Выбрать главу

— On bardzo cierpi — powiedział. — Czy nie znasz jakiegoś sposobu na ten ból?

— Nie — odrzekła Wężyca. — Ale można by go upić.

— Upić? Dobrze, spróbuję. Chociaż… to chyba nie pomoże.

Alkohol nigdy nie przyćmiewał mu świadomości.

— To sprawa drugorzędna. Ważne, że będzie miał lepsze krążenie krwi.

— Aha…

Po wyjściu Gabriela Wężyca uśpiła Piaska, żeby przygotować antytoksynę przeciw gangrenie. Świeży jad spełni też rolę łagodnego anestetyku, który przyda się jednak dopiero wtedy, gdy Wężyca wydrenuje ranę w nodze, nie zakłócając przy tym nadmiernie krążenia krwi. Nie radowała jej konieczność zadania temu człowiekowi bólu, ale nie żałowała go również jak innych pacjentów poddawanych tego typu kuracji.

Zdjęła brudne ubranie pustynne, ściągnęła buty. Nowe spodnie i koszula przyczepione były do materaca. Osoba, która przyniosła tu jej pakunek, rozłożyła wszystko bardzo starannie. Cieszyła się na przyjemność noszenia zwyczajnych ubrań, ale wiedziała, że minie jeszcze sporo czasu, zanim poczuje się w nich tak dobrze, jak w odzieży zniszczonej przez szaleńca.

Lampy gazowe w łaźni paliły się przytłumionym światłem. Większość budynków o takich rozmiarach dysponowała własnymi generatorami metanu. Prywatne i komunalne generatory zużywały odpadki i ludzkie odchody jako surowiec do bakteryjnej produkcji paliwa. Z taką maszyną wewnątrz i bateriami słonecznymi na dachu zamek burmistrza cieszył się zapewne energetyczną samowystarczalnością. Niewykluczone, że nadwyżki energii wspomagały tutejszy system klimatyzacyjny. Jeżeli latem gorące powietrze przedzierało się przez naturalną izolację z kamienia, cały budynek można było ochłodzić. Ośrodek uzdrowicieli miał podobne urządzenia i Wężyca ucieszyła się, widząc je ponownie. Nalała pełną wannę gorącej wody i pozwoliła sobie na luksusową kąpiel. Pachnące mydło również okazało się lepsze od czarnego piasku, ale gdy Wężyca sięgnęła po ręcznik i poczuła, że pachnie on miętą, po prostu się roześmiała.

Minęły trzy ospałe godziny, potrzebne, by organizm Piaska przyswoił zaaplikowany mu preparat. Wężyca leżała na łóżku w ubraniu, ale z bosymi stopami, kiedy do drzwi zastukał Gabriel. Uzdrowicielka usiadła, chwyciła Piaska za głowę i pozwoliła mu owinąć się wokół ręki. Następnie wpuściła Gabriela do środka.

Młody mężczyzna patrzył na węża nieufnym wzrokiem, na tyle jednak urzeczony tym zjawiskiem, by przełamać w sobie niepokój.

— Nie pozwolę mu zaatakować — powiedziała Wężyca.

— Byłem tylko ciekaw, jaki on może być w dotyku.

Wężyca wyciągnęła ku niemu rękę z wężem, on zaś pogłaskał wzorzyste łuski Piaska. Cofnął dłoń bez komentarza.

W sypialni burmistrza spotkali Briana, którego opuściło już przygnębienie — cieszył się, że może znowu opiekować się swoim panem. Pacjent pogrążony był w pijackim płaczu. Jego jęki układały się w dziwną melodię, a kiedy Wężyca zbliżyła się do łóżka, po policzkach spływały mu ogromne łzy. Burmistrz przestał jęczeć, kiedy tylko zobaczył uzdrowicielkę. Stała w nogach łóżka, a on patrzył na nią z obawą.

— Ile wypił?

— Tyle, ile chciał — odparł Gabriel.

— Byłoby lepiej, gdyby stracił przytomność — powiedziała Wężyca z litości nad burmistrzem.

— Widziałem, jak pije do świtu z radnymi, ale nigdy nie widziałem go nieprzytomnego.

Burmistrz spoglądał na nich zmętniałym wzrokiem.

— Dość już brandy — oznajmił. — Wystarczy. — Jego słowa zabrzmiały bardzo donośnie, choć miał kłopoty z wyraźną wymową. — Dopóki jestem przytomny, nie możecie odciąć mi nogi.

— To prawda — rzekła Wężyca. — Proszę więc nie zasypiać.

Burmistrz utkwił wzrok w Piasku, w jego spojrzeniu i ruchliwym języku. Zaczął drżeć.

