Выбрать главу

— Merideth, nie — wyszeptała Jesse.

— …jak złagodzić ból.

— Ona nie może…

— Zabito jednego z moich węży — rzekła Wężyca głośniej niż chciała. W jej słowach dało się słyszeć smutek i złość.

Merideth powstrzymała się przed kolejnym wybuchem, ale Wężyca wyczuła nie wypowiedziane oskarżenie: „Nie pomogłaś jej żyć, a teraz nie umiesz pomóc jej umrzeć”. Tym razem Wężyca spuściła wzrok. Zasługiwała na taki werdykt. Merideth puściła ją i odwróciła się do Jesse. Stanęła nad nią niczym demon szykujący się do starcia z potworami.

Jesse wyciągnęła rękę w stronę partnerki, ale gwałtownie ją cofnęła. Spojrzała na swoją pokrytą odciskami dłoń, na której tworzył się właśnie kolejny siniak.

— Dlaczego?

— To ta ostatnia wojna — odparła Wężyca. — W kraterach…

— Głos jej się załamał.

— A więc to prawda — powiedziała Jesse. — Moja rodzina uważa, że tereny poza Miastem są niebezpieczne dla życia, ale zawsze myślałam, że to kłamstwo. — Patrzyła teraz zmętniałym wzrokiem; zamrugała i spojrzała w stronę Wężycy, choć chyba jej nie widziała. — Kłamali w wielu innych sprawach. Chcieli, żeby dzieci były im posłuszne…

Znowu zamilkła i przymknęła oczy. Jej ciało wiotczało, mięsień za mięśniem, jak gdyby rozluźnienie było dla niej tak bolesne, że musiała poddawać mu się stopniowo. Zachowała jeszcze przytomność, ale nie reagowała, kiedy Merideth pogłaskała ją ostrożnie po jasnych włosach. Skóra wokół siniaków zbladła jeszcze bardziej.

W pewnym momencie Jesse krzyknęła. Przycisnęła dłonie do skroni, wpijając w nie paznokcie. Wężyca próbowała ją powstrzymać.

— Nie! — zajęczała Jesse. — Nie, dajcie mi spokój… Merry, to boli!

Choć jeszcze przed chwilą była zupełnie osłabiona, teraz miotała się gorączkowo. Wężyca przytrzymywała ją łagodnie, ale głos jej wewnętrznej diagnozy był jednoznaczny: tętniak. W mózgu Jesse pękało właśnie osłabione przez promieniowanie naczynie. Kolejna myśl pojawiła się równie nieproszona i zaatakowała ją ze znacznie większą siłą: niech pęknie od razu i jak najszybciej ją zabije.

W tej samej chwili zdała sobie sprawę, że Alex już przy niej nie stoi, przeszedł bowiem na drugą stronę namiotu. Usłyszała grzechotkę Piaska. Odwróciła się odruchowo i rzuciła się w stronę Ale-xa. Uderzyła go łokciem w brzuch, a on wypuścił torbę w chwili, gdy Piasek gotował się do ataku. Mężczyzna upadł na ziemię. Wężyca poczuła w nodze ostry ból i zamierzyła się na Alexa pięścią, w ostatniej jednak chwili cofnęła dłoń.

Upadła na jedno kolano.

Piasek wił się na ziemi i grzechotał lekko swoim ogonem; szykował się do nowego ataku. Serce uzdrowicielki łomotało jak oszalałe. Czuła, jak w nodze pulsuje krew, gdyż miejsce, w którym Piasek zatopił swoje zęby, znajdowało się tuż przy tętnicy udowej.

— Ty głupcze! Życie ci zbrzydło?

Noga pulsowała jeszcze przez jakiś czas, a potem system odpornościowy organizmu zneutralizował działanie jadu Piaska. Wę-życa cieszyła się, że wąż nie trafił w arterię. Po takim ukąszeniu nawet ona mogłaby zachorować, a na to przecież nie miała czasu. Ból stał się teraz słabszy, odzywając się w nodze głuchymi falami.

— Dlaczego pozwalasz jej umierać w takich męczarniach? — zapytał Alex.

— Piasek mógłby tylko jej męki zwiększyć.

Ukrywając swoją wściekłość, Wężyca odwróciła się spokojnie w stronę węża, podniosła go i schowała z powrotem do torby.

— Grzechotniki nie gwarantują szybkiej śmierci. — Nie była to prawda, ale rozzłoszczona zachowaniem Alexa Wężyca chciała go jeszcze trochę nastraszyć. — Jeżeli ktokolwiek przez nie umiera, dzieje się to wskutek zakażenia i gangreny.

Alex zbladł, ale najwidoczniej nie przyjmował do wiadomości argumentów uzdrowicielki i patrzył na nią gniewnym wzrokiem.

Merideth krzyknęła na niego, a on objął spojrzeniem oboje partnerów, po czym na dłuższą chwilę utkwił wzrok w Wężycy.

— A drugi wąż?

Odwrócił się do niej plecami i podszedł do Jesse.

Wężyca, która trzymała torbę w jednej ręce, drugą namacała zamknięty otwór przegródki dla Mgły. Potrząsnęła głową, odpychając od siebie myśl o Jesse umierającej od jadu kobry, która umiała zabijać szybko, choć niezbyt przyjemnie. Jaka w końcu jest różnica między uśmierzaniem bólu snem a rozprawianiem się z nim za pomocą śmierci? Wężyca jeszcze nigdy z żadnych pobudek nie zabiła świadomie drugiego człowieka i nie wiedziała, czy teraz potrafi tego dokonać. Nie była też pewna, czy powinna to zrobić. Nie miała pojęcia, czy źródłem tych skrupułów był sposób, w jaki ją wyszkolono, czy może głęboko ugruntowane przeświadczenie, że czyniąc tak, postąpiłaby źle.

Słyszała, że partnerzy cicho ze sobą rozmawiają. Merideth mówiła przejrzystym altem, Alex — głęboko i donośnie, Jesse zaś głosem zasapanym i niepewnym. Co kilka minut Jesse walczyła z kolejną falą bólu i pozostali partnerzy zgodnie wtedy milkli. Ostatnie godziny bądź dni życia tej kobiety ogołocą ją na pewno z resztek siły, odwagi i wytrwałości.

Wężyca otworzyła torbę i wypuściła Mgłę, która wśliznęła się na jej ramiona. Przytrzymując kobrę tuż za głową — ponieważ gad mógł przecież zaatakować — przeszła przez namiot.

Partnerzy spojrzeli na nią w taki sposób, jak gdyby sama obecność uzdrowicielki ich zaskoczyła. Szczególnie Merideth zdawała się przez moment w ogóle jej nie poznawać. Alex popatrzył na Wę-życę, następnie na kobrę, a potem znowu na właścicielkę węży. Na jego twarzy malował się wyraz rezygnacji i triumfalnego smutku zarazem. Mgła wysunęła język, by wyczuć zapachy obecnych w namiocie; jej oczy lśniły w ciemności niczym srebrne lusterka. Jesse popatrywała na nią kątem oka. W pewnym momencie chciała przetrzeć oczy, ale przypomniała sobie o bólu ręki.

— Uzdrowicielko? Podejdź do mnie. Nie widzę dokładnie.

Wężyca przyklękła między Merideth i Alexem. Już po raz trzeci nie wiedziała, co ma tej kobiecie powiedzieć. Wydawało się jej, że to ona traci wzrok — przez chwilę wszystko było szkarłatne i czarne. Zamrugała i obraz powrócił do normy.

— Jesse, nie mogę na ten ból nic poradzić. — Mgła poruszała się wolno pod jej ręką. — Mogę tylko…

— Powiedz jej! — warknął Alex. Patrzył jak urzeczony w oczy kobry.

— Myślisz, że to jest łatwe? — rzuciła Wężyca.

Alex nawet na nią nie spojrzał.

— Jesse — powiedziała uzdrowicielka. — Jad tej kobry jest śmiertelny. Jeśli chcesz, żebym…

— Co ty mówisz? — krzyknęła Merideth.

Alex przestał wpatrywać się w Mgłę.

— Cicho, Merideth. Jak możesz znosić…

— Oboje bądźcie już cicho — przerwała mu Wężyca. — O tym zadecydować może tylko Jesse.

Alex przysiadł na piętach. Merideth siedziała sztywno i patrzyła gniewnie na wszystkich obecnych. Jesse przez dłuższą chwilę nic nie mówiła. Mgła próbowała zsunąć się z ramienia Wężycy, ale ta ją przytrzymała.

— Ten ból już nie ustąpi — odezwała się Jesse.

— Przykro mi — powiedziała Wężyca. — Nie…

— Kiedy umrę?

— Ból głowy spowodowany jest ciśnieniem krwi. Możesz umrzeć… w każdej chwili.

Merideth zgarbiła się i ukryła twarz w dłoniach, ale Wężyca nie mogła zataić przed nimi prawdy.

— Masz przed sobą najwyżej kilka dni życia.

— Nie chcę już ani jednego dnia więcej.

Między palcami Merideth zaczęły płynąć łzy.

— Kochana Merry, Alex wie… — powiedziała Jesse. — Spróbuj zrozumieć… Już czas, bym pozwoliła wam odjechać. — Jesse spojrzała na Wężycę niewidzącym wzrokiem. — Zostaw nas na chwilę samych, a potem z wdzięcznością przyjmę twój dar.