Выбрать главу

Burmistrz miał bibliotekę, z której Larril przyniosła kilka książek. Wężyca próbowała czytać. W normalnym stanie rzeczy pochłaniała kilka lektur dziennie, czytając — dobrze o tym wiedziała za szybko, by umieć ocenić dany tekst. Tym razem jednak była znużona, niespokojna i zdekoncentrowana. Poza tym ciągle ktoś jej przeszkadzał.

Późnym popołudniem Wężyca wstała z łóżka i poczłapała do stojącego przy oknie krzesła. Miała stamtąd widok na dolinę. Nie mogła porozmawiać z Gabrielem, który udał się do Podgórza, żeby podać jego mieszkańcom opis szaleńca. Miała nadzieję, że ktoś tego człowieka znajdzie i że okaże się, iż można mu pomóc. Czekała ją długa podróż i nie cieszyła jej perspektywa nieustannej obawy przed prześladowcą. O tej porze roku nie natknie się na zmierzające do Miasta karawany — a zatem albo odbędzie tę podróż sama, albo nie pojedzie tam wcale.

Wystosowane przez Grum zaproszenie, by spędziła zimę w wiosce staruszki, wydawało się teraz jeszcze bardziej atrakcyjne. Z drugiej strony konieczność zawieszenia na pół roku wykonywania swojego zawodu była dla niej nie do zniesienia. Przez cały ten okres dręczyłaby ją przecież obawa, czy uda jej się zrehabilitować. Pojedzie więc do Miasta albo wróci do ośrodka uzdrowicieli i przyjmie wydany na nią werdykt.

Grum. Może Melissa właśnie do niej powinna się wybrać, zakładając, że Wężyca wydobędzie małą z Podgórza. Grum nie była przecież piękna i nie przywiązywała wielkiej wagi do powierzchowności. Blizny Melissy nie powinny być dla niej odrażające.

Jednakże przesłanie wiadomości do Grum i oczekiwanie na odpowiedź zajęłoby kilka dni, jej wioska bowiem leżała na dalekiej północy. Wężyca musiała też uczciwie przyznać, że zbyt słabo znała tę kobietę, by skłaniać ją do przyjęcia tak wielkiej odpowiedzialności. Westchnęła i przeczesała palcami włosy. Chciałaby, żeby ten problem zatonął gdzieś w jej podświadomości i wynurzył się już rozwiązany — jak we s’nie. Rozejrzała się po pokoju, jakby bezpośrednie otoczenie mogło podpowiedzieć jej, co ma uczynić.

Na stoliku pod oknem stał kosz pełen owoców, talerz z ciastkami, ser i taca z mięsnymi pasztecikami. Personel burmistrza był aż nazbyt hojny, jeśli chodzi o ludzi chorych. Przez cały ten dzień Wężyca nie mogła pozwolić sobie na rozrywkę oczekiwania na posiłek. Namawiała do poczęstunku Gabriela, Larril, Briana i innych służących, którzy przychodzili, by pościelić łóżko, wypolerować szyby w oknach lub zmieść okruszki (nie miała pojęcia, ile osób pracuje w rezydencji na usługach Gabriela i jego ojca, ponieważ za każdym razem poznawała nową twarz i nowe imię). Mimo to w większości naczyń nadal było pełno jedzenia.

Działając pod wpływem impulsu, Wężyca opróżniła koszyk z mniej soczystych owoców, po czym wrzuciła do niego ciasteczka, ser i paszteciki, które wcześniej zawinęła w serwetki. Zaczęła pisać list, następnie się rozmyśliła i na kawałku papieru narysowała zwiniętego węża. Wsunęła tę karteczkę między wiktuały i przykryła to wszystko serwetką. Potem zadzwoniła po służbę.

Przyszedł młody chłopak — kolejny służący, którego po raz pierwszy widziała na oczy — i poprosiła go, żeby zaniósł koszyk do stajni i wsunął go na stryszek nad boksem Wiewióra. Młodzieniec miał trzynaście, może czternaście lat, był chudy i nadmiernie wyrośnięty. Wężyca poprosiła go, żeby nie naruszył zawartości kosza, a w zamian obiecała mu wszystko, czegokolwiek zażyczy sobie ze specjałów znajdujących się na stole. Nie wyglądał na niedożywionego, ale Wężyca nie poznała jeszcze dziecka, które w okresie gwałtownego rozwoju nie byłoby ciągle choć trochę głodne.

— Czy taki układ cię zadowala?

Chłopak uśmiechnął się szeroko. Miał duże, białe i trochę krzywe zęby. Wyrośnie z niego przystojny mężczyzna. Wężyca zauważyła, że w Podgórzu nawet nastolatki cieszą się gładką cerą.

— Tak, panienko — powiedział.

— To dobrze. Postaraj się, żeby nie dostrzegł cię stajenny. Z tego, co wiem, potrafi sam zdobyć sobie żywność.

— Tak, panienko!

Chłopak znowu wyszczerzył zęby w uśmiechu, zabrał koszyk i wyszedł z pokoju. Z jego głosu Wężyca wywnioskowała, że Melissa nie jest jedynym bezbronnym dzieckiem, wydanym na pastwę nastrojów Rasa. Ale dla dziewczynki nie stanowiło to przecież żadnej pociechy. Ten służący również nie chciałby narazić się stajennemu.

Chciała porozmawiać z Melissą, ale minął cały dzień, a dziewczynka się u niej nie pojawiła. Wężyca bała się posyłać bardziej wyraźny sygnał od tego, który umieściła w koszyku. Nie chciała, żeby z jej powodu mała znowu dostała lanie.

Było już ciemno, kiedy Gabriel wrócił do zamku i przyszedł do pokoju Wężycy. Pomimo nawału zajęć nie zapomniał przynieść jej nowej koszuli.

— Nic — oznajmił. — Ani jednej osoby w pustynnym ubraniu.

Nikogo, kto by się dziwnie zachowywał.

Wężyca przymierzyła koszulę i ze zdumieniem stwierdziła, że świetnie na nią pasuje. Poprzednia była brązowa, z szorstkiego płótna domowego wyrobu, tę zaś wykonano z bardzo delikatnego, białego materiału, cienkiego jak jedwab, choć mocnego, z wymyślnymi niebieskimi wzrokami. Wężyca wyciągnęła rękę i powiodła palcami po kolorowej tkaninie.

— Jeśli kupił nowe ubranie, jest już innym człowiekiem. Wynajął pewnie pokój w gospodzie i nikt nie zwraca na niego uwagi, gdyż nie różni się od innych obcych przejeżdżających przez Podgórze.

— Większość obcych przejeżdżała tędy parę tygodni temu — oznajmił Gabriel i westchnął. — Ale masz rację. Nawet teraz nie zwrócono by na niego uwagi.

Wężyca wyjrzała przez okno. Zauważyła kilka rozproszonych światełek, dobiegających z położonych w dolinie farm.

— Jak kolano?

— Teraz już dobrze.

Opuchlizna zniknęła, a ból był nie większy niż podczas zmiany pogody. To właśnie — pomimo upałów — podobało się jej na pustyni: niezmienność pogody. Kiedy się tam budziła, nie czuła się jak niepełnosprawna staruszka.

— Świetnie — rzekł Gabriel. W jego głosie dało się słyszeć nutkę nadziei i niepewne zapytanie.

— Uzdrowiciele naprawdę szybko wracają do zdrowia — powiedziała Wężyca. — Kiedy mają po temu ważne powody.

Uśmiechnęła się szeroko, a w odpowiedzi ujrzała promienny uśmiech Gabriela.

Tym razem nie przestraszył jej odgłos otwierających się drzwi. Bez trudu otrząsnęła się ze snu i podparła na łokciu.

— Melissa?

Podkręciła płomień w lampce na tyle, by dobrze widzieć dziewczynkę. Nie chciała budzić Gabriela.

— Przyniosłam koszyk — rzekła Melissa. — Jedzenie było dobre. Wiewiór lubi ser, ale Strzała raczej nie.

Wężyca roześmiała się.

— Cieszę się, że przyszłaś. Chciałam z tobą porozmawiać.

— Tak. — Melissa powoli wypuściła powietrze z płuc. — Dokąd to miałabym pójść? Gdybym mogła.

— Nie wiem, czy uwierzysz mi po tym, co nagadał ci Ras. Jeśli chcesz, to naprawdę możesz zostać dżokejką, wszędzie z wyjątkiem Podgórza. Z początku będziesz miała więcej pracy, ale ludzie będą cenić cię za to, co robisz i kim jesteś.