Выбрать главу

Angie zaniosła się śmiechem.

– Ty? Klęłaś i wrzeszczałaś? Że też tego nie widziałam!

– Tak było, przysięgam. Powiedziałam mu nawet, że go nie cierpię i dlatego zrywam z Lorenzem.

– Co nie było prawdą?

– Oczywiście, ale rozeźlił mnie do tego stopnia, że mówiłam, co mi przyszło do głowy.

Angie spojrzała na nią szelmowsko.

– Mówiłaś, że ma dwóch braci, prawda?

– Jesteś niepoprawna – roześmiała się Heather. – Poznałam tylko…

– Tego potwora Renata.

– Szczerze mówiąc, nie jest potworem. Byłam wściekła, że mnie sprawdzał, no i tak się stało, że omal przeze mnie nie zginął.

– Opowiedz mi o tym trzecim.

– To przyrodni brat, Bernardo. Ich ojciec miał romans z kobietą z górskiej wioski, a owocem tej miłości jest Bernardo. Kiedy oboje zginęli w katastrofie samochodowej, matka Lorenza wzięła chłopca i wychowała razem ze swoimi synami.

– Co za niezwykła kobieta!

– Wiem. Ma na imię Baptista i jeśli czegoś się boję, to tego, jak mnie przyjmie.

– Przecież czytałaś mi jej list. Był serdeczny.

– Raczej przypominał dobrze spełniony obowiązek, ale tak naprawdę nie wiem, co ona o mnie myśli.

– Ale Lorenzo jest dobrej myśli – pocieszyła ją Angie. – Hej, to chyba już Sycylia!

Z powietrza widać było trójkątną wyspę, oddzieloną od włoskiego buta wąską Cieśniną Mesyńską, która jednak stanowiła wyraźną granicę.

– Sycylijczyk – tłumaczył jej Lorenzo – jest przede wszystkim Sycylijczykiem, a dopiero w drugiej kolejności Włochem. Czasem tylko umownie. Przewinęło się tu tyle ras i nacji, że uważamy się za coś odrębnego.

Gdy wraz z Angie wyszły z cła, wreszcie go zobaczyła. Był z nim jeszcze ktoś. Pomachał i pobiegł w jej stronę. Heather też pospieszyła ku niemu, natomiast Angie dyskretnie została z tyłu. Uśmiechając się, pchała wózek bagażowy i z ciekawością przyglądała się drugiemu mężczyźnie.

Lorenzo objął narzeczoną i namiętnie pocałował.

– Czas bardzo mi się dłużył, kochanie.

– Tak, tak – odparła, odwzajemniając pocałunki.

Zdumiewające, jak bardzo pewnie się tu poczuła. Już w kilka chwil po wylądowaniu na Sycylii Heather wiedziała, że jest w domu, a to mogło jedynie oznaczać, że dokonała słusznego wyboru, decydując się na ślub z Lorenzem.

– Bernardo, mój brat – powiedział wreszcie jej narzeczony, wskazując na towarzyszącego mu mężczyznę.

– Przyrodni – mruknął tamten.

– Bernardo, poznaj Heather, moją przyszłą oblubienicę.

Gdy przedstawiła braciom Angie, Bernardo z uśmiechem machnął ręką.

– Już się poznaliśmy – wyjaśnił – kiedy wy, hm… mówiliście sobie dzień dobry.

Wywołało to gromki śmiech. Bernardo wziął wózek z bagażami i poprowadził ich w stronę samochodu, gdzie poprosił Angie, by usiadła obok niego na przednim siedzeniu.

– Pewnie wolą, by im nie przeszkadzać – powiedział z uśmiechem.

Nadmiar wrażeń sprawił, że Heather zapamiętała jedynie niezwykłe barwy, idealnie błękitne niebo i przejrzyste powietrze. Bernardo ruszył wzdłuż wybrzeża. Wkrótce pojawiła się Residenza Martelli.

Heather przyglądała się jej z zachwytem. Lorenzo opowiadał jej o domu, o tym, że został zbudowany na zboczu góry z widokiem na morze, ale nie rzekł ani słowa, jaki był piękny. Wyrastał przed nimi stopniowo, piętro po piętrze, balkon po balkonie, a wszystko tonęło w kwiatach. Geranium, jaśmin, białe i czerwone oleandry, powoje, wszystkie kwiaty splatały się w oszołamiającą gamę kolorów, która jednak tworzyła idealną wprost harmonię.

Jechali krętą drogą, która to oddalała się, to przybliżała do domu, aż wreszcie dotarli do podjazdu. Szerokie stopnie wiodły do zwieńczonego łukiem wejścia z otwartymi na oścież drzwiami. Pojawiła się w nich drobna, starsza kobieta, która szła wolno, podpierając się laseczką. Zatrzymała się na szczycie schodów.

– To moja matka – powiedział Lorenzo i biorąc Heather za rękę, poprowadził ją w stronę schodów.

Baptista wyglądała władczo, mimo iż sięgała synowi zaledwie do ramienia. Była dopiero po sześćdziesiątce, lecz postarzała ją choroba. Siwe włosy okalały twarz o ostrych rysach, a żywe, niebieskie oczy potrafiły wypatrzyć wszystko.

Jednak Heather dostrzegła ciepło w jej spojrzeniu, a gdy objęły ją chude ramiona, była zaskoczona siłą, z jaką uścisnęła ją starsza pani.

– Witaj, kochanie – powiedziała radośnie Baptista. – Witaj w rodzinie.

Równie ciepło przywitała Angie.

– Kiedy już obejrzycie swój pokój i rozpakujecie bagaże, odpoczniemy sobie razem.

Dom nazwany skromnie Residenza, mógł śmiało uchodzić za pałac. Wzniesiony w stylu średniowiecznym z pięknego żółtego kamienia, miał długie dachówki i zdobione mozaiką korytarze. Pokoje były wykończone marmurem, czasami gobelinami. Wszędzie Heather widziała bogactwo, piękno, elegancję i oznakę władzy.

Wraz z Angie dzieliły wielki pokój. Stały tam dwa olbrzymie łoża z baldachimem, a białe siatkowe zasłony współgrały ze zwieszającymi się z wysokich okien firanami. Za oknami widać było wielki ogród, a dalej ziemię ciągnącą się aż po zwieńczony zamglonymi górami horyzont. Wszystkie barwy odznaczały się nieznaną przedtem Heather intensywnością.

W porównaniu z pastelowymi odcieniami Anglii, ich jaskrawość i nasycenie przyprawiały o zawrót głowy.

Pokojówka pomogła się im rozpakować, potem zaprowadziła na otaczający dom taras, gdzie przy małym prostym stoliku siedziała Baptista i spoglądała w stronę zatoki. Towarzyszyli jej Bernardo i Lorenzo. Natychmiast przynieśli krzesła i po chwili wszyscy już zasiedli, a w kieliszkach królowała marsala. Na większym, stojącym obok stole przygotowano sycylijski sernik, kawowe lody z bitą śmietaną, kandyzowane owoce i mnóstwo innych smakołyków.

– Nie znałam waszych gustów, więc kazałam podać te rozmaitości – mruknęła Baptista.

Jedzenie i wino smakowały doskonale. Przed palącym słońcem chronił zarośnięty daszek, orzeźwiał lekki wiaterek. Hea-ther zastanawiała się, jak mogła żyć przed przybyciem w to cudowne miejsce. Lorenzo podchwycił jej spojrzenie i uśmiechnął się tak, że nie mogła tego nie odwzajemnić.

– Wystarczy – oświadczyła władczo Baptista i skarciła go klepnięciem w rękę. – Będziesz miał dość czasu na strojenie głupich min, synu. A teraz odejdź, chcę porozmawiać z twoją oblubienicą.

ROZDZIAŁ TRZECI

Kiedy Lorenzo oddalił się, a Bernardo zajął się oprowadzaniem Angie po ogrodzie, Baptista napełniła kieliszek Heather.

– Wiem od Renata, że twoje zdecydowane działanie ocaliło mu życie – powiedziała. – Od tej chwili zostałyśmy przyjaciółkami.

– Jest pani bardzo uprzejma – odparła Heather – ale czy nie wspomniał, że to ja naraziłam go na niebezpieczeństwo?

– Myślę, że to jego wina. Zdenerwował cię tym zadzieraniem nosa. Skarciłam go za to surowo.

Heather nie mogła sobie tego w żaden sposób wyobrazić, lecz udało się jej nie uśmiechnąć.

– Będziesz kimś ważnym w naszej rodzinie – ciągnęła Baptista. – Bardziej, niż przypuszczasz. Lorenzo wspominał, że twoi rodzice niestety już nie żyją.

– Matka zmarła, gdy miałam sześć lat, a ojciec nie potrafił sobie bez niej dać rady. – Heather urwała. Rzadko opowiadała o tym, bo nie chciała okazać się nielojalną wobec tego dobrego człowieka, który pragnął jak najprędzej dołączyć do żony. Nagle jednak poczuła chęć zwierzenia się przed Baptistą. – Pił za dużo i w końcu stracił pracę.

– A ty się nim opiekowałaś – szepnęła Baptista.

– Opiekowaliśmy się sobą nawzajem. Był bardzo miły i kochałam go. Kiedy miałam szesnaście lat, dostał zapalenia płuc i po prostu zgasł. Jego ostatnie słowa brzmiały: „Wybacz, kochanie".