Выбрать главу

– Wobec tego proszę, skończmy tę rozmowę.

Skoro tylko wyruszyli w drogę, wygodnie ulokowani w wynajętym powozie, w D'Arcym Archerze obudziła się dusza profesjonalisty. Pogrążył się w szczegółowych wyjaśnieniach, czego dokładnie spodziewał się po dziewczynie nadchodzącego wieczoru.

– Zazwyczaj przy takich okazjach – zaczął aktorzy występują na zaimprowizowanej scenie w jadalni. Dżentelmeni w tym czasie popijają porto, jeszcze przy stole.

Ilonka była zdziwiona.

– Spodziewałam się, że ktoś tak bogaty jak hrabia Lavenham dysponuje prywatnym teatrem albo przynajmniej specjalną salą do takich wystawień.

– Jestem przekonany, iż w pałacu hrabiego są takie pomieszczenia- odparł D'Arcy Archer lecz nasz występ będzie raczej nieoficjalny. Właściwie ma to być arystokratyczna i bardzo de luxe wersja zwykłej tawerny, takiej w jakich ostatnio występowałem.

Znać było, że nie wspomina tych czasów ze szczególną przyjemnością, więc Ilonka szybko zmieniła temat pytając o przewidywany program.

– Najpierw zagram coś żywego…

– Jest pan pianistą? – przerwała mu Ilonka.

– Zaczynałem od gry w orkiestrze w Italian Opera House, lecz szybko zdałem sobie sprawę, że lepiej się odnajduję jako solista niż członek zespołu.

– Czym się pan zajmował?

– Imałem się wszystkiego – rzekł D'Arcy. -

Grałem role w sztukach Szekspira, podróżowałem po całym kraju, śpiewałem, tańczyłem, a od czasu do czasu akompaniowałem doskonałym śpiewakom.

– Prowadził pan szalenie interesujące życie.

– To prawda. Niestety, zestarzałem się, a nikt nie chce zatrudniać starych ludzi. – Mówił tak smutnym głosem, że Ilonka ponownie odczuła serdeczny żal.

Aktor jednak, jak gdyby chciał odegnać przygnębienie dziewczyny, zaraz wrócił do kwestii planowania występu.

– Wprawię słuchaczy w dobry humor opowiadając dowcipy i śpiewając przy akompaniamencie pianina swobodne kuplety. Lepiej, żeby ich pani nie słuchała.

Dostrzegł zdziwioną minę Ilonki.

– To będzie przyjęcie dla panów – wyjaśnił – nie sądzę, żeby zaproszono na nie jakieś damy. – W jego głosie dało się wyczuć powątpiewanie.

Wiedział, że hrabia Lavenham podejmował u siebie kobiety różnego autoramentu, również te, które z całą pewnością przyprawiłyby o poważny wstrząs osobę tak młodą i niedoświadczoną jak i Ilonka. Starał się zapomnieć o obawach.

– Miejsce, do którego się udajemy – powiedział – to wiejski dwór, odwieczna siedziba znamienitego rodu Hamptonów, znanego jak Anglia długa i szeroka. – Wypowiadając te słowa nabrał pewności, że bez względu na to, jak hrabia Lavenham zachowuje się w Londynie, nie będzie przecież sprowadzał kobiet wątpliwej konduity do swojego rodowego gniazda.

Umilkł zamyślony.

– A co po kupletach? – zapytała Ilonka.

– Nastąpi pani kolej. Zaanonsuję panią jako osobę wyjątkowo utalentowaną oraz w niespotykanym stopniu oryginalną. Wyjdzie pani i zaśpiewa piosenkę.

– Jaką?

– Zdecydujemy o tym na próbie, zaraz po przyjeździe na miejsce. – Przerwał na chwilę. – Wspomniała pani, że śpiewała „Gdzie jest mój luby”, utwór, który tak zachwycająco wykonywała madame Vestris, lecz nie jestem pewien, czy będzie on dla pani odpowiedni. Proszę mi zdradzić, jakie zna pani inne popularne piosenki.

– Myślałam o tym wczoraj wieczór – odparła Ilonka. – Znam „Pannę z gór”, „Miesiąc maj” i słynną balladę z „Opery żebraczej”.

– Tak więc mamy całkiem niemały wybór – rzekł D'Arcy Archer z uśmiechem. – Zdecydujemy się na ten utwór, w którym będzie pani mogła najpełniej zabłysnąć talentem.

– Dziękuję panu. – Ilonka skłoniła głowę.

– Następnie chciałbym, by pani zatańczyła – ciągnął. – Jaki rodzaj muzyki najbardziej by pani odpowiadał? Nie widziałem pani na scenie, panno Compton, lecz i bez tego mam pewność, że jest pani pełną wdzięku tancerką.

– Mam taką nadzieję – odparła Ilonka – ale proszę pamiętać, że jestem zupełną amatorką