Выбрать главу

Margo, trzymając w ramionach kotkę, leżała obok niego na tarasie.

Zupełnie przypadkowo oczy Paula spoczęły na kartce, którą trzymał w ręce. Odruchowo przeczytał: „Nasz brodaty prelegent to Ross Hunter, profesor socjologii na Uniwersytecie Reeda w Portland w stanie Oregon” — zanim uświadomił sobie, że to blask Wędrowca umożliwia mu czytanie.

Dla don Guiliermo, który ze wzrokiem utkwionym w „Pałac” i z lewą ręką opartą o poprzeczny uchwyt wyrzutnika bombowego zbliżał się do wzgórza z budynkami biurowymi, Wędrowiec był niczym innym jak odrzutowcem nikaraguańskich lojalistów, lecącym tuż za nim i oddającym do niego salwę bezgłośnych pocisków smugowych. Pochylił się na siedzeniu, zmrużył oczy, napiął mięśnie szyi i ramion — pewien, że zaraz przeszyją go kule. Kuł jednak nie było. Drań jest pewnie sadystą, pomyślał don Guillermo, chce przedłużyć moją mękę.

Zgodnie z planem skręcił w lewo w stronę dużego jeziora, a potem zmusił się, żeby spojrzeć za siebie. Do cholery, ten odrzutowiec to tylko potężny balon zaporowy, jakimś cudem nagle oświetlony, i pomyśleć, że go nabrali taką karnawałową zabawką! Zawróci i da im nauczkę! W tej samej chwili ujrzał oślepiający różowy blask wulkanu w La Loma i zdał sobie sprawę, że lewą ręką trzyma poprzeczny uchwyt, z którego zwisa teraz tylko urwany drut. W następnej sekundzie potężny niespodziewany wybuch wstrząsnął samolotem. Don Guillermo wyrównał kurs i machinalnie leciał dalej w stronę jeziora Nikaragua.

Ale w jaki sposób, zastanawiał się, balon utrzymuje to samo tempo, co jego stary grot? I dlaczego w dole jest tak jasno, jakby Ziemię oświetlał ogromny reflektor?

Bagong Bung stał oparty o balustradę mostka: słońce paliło go w głowę, a on wciąż miał przed oczami leżący w odległości trzydziestu siedmiu kilometrów obrośnięty wodorostami wrak pewien złota. Trwał w nieświadomości, nie czuł bowiem żadnej zmiany, kiedy front grawitacyjny nieznanego ciała niebieskiego uderzy! od spodu, targając każdą cząsteczką jego ciała. Ale ponieważ nieznane ciało z kosmosu z jednakową siłą oddziaływało na jego kuter „Macham Lumpur”, na Zotokę Tonkińską i na całą planetą, nie mąciło ono ani jednej z przyjemnych, pogodnych myśli Bagonga Bunga.

Gdyby patrzył na kompas, widziałby, jak wskazówka gwałtownie się porusza, a potem drgając wyznacza nowy kierunek odrobiną na północny wschód, ale mały Malajczyk rzadko patrzył na kompas — zbyt dobrze znał te płytkie morza. Poza tym od tak dawna miał do czynienia z oportunistami i różnymi krętaczami, zarówno z obozu komunistów jak i kapitalistów, że gdyby nawet widział, jak kompas zmienia kierunek, pomyślałby zapewne, że statek objawia swoją niestałość polityczną.

Wolf Loner skrzywił się przez sen, kiedy przepłynąwszy już poi drogi dookoła świata, niewielki kompas jachtu „Wytrwały”.zadrżał i wskazał ten sam kierunek, co kompas na „Machem Lumpur”, a niebieski język ognia świętego Elma zamigotał na szczycie masztu. Loner poruszył się, ale się nie przebudził i po chwili znów zapadł w głęboki” sen.

— Jimmy, zrób coś z tym ogniem, zanim rozwali nam ekran — warknął generał Stevens.

— Tak jest — odparł kapitan James Kelly. — Ale który ekran? Ogień widać na obydwu.

— Bo jest na obydwu — wtrącił ochrypłym głosem pułkownik Griswold. — Spójrz na każdy z osobna, Spike. Widać go wyraźnie, jest nie mniejszy od Ziemi.

— Spike, a może to po prostu zadanie? — spytała podnieconym głosem pułkownik Mabel Wallingford. — Pierwsze Dowództwo może w każdej chwili podać nowe informacje, żeby sprawdzić, jak sobie radzimy.

— Słusznie — przyznał generał i kurczowo uchwycił się tej nowej sugestii.

Pułkownik Wallingford uśmiechnęła się z satysfakcją: Spike się boi.

— Jeżeli to rzeczywiście nowe zadanie — mówił generał — a tak mi się przynajmniej zdaje, to tym razem dali nam niezłą zagadkę. Za pięć sekund nasze urządzenia komunikacyjne będą pękać w szwach od danych o symulowanym niebezpieczeństwie. Dobra jest, zakładamy, że to nowe zadanie.

Zmuszając się do tego, żeby zerknąć w górę, Paul zorientował się, że Wędrowiec pozostaje nieruchomy i nie zmienia zarysów. Pomógł wstać Margo, po czym sam podniósł się, ale wciąż stał skulony jak człowiek, nad którym zawisła betonowa płyta, albo jak ktoś, kto za chwilę ma dostać pięścią w zęby.

Okazało się, że reakcja „padnij” była powszechna. Krzesła leżały porozrzucane i nie widać było żywej duszy — ani osób, które siedziały w pierwszym rzędzie, ani prelegentów.

Nie, reakcja jednak nie była zupełnie powszechna. Drągal stał wyprostowany i dziwnie spokojnym, wysokim głosem mówił:

— Nie bójcie się. To tylko wielki balon. Wykonany w Japonii, sądząc z deseniu.

— Wzniósł się z Vandenbergu! — wołała histerycznie kobieta leżąca na podłodze. — Dlaczego się zatrzymał? Dlaczego się pali? Dlaczego nie leci wyżej?

Spod stołu dał się słyszeć jeszcze głośniejszy krzyk Łysego:

— Głupcy, nie wstawajcie! Nie wiecie, że to atomowa kula ognista? — A potem ciszej zwrócił się do Ramy Joan: — Gdzie są moje okulary?

Ragnarok z podkulonym ogonem obszedł taras, stanął prawie na samym środku między pustymi krzesłami, podniósł pysk w stronę Wędrowca i zaczął wyć. Paul i Margo wyminęli psa i zbliżyli się do podium.

Za ich plecami ukazała się Anna.

— Dlaczego wszyscy się boją? — zapytała wesoło. — To chyba największy latający talerz na świecie! Teraz już mogę ją.zgasić — powiedziała, wyłączając latarką.

— Japoński balon porusza się bardzo wolno — kontynuował Drągal głosem piskliwym i monotonnym. — Przelatuje nam teraz — nad głowami, ale proszę się nie obawiać, nie zatrzyma się tu na stale.

Niski mężczyzna podszedł do Drągala, wyciągnął rękę do góry i potrząsnął go za ramię.

— Czy balon potrafiłby aż tak przyćmić gwiazdy? — zapytał. — Czy w jego świetle moglibyśmy rozróżnić kolory naszych samochodów? Czy Vandenberg byłby zielony? Czy zdołałby oświetlić Ocean Spokojny aż po wyspy Santa Barbara? Do jasnej cholery, odpowiedz mi, Charley Fulby!

Drągal rozejrzał się. Potem wywrócił oczy, aż widać było same białka, oparł się o krzesło i bezsilnie osunął na ziemię. Niski mężczyzna spojrzał na niego uważnie i powiedział z namysłem:

— Cokolwiek to jest, nie jest to Arletta. Jednocześnie spod stołu ukazała się lśniąca czaszka i błyszczące okulary Łysego oraz owłosiona twarz Huntera, profesora z Uniwersytetu Reeda, którego Margo i Paul przezywali Brodaczem. Przez chwilę sprawiał! wrażenie dwóch dzielnych krasnali.

— To nie jest atomowa kula ognista — oznajmił Łysy. — Gdyby tak było, powiększałaby się. A poza tym od początku świeciłaby znacznie jaśniej.

Pomógł wstać Ramie Joan. Koniec jej zielonego turbanu był odwinięty. Bluzkę miała pogniecioną. Hunter również wstał.

Anna wyciągnęła rękę i pogłaskała Miau.

— Ona mruczy i wciąż patrzy na ten wielki talerz — powiedziała do Margo rudowłosa dziewczynka. — Jakby chciała go oblizać.

Wędrowiec nadal wisiał na niebie, miękki jak puch, a jednak o wyraźnie zarysowanych konturach; był.masywny, jego dwie połowy — kasztanowata i złota — układały się na kształt symbolu in-jang, symbolu światła i ciemności, mężczyzny i kobiety, dobra i zła.

Kiedy inni wpatrywał! się w nieznany obiekt i zastanawiali się nad nim, niski mężczyzna wyjął z kieszeni na piersi niewielki notes i na czystej kartce starannie naszkicował schematyczny rysunek: wygładził nieregularne kontury i równoległymi kreskami zaznaczył kasztanowy odcień nowego ciała niebieskiego.