciw nich usadowił się jeleń z chińskich fizyków i dziobał widelcem w swym kolacyjnym daniu.
— Ale wtedy nie zostanie im paliwa na spotkanie z przybyszem — powiedziała Jo. Jej talerz chłodniku stał przed nią nietknięty.
Markow wzruszył ramionami.
— Wtedy zbliżą się do niego na minimalną odległość, zrobią mu parę tysięcy zdjęć i powrócą z nimi do domu — rzekł wesoło. Jeśli to jest optymalne rozwiązanie, na pewno je wybiorą.
Jednakże Jo czuła, że ogarniają strach.
— Keith nigdy na tym nie poprzestanie — szepnęła. — On chce wejść na pokład statku z gwiazd.
— Fiodorenko jest doświadczonym kosmonautą — upierał się Markow. — Nie zgodzi się na coś, co mogłoby ich kosztować życie.
— Ale Keith jest…
— Cóż on może zrobić? — Markow machnął lekceważąco ręką. — Sterroryzować Fiodorenkę i skierować Sojuza ku statkowi przybysza? Przecież to nonsens.
— Nie jestem tego taka pewna — powiedziała Jo.
— Poza tym — mówił Markow — Fiodorenko jest doskonałym pilotem. Dumą naszej ekipy kosmonautów. Założę się, że będzie w stanie połączyć Sojuza z tankowcem i jeszcze zostanie mu pełno paliwa na spotkanie z przybyszem z gwiazd.
— Miejmy nadzieję, że się nie mylisz — rzekła Jo, nie wierząc ani jednemu swemu słowu.
ROZDZIAŁ XLII
Cocoa Beach, Floryda
— Ale dlaczego właśnie ty musisz lecieć? — spytała.
Westchnął, zrezygnowany.
— Mówię ci po raz dwudziesty, Marge: dostałem taki rozkaz.
— Ale ty nie jesteś astronauta. Nie mogą ci rozkazać, abyś wzleciał w przestrzeń!.
— Diabła tam, nie mogą.
— Jesteś lekarzem, nie astronautą.
— Jestem pułkownikiem naszej kochanej armii, a więc gdy dostaje rozkaz z Białego Domu, salutuję grzecznie i mówię: tak jest, panie prezydencie.
— Ty zdaje się chcesz lecieć.
— Boję się na śmierć. Ale muszę słuchać rozkazów. Cóż mogę zrobić?
— Jesteś za stary, żeby lecieć w kosmos.
— Ale nie w promie orbitalnym. Będę tylko zwykłym pasażerem. Jak w samolocie… Słuchaj, Marge, to potrwa tylko parę tygodni.
Musimy poddać kwarantannie tych facetów, którzy wejdą w kontakt z pozaziemską istotą…
— Nabawisz się jakiejś kosmicznej choroby! Na pewno.
— Nie bądź niemądra. Dużo zamieszania o nic. Kosmiczne zarazki zarażają kosmitów. Nie mogą zarazić nas. Diabli mnie biorą, jak pomyślę, że z powodu jakiegoś widzimisię Białego Domu musimy organizować dwutygodniową kwarantannę. I do tego na orbicie!
— Boję się, Sam.
— Nie ma czego. Daję słowo.
— Kosmiczne zarazki…
— Nawet nie będę się stykał z gośćmi, którzy spotkają się z tą istotą. Będą zamknięci w specjalnym pomieszczeniu i odizolowani od otoczenia. Wszystkie badania będą przeprowadzane zdalnie i każdy, kto wejdzie do tego ich pomieszczenia, będzie musiał mieć na sobie skafander kosmiczny.