Выбрать главу

Północny zszedł z platformy, kiedy boczne linki zaczęły opadać na ziemię. Towarzyszyło mu dwóch ludzi z lampami. Na ścianach pojawiły się podwójne cienie wszystkich obecnych.

Kiedy Północny podszedł bliżej, lampy oświetliły jego uśmiechniętą twarz.

— Moje węże cię lubią — powiedział, kiwając głową w stronę węży owiniętych wokół łydek uzdrowicielki. — Nie powinnaś jednak zagarniać wszystkiego dla siebie.

— Melissa ich nie chce — rzekła Wężyca.

— Szczerze przyznaję, że nie spodziewałem się zastać cię tak bardzo przytomną.

— Jestem uzdrowicielką.

Północny zmarszczył czoło. Wahał się.

— Aha, rozumiem. Tak. Mogłem o tym pomyśleć. Pewnie jesteś na nie odporna, prawda?

Dał znak swoim ludziom, którzy postawili lampy na ziemi i podeszli do Wężycy. Twarz Północnego była teraz oświetlona od dołu, jeszcze bardziej udziwniając jego niezwykle białą karnację. Wężyca zrobiła krok do tyłu, ale za plecami miała ścianę; nie miała dokąd uciec. Pomocnicy Północnego stąpali ostrożnie pośród ostrych kamieni i węży snu. W przeciwieństwie do Wężycy obaj mieli na nogach solidne buty. Jeden z nich wyciągnął ręce, żeby odebrać uzdrowicielce Melissę. Wężyca poczuła, jak węże odwijają się z jej nóg i pełzną dalej po skalnej podłodze.

— Nie podchodź do mnie! — krzyknęła Wężyca, ale wychudzona ręka już wyrywała dziewczynkę z jej ramion. Wężyca pochyliła się i ugryzła dłoń agresora. Nic innego nie przyszło jej do głowy. Poczuła, jak zimne ciało ustępuje pod zębami, które dotarły aż do kości. W jej ustach znalazła się ciepła krew. Żałowała, że nie ma ostrzejszych zębów — takich, w których zmieściłby się również jad. Teraz mogła mieć tylko nadzieję, że w ranie dojdzie do zakażenia.

Przyboczny Północnego jęknął i wyrwał rękę, a Wężyca wypluła z ust jego krew. Północny i jego ludzie chwycili ją za włosy, ręce i ubranie. Przytrzymując w ten sposób, odebrali jej Melissę. Północny zatopił swoje długie palce we włosach uzdrowicielki, przyciskając jej głowę do skalnej ściany. Wyciągnęli ją potem z wąskiego krańca rozpadliny. Wężyca próbowała się wyrwać, gdy zobaczyła, że jeden z pomocników Północnego idzie z Melissą w stronę platformy. Północny przytrzymał ją za włosy, a wtedy ugięły się pod nią kolana. Próbowała się podnieść, ale nie wystarczało jej sił, by przemóc ból i wyczerpanie. Opadła bezwładnie na ziemi; na prawym ramieniu trzymała lewą dłoń, po której wolno sączyła się krew.

Północny zostawił Wężycę i podszedł do Melissy. Popatrzył w oczy dziewczynki i zbadał jej puls. Następnie znowu spojrzał na uzdrowicielkę.

— Mówiłem ci, żebyś nie broniła jej dostępu do moich zwierzątek.

Wężyca uniosła głowę.

— Dlaczego próbujesz ją zabić?

— Zabić ją? Ja? Ty naprawdę wiesz bardzo mało. To przecież ty naraziłaś ją na niebezpieczeństwo.

Zostawił Melissę i wrócił do Wężycy. Pochylił się, żeby podnieść kilka węży. Wkładał je do koszyka, przytrzymując ostrożnie, żeby go nie ukąsiły.

— Muszę ją stąd zabrać, żeby mogła dalej żyć. Znienawidzi cię za to, że zepsułaś jej pierwsze doświadczenie. Wy, uzdrowiciele, jesteście strasznie aroganccy.

Wężyca zastanawiała się, czy Północny przypadkiem nie ma racji, przynajmniej jeśli chodzi o jej arogancję. Zresztą jeśli nie mylił się w tym względzie, to może miał również rację w sprawie Melissy, no i we wszystkich innych sprawach. Nie mogła zebrać myśli, aby z nim teraz rozmawiać.

— Bądź dla niej dobry — wyszeptała.

— Nie ma obawy — rzekł Północny. — Ona będzie ze mną szczęśliwa.

Skinieniem głowy dał znak swoim pomocnikom. Kiedy się do niej zbliżali, próbowała się podnieść i zdobyć na ostatnią próbę obrony. Klęczała na jednym kolanie, gdy ugryziony przez nią wcześniej mężczyzna chwycił ją za prawą rękę i poderwał do góry, wykręcając ramię. Inny wielbiciel Północnego przytrzymywał ją z drugiej strony.

Północny pochylił się nad nią z wężem snu w dłoni.

— Jak bardzo jesteś pewna swojej odporności, uzdrowicielko?

Tutaj również poniesie cię arogancja?

Jeden z ludzi Północnego odciągnął do tyłu jej głowę, odsłaniając szyję. Wzrost Północnego sprawił, że nawet pomimo tej pozycji mogła widzieć, jak opuszcza węża snu.

Zęby gada wbiły się w tętnicę szyjną. Nic się nie stało. Wężyca wiedziała, że nic się nie wydarzy. Chciałaby, by Północny również to zrozumiał i pozwolił jej położyć się i zasnąć na tej chłodnej skale, nawet jeśli nigdy nie miała się już obudzić. Zmęczenie nie pozwalało na jakąkolwiek walkę i nie zareagowała, gdy Północny zwolnił swój uścisk. Krew spływała po szyi na obojczyk. Północny podniósł kolejnego węża snu i przyłożył go do jej gardła.

Kiedy poczuła drugie ukąszenie, towarzyszyła mu fala bólu, rozchodząca się z szyi na całe ciało. Przez chwilę nie mogła złapać tchu. Drżała.

— Oho — rzekł Północny. — Uzdrowicielka zaczyna nas rozumieć. — Przyjrzał się jej z pewnym wahaniem. — Chyba jeszcze jeden — powiedział. — Tak.

Gdy ponownie się nad nią pochylił, wokół zacienionej twarzy światło utworzyło aureolę z jego białych włosów. Wężyca próbowała się cofnąć, ale pomocnicy Północnego dalej ją trzymali. Ludzie ci sprawiali wrażenie zahipnotyzowanych przez spojrzenia węża. Wężyca rzuciła się przed siebie i na chwilę oswobodziła się z ich uścisku, lecz szponiaste palce znowu wbiły się w jej ciało, a człowiek, którego wcześniej ugryzła, zawarczał ze wściekłości. Pociągnął ją z powrotem, wykręcając prawą rękę i wbijając się paznokciami drugiej dłoni w jej zranione ramię.

Północny, który stał z boku w trakcie tej szamotaniny, znowu podszedł do Wężycy.

— I po co tak walczyć, uzdrowicielko? Pozwól sobie na trochę przyjemności, którą dadzą ci moje zwierzątka.

Przyłożył trzeciego węża do jej szyi. Gad zaatakował.

Tak jak poprzednio, ból rozszedł się promieniście po całym ciele, lecz kiedy minął, Wężyca przeszła przez kolejną falę spazmów. Krzyknęła.

— Ach — powiedział Północny. — Teraz już zrozumiała.

— Nie — szepnęła Wężyca.

Nakazała sobie milczenie. Postanowiła nie sprawić Północnemu satysfakcji, ujawniając swoje cierpienie.

Pomocnicy Północnego puścili ją i Wężyca upadła, próbując podeprzeć się lewą ręką. Tym razem fala bólu nie mijała, lecz nasilała się, rozchodząc się niczym echo po zakamarkach jej ciała. Wężyca drgała w rytm uderzeń swojego serca. Próbując złapać oddech między kolejnymi przypływami bólu, upadła na chłodną skałę.

Światło dzienne spływało w głąb jamy. Wężyca leżała tak, jak upadła, z jedną ręką wyciągniętą przed siebie. Szron posrebrzył postrzępioną krawędź jej rękawa. Gruba warstwa lodowych kryształków pokryła leżące na skalnej podłodze kamienie, wpełzając również na ściany rozpadliny. Zauroczona tymi koronkowymi wzorkami, Wężyca pozwoliła sobie na kontemplację widoku. Wszystkie te dziwne paprocie stały się nagle trójwymiarowe. Uzdrowicielka znalazła się w prehistorycznym lesie, w którym rosły czarno-białe paprocie i mchy.

Tu i ówdzie na koronkach pojawiały się wodne szlaczki, które niszczyły wrażenie trójwymiarowości, tworząc inny, mniej już ozdobny wzór. Ciemne żyłki wyglądały jak ślady węża snu, lecz Wężyca wiedziała, że przy takiej temperaturze węże nie będą się ślizgać po pokrytej lodem skale. Być może Północny, chcąc zapewnić im bezpieczeństwo, zabrał je w jakieś cieplejsze miejsce.