— Inny sposób — powiedział. — Musi być jakiś inny sposób…

— Za chwilę stracę cierpliwość — ostrzegła Wężyca. Wiedziała, że lada moment wybuchnie albo, co gorsza, rozpłacze się na wspomnienie Jesse. Pamiętała tylko, jak bardzo chciała jej pomóc, a tego człowieka mogła przecież wyleczyć bez większego wysiłku.

Burmistrz znowu opadł na poduszkę. Wężyca czuła, że jego ciało jeszcze drży, ale przynajmniej nic już nie mówił. Gabriel i Brian stali po obu stronach łóżka. Wężyca odsłoniła stopy chorego, tworząc na jego kolanach barykadę ze złożonych koców.

— Chcę to widzieć — wyszeptał.

Noga była fioletowa i spuchnięta.

— Lepiej nie — odparła Wężyca. — Brian, otwórz okno, proszę.

Stary sługa pospiesznie wykonał polecenie — odsunął zasłony i otworzył okna, wpuszczając do środka panujące na zewnątrz ciemności. Po pokoju rozeszło się chłodne, świeże powietrze.

— Kiedy Piasek cię ukąsi — poinformowała Wężyca — poczujesz ostry ból. Po chwili skóra w tym miejscu zdrętwieje. To zdrętwienie będzie rozchodzić się powoli, gdyż krążenie krwi jest prawie zablokowane, a kiedy rozejdzie się już w dostatecznym stopniu, oczyszczę ranę i antytoksyna będzie mogła skutecznie zadziałać.

Zarumienione policzki burmistrza zbladły. Nic nie powiedział, a Brian przyłożył mu do ust szklankę, z której chory pociągnął duży łyk. Na jego twarz wróciły rumieńce.

„Tak — pomyślała Wężyca — niektórym ludziom trzeba o czymś takim powiedzieć, a innym nie należy mówić nic”. Rzuciła Brianowi kawałek czystego płótna.

— Nalej tu trochę brandy i połóż to na jego twarzy i ustach.

Ty i Gabriel powinniście zrobić to samo. Ten zabieg nie należy do przyjemnych, a więc też wypijcie po łyku. Przytrzymajcie mu potem ramiona i nie pozwalajcie gwałtownie siadać, ponieważ w ten sposób wystraszy grzechotnika.

— Tak, uzdrowicielko — rzekł Brian.

Wężyca oczyściła skórę wokół głębokiej rany w łydce burmistrza. „Dobrze, że nie ma tężca” — pomyślała, kiedy przypomniała sobie o Ao i innych zbieraczach. Uzdrowiciele rzadko pojawiali się w Podgórzu, chociaż w przeszłości bywali tam częściej, a zatem niewykluczone, że burmistrz został zaszczepiony już wcześniej.

Wężyca zdjęła Piaska z ramienia i, przytrzymując go za szczękę, pozwoliła, by połaskotał językiem odbarwioną skórę chorego. Wąż umościł się spiralnie na łóżku. Kiedy tylko Wężyca stwierdziła, że leży już w odpowiedniej pozycji, od razu puściła jego głowę.

Piasek uderzył. Burmistrz krzyknął.

Wąż ukąsił go tylko raz, po czym szybko — wręcz niedostrzegalnie — z powrotem zwinął się w kłębek. Burmistrz znowu wpadł w gorączkowe drgawki, a z dwóch ran po ukłuciu zaczęła sączyć się ciemna krew i ropa.

Pozostała część pracy była najmniej przyjemna, ale Wężyca umiała sprawnie ją wykonać. Otworzyła ranę i zaczęła usuwać z niej zbędne płyny. Miała nadzieję, że Gabriel nie zjadł zbyt obfitej kolacji, bo mógł za moment ją stracić — i to pomimo nasączonego brandy kawałka płótna na twarzy. Brian stał ze stoickim spokojem przy ramieniu swojego pana, pilnując, by ten się nie ruszał.

Kiedy Wężyca skończyła zabieg, opuchlina na nodze pacjenta wyraźnie zmalała. Za kilka tygodni powinien być zdrowy.

— Brianie, czy mógłbyś tu podejść?

Po chwili wahania staruszek spełnił prośbę uzdrowicielki. Odprężył się, kiedy ujrzał efekty jej pracy.

— Wygląda lepiej — powiedział. — Nawet lepiej niż wtedy, gdy po raz ostatni mnie tutaj wpuścił.

— Dobrze. To będzie się jeszcze sączyć, a więc trzeba zadbać o czystość.

Pokazała mu, jak opatrzyć ranę i jak założyć bandaże. Brian zawołał młodego służącego, który zabrał pobrudzony materiał. Niebawem fetor infekcji i martwego ciała ulotnił się z pokoju.