– Myśli tylko o pracy – zauważył Lorenzo. – O tym, jak zarabiać coraz więcej pieniędzy. Ja tam wolę je wydawać.
– I pewnie dlatego chce wiedzieć, na kogo je przepuszczasz. – Dotknęła eleganckiego i na pewno kosztownego sznura pereł.
– Polubi cię, wierz mi – mruknął Lorenzo, gdy wysiadali z taksówki przed hotelem.
– Ja się nie boję. A ty?
– Też nie, ale on jest głową rodziny, co na Sycylii ma olbrzymie znaczenie. Jednak zawsze był wspaniałym starszym bratem, który wyciągał mnie z kłopotów…
– Układając się z ojcami twoich dziewcząt? – spytała przewrotnie.
Lorenzo odchrząknął.
– To należy do przeszłości. Chodźmy.
Heather była ciekawa, jak wygląda mężczyzna, który odgrywa tak ważną rolę w życiu Lorenza, dlatego rozglądała się po eleganckiej, wyłożonej marmurami restauracji o sięgających do podłogi oknach z ciężkimi, czerwonymi storami.
W kącie siedział przy stoliku samotny mężczyzna. Wstał, gdy zbliżyli się do niego i uprzejmie uśmiechnął się do Heather.
– Dobry wieczór, signorina - powiedział Renato Martelli i lekko skłonił głowę. – Miło panią widzieć.
– Ponownie, nieprawdaż? – spytała nad wyraz chłodno. -Z pewnością nie zapomniał pan naszej popołudniowej rozmowy w „Gossways"?
– Jak to? – zdziwił się Lorenzo. – Już się spotkaliście?
– Nieco wcześniej – przyznał Renato. – Bardzo chciałem poznać damę, o której tyle słyszałem, więc uciekłem się do podstępu, który, mam nadzieję, zostanie mi wybaczony. -Z uśmiechem pocałował ją w rękę.
Heather spojrzał na niego kwaśno.
– Zastanowię się nad tym – odparła. Renato szarmancko podsunął jej krzesło. Usiedli.
– Jaki podstęp? – spytał Lorenzo.
– Twój brat udawał klienta – wyjaśniła Heather.
– Chciałem, żebyśmy się poznali w bardziej naturalnej atmosferze – tłumaczył się. – Na pewno wyrobiła sobie pani zdanie na mój temat.
– W istocie – zapewniła go i ugryzła się w język. Nie chciała dawać mu satysfakcji.
Podszedł kelner i Renato zażądał najlepszego szampana.
Lorenzo uśmiechnął się z zadowoleniem, natomiast Heather jeszcze bardziej się zdenerwowała. Czyżby Renato Martelli s ą -dził, że zadowolą ją okruchy z pańskiego stołu?
Nigdy by nie odgadła, że są braćmi, choć wiedziała, że Sycylię przez stulecia najeżdżali Grecy, Arabowie, Włosi, Francuzi, Hiszpanie i Celtowie, tworząc niezwykłą mieszankę ras. Lorenzo miał w sobie coś z Greka.
Domyślała się, że Renato musiał szybko wydorośleć. Trudno było jej wyobrazić go sobie jako chłopca. Zapewne po włoskich przodkach odziedziczył bystre spojrzenie, lecz nieuchwytna duma musiała pochodzić od Hiszpanów, a zmysłowe usta i sposób poruszania się od Celtów.
Przy swoim pięknym bracie wydawał się wręcz brzydki, lecz jego wielkie czarne oczy wabiły jak magnes. W pomieszczeniu pełnym przystojnych mężczyzn właśnie Renato Martelli wzbudziłby największe zainteresowanie wszystkich kobiet.
Choć potężnej budowy, nie miał ani grama tłuszczu, a stalowe mięśnie ledwie mieściły się pod drogim garniturem, w którym wyglądał nienaturalnie. Był człowiekiem stworzonym do życia na świeżym powietrzu, do jazdy konnej po swych włościach, do sportowych koszul.
Szampana podano w smukłych, kryształowych kieliszkach.
– Za miłe spotkanie.
– Za nasze spotkanie – dodała znacząco, a Renato lekkim grymasem zdradził się, że zrozumiał aluzję.
Gdy jedli zupę kalafiorową, żeberka i wędzonego łososia, Renato mówił o bracie i jego przedłużającym się pobycie w Anglii.
– Powinien wrócić dwa tygodnie temu, ale wciąż wynajdował jakieś wymówki. Domyśliłem się, że mogło chodzić tylko o kobietę. Gdy po raz pierwszy wspomniał o małżeństwie…
– Renato – jęknął Lorenzo.
– Nie zwracaj na niego uwagi – wtrąciła Heather. – Usiłuje cię speszyć.
– Signorina mnie przejrzała.
– To kwestia doświadczenia. Podobnie było, gdy odwiedził pan moje stoisko. Lubi pan onieśmielać ludzi.
– Kolejny punkt. – Z uśmiechem uniósł kieliszek, lecz wzrok miał czujny. – Powinienem się pani wystrzegać.
– Dobry pomysł – zgodziła się słodko. – Ale do rzeczy. Lorenzo zaczął mówić o małżeństwie, więc popędził pan do Anglii, żeby sprawdzić, czy się nadaję.
– Tylko po to, by stwierdzić, jaka jest pani urocza.
Był szarmancki, lecz nie dała się zwieść. Ten człowiek niczego nie robił bez powodu, a ona nie zamierzała ułatwiać mu sprawy.
– Mówmy otwarcie – powiedziała drwiąco. – Lorenzo nazywa się Martelli, dlatego nie może poślubić prostaczki. Kiedy okazało się, że zwrócił uwagę na zwykłą ekspedientkę, zaniepokoił się pan. Taka jest prawda, signor Martelli, a reszta to czcze gadanie.
Lorenzo jęknął i złapał się za głowę.
– Widzę, że teraz pani usiłuje mnie speszyć – odparł swobodnie Renato.
– Chyba sobie nieźle radzę – mruknęła.
– Zagrajmy zatem w otwarte karty – powiedział. – Zwyczajna ekspedientka? Co za bzdura! Nie ma w pani nic zwyczajnego. Jest pani silną, wręcz zadziorną kobietą, która sądzi, że może stawić czoło całemu światu i zwyciężyć. Na pewno uważa się pani za godną mnie przeciwniczkę, być może tak jest.
– Uważa pan, że zamierzam nieustannie z nim walczyć? – uśmiechnęła się. – Czy tak?
– Nie wiem, jeszcze nie podjąłem decyzji.
– Z drżeniem serca oczekuję werdyktu – odparła ironicznie.
Uniósł kieliszek i skłonił głowę. Heather odwzajemniła ten gest, choć ani na chwilę nie traciła czujności.
– Oto dzielna postawa, kochanie – odezwał się Lorenzo.
– Nie daj mu się zastraszyć.
– Nie musisz jej pomagać – uciszył go Renato. – Radzi sobie aż za dobrze. Widzisz – zwrócił się do Heather – sporo o tobie wiem. Gdy miałaś szesnaście lat, rzuciłaś szkołę i zatrudniłaś się w sklepie papierniczym. Przez kolejne cztery lata pracowałaś w wielu miejscach, choć zawsze jako ekspedientka, aż trzy lata temu przeszłaś do „Gossways". Gdy starałaś się o miejsce w programie szkoleniowym dla kadry kierowniczej, odmówiono ci z powodu braku odpowiedniego wykształcenia. Wtedy ostro zabrałaś się do pracy, uczyłaś się języków. Wreszcie, przekonani twoim uporem i doskonałymi wynikami w sprzedaży, obiecali ci miejsce w następnym cyklu szkoleniowym. Zwykła ekspedientka! Jesteś zdumiewającą kobietą.
– Nie miałem o tym pojęcia – wtrącił Lorenzo.
– Twój brat rozpytywał o mnie w dziale kadr „Gossways" – wyjaśniła mu Heather. – Szpiclował.
– Tylko zbierałem informacje – sprostował Renato.
– Szpiclował – upierała się. – A to bardzo brzydkie.
– Rzeczywiście – dodał Lorenzo. – Chyba nie sądzisz, że potrafiłbym zrobić coś takiego?
– Ty byś nawet o tym nie pomyślał – zauważył z przekąsem Renato.
Heather poczuła nagle, że musi choć na chwilę oddalić się od nich, bo nie może swobodnie oddychać.
– Panowie wybaczą – powiedziała wstając.
W toalecie długo wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze, zastanawiając się, dlaczego wszystko idzie na opak. Jadła kolację w „Ritzu" z dwoma atrakcyjnymi mężczyznami, czego mogłaby jej pozazdrościć każda kobieta. Gdyby była tylko z Lorenzem, również wzbudziłaby zawiść.
Ależ ten Renato to podejrzany typ, pomyślała.