– To wszystko prawda, przysięgam. Nie spałam z Lorenzem.
– Nie to, tylko mów, że mnie kochasz…
– Kocham cię, Renato. Nie kocham nikogo, prócz ciebie, ale ty nigdy nie powiedziałeś, że mnie kochasz.
– Czy mężczyzna mógłby inaczej oszaleć na punkcie kobiety?
– Zawsze tłumaczyłeś, że to nie ma nic wspólnego z miłością. Pamiętasz?
– Byłem głupi. Przysięgałem, że nigdy nie pozwolę, by jakaś kobieta tak wiele dla mnie znaczyła. Wtedy spotkałem ciebie, ale było za późno, bo kochałaś innego, więc musiałem wmówić sobie, że cię nie kocham. – Znów ją gorąco pocałował. – Tak się bałem…
Nawet nie zauważyła, kiedy weszli na piętro, ocknęła się dopiero wtedy, gdy usłyszała zatrzaskujące się drzwi. Zaczęli pospiesznie zdejmować z siebie ubranie.
Kochali się wprost szaleńczo, lecz była w tym wielka ulga i uspokojenie, a nad wszystkim królowała nadzieja. Jeszcze przed chwilą nie było przed nimi przyszłości, a teraz otworzyła się jak bramy niebios we wszystkich kolorach tęczy.
– Chyba musimy wstać – mruknęła niechętnie Heather. -Mamma obudzi się i będzie zdumiona, co tu robi Lorenzo. Ciekawe, co jej tam nakłamie.
– Krzywdzisz Lorenza – odparł Renato. – Powie jej prawdę. Czego by się o nim nie powiedziało, jest uczciwy.
– To prawda. Wiesz, ile zawdzięczamy jego uczciwości?
Renato nie odpowiedział i uświadomiła sobie, że rany są jeszcze świeże i potrzeba czasu, by przestały boleć.
– Opowiedz mi resztę – odezwał się w końcu. – Co się stało? Jak wyciągnęłaś go z celi? Musieliście uciekać?
– Na szczęście obeszło się bez drastycznych metod. Załatwiłam mu prawnika i z samego rana stanął przed sędzią pokoju. Nic poważnego. Odrobinkę przekroczył promile, nie spowodował wypadku, nikt nie ucierpiał.
– A ten pobity policjant?
– Muśnięcie. Ledwo go dotknął. Nie wniósł skargi. Wiem, że Lorenzo ma mnóstwo spotkań w Anglii, ale pomyślałam, że lepiej szybko przywieźć go do domu.
– Dobrze zrobiłaś. Chwilowo nie wyślę go z powrotem, ale ktoś musi odwiedzić jego klientów, a ty nadajesz się najlepiej. Doskonale radziłaś sobie w Szkocji…
– Doskonale? Czułam twój oddech na karku. Sprawdzałeś mnie przecież…
Pocałował ją.
– Miło wiedzieć, że nie jestem jedynym głupcem w rodzinie. Pojechałem do Szkocji, bo nie mogłem bez ciebie wytrzymać.
Przytuliła się do niego, zastanawiając się, czy obecność Lorenza w Anglii nie miała z tym coś wspólnego, ale nie spytała o to.
– A widzisz – mruknął – mamy ostatni kawałek układanki… Wypełniliśmy ją do końca.
– Ciekawe, nie jestem o tym przekonana…
– Skoro się kochamy, czego jeszcze ci trzeba?
– No, nie wiem. Wciąż mam uczucie, że brakuje dwóch kawałków.
– O nie – odparł, przytulając ją mocniej. – Odnaleźliśmy się nawzajem, choć już traciłem nadzieję.
Nie protestowała, oddając się wspólnemu szczęściu, jednak wciąż myślała o tym, że puzzle są niekompletne. Brakowało jeszcze dwóch kawałków.
Wyjechała do Anglii i wróciła, by włączyć się w przygotowania do przyjęcia urodzinowego Baptisty, które miało się odbyć w wielkiej sali Residenzy.
– Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu – powiedział jej pewnego wieczoru Renato. – Wiesz, że planowałem rozszerzyć asortyment o kwiaty. Niektóre gatunki hodujemy najlepiej na świecie. Mogłabyś się tym zająć.
– Z rozkoszą – odparła.
– Więc powinnaś odwiedzić specjalistów w tej dziedzinie. Szczególnie interesuje mnie ten człowiek – powiedział, wręczając jej wizytówkę Vincenza Tordonego. – Ma całe hektary szklarni i może zapewnić dostawy zimą. Chciałbym, żebyś go odwiedziła i powiedziała mi, co myślisz. Jeśli towar jest najwyższej jakości, możemy tymi kwiatami udekorować dom na urodziny mammy, a potem przystąpić do interesu.
Ucieszona Heather odwiedziła Vincenza Tordonego w jego biurze w Palermo. Wysoki, szczupły mężczyzna koło siedemdziesiątki o siwych włosach i nienagannych manierach od razu przypadł jej do serca. Zaprosił ją do odwiedzenia szklarni za miastem, gdzie podziwiała różnorodność i urodę wyhodowanych tam kwiatów.
– Mam firmę w Rzymie – powiedział, gdy popijali marsalę. – Dobrze prosperuje. Moja żona była Rzymianką i za życia pomagała mi ją prowadzić. Po jej śmierci wszystko przekazałem synowi i córce, a sam wróciłem do domu.
– Jest pan Sycylijczykiem?
– Tak, tu się urodziłem i mieszkałem do dwudziestego roku życia. Tutaj też spocznę po śmierci. – Westchnął z zadowoleniem. – To najlepszy na świecie kraj do hodowli roślin.
Poprosił, by powiedziała coś o sobie. Oględnie opisała, jak doszło do tego, że wżeniła się w rodzinę Martellich.
– Czy nie wydali się pani dziwni? – spytał.
– W żadnym razie. Wszyscy byli niezwykle uprzejmi, zwłaszcza moja teściowa, Baptista. Natychmiast się mną zaopiekowała, a nawet podarowała mi swą posiadłość, która nazywa się Bella Rosaria.
– A tak, słyszałem o niej. Podobno są tam niezwykle piękne kwiaty.
– To prawda, zwłaszcza krzewy róż. Niektóre rosną tam od lat. Opiekuję się nimi niczym własnymi dziećmi.
Wdali się w dyskusję o najlepszych sposobach zapewnienia długowieczności różom. Polubiła starszego pana i po powrocie do domu z przyjemnością powiedziała mężowi, że wszystko jest w najlepszym gatunku. Sporządzono więc umowę obejmującą eksport kwiatów z Sycylii i z Rzymu, z aneksem dotyczącym dostarczenia roślin na przyjęcie.
Baptista popołudniami ucinała sobie drzemkę, by zebrać siły na wieczór. W dniu urodzin, wypoczęta i zadowolona, cierpliwie czekała, aż pokojówka włoży jej perły. Gdy odwiedzili ją Renato i Heather, wzięła ich za ręce i odezwała się płaczliwym głosem:
– To już moje ostatnie urodziny na tym świecie…
– Mamma powtarza to co roku – przypomniał jej.
– Bo to zawsze prawda. Jednak w tym roku chciałabym dostać prezent, na którym zależy mi najbardziej.
– Jeśli to jest tylko w mojej mocy.
– Chciałabym wierzyć, że już nie ma żadnych animozji między tobą a twoim bratem…
– Wierz mi, to już stare dzieje.
Baptista uśmiechnęła się, ale Heather czuła, że spodziewała się czegoś więcej.
Rozległo się pukanie do drzwi. Weszli Bernardo i Lorenzo. Jeden niósł wino, drugi kieliszki, by przed przyjęciem wznieść toast za zdrowie matki.
Kiedy skończyli i zamierzali wyjść, Renato zatrzymał ich.
– Jeszcze chwileczkę, chcę wznieść kolejny toast. Piję za mojego brata, Lorenza, którego odwadze i prawości zawdzięczam szczęście. Popełniłem straszny błąd, prawie zniszczyłem troje ludzi. Kiedy szliśmy do katedry, wszyscy troje wiedzieliśmy, że ten ślub jest straszliwym błędem. Było jednak za późno, wszystko poszło w ruch i nikt nie wiedział, jak to zatrzymać. Tylko jedna osoba wykazała dość odwagi. Bracie, dałeś mi kobietę, którą kocham i za to dziękuję ci z całego serca.
– Ja również – dodała Heather.
Baptista łkała ze szczęścia, a Lorenzo wydawał się zmieszany. Renato odstawił kieliszek i uściskał Bernarda, który poklepał go po plecach.
– Dziękuję – szepnęła mężowi Heather.
– Powinienem był powiedzieć to już dawno.
Jeden element dopasowany, pozostał ostatni.
Zaczęła się zabawa. Baptista, witana oklaskami gości, pojawiła się na schodach podtrzymywana przez Renata. Przystanęła na moment zachwycona kwietną dekoracją.
– Są takie piękne – powiedziała, siadając na ustawionym niby tron fotelu. – Dziękuję.
– Jeszcze jedno – dodał Renato. – Człowiek, który to wszystko udekorował, chciałby osobiście złożyć ci życzenia oraz wręczyć specjalny prezent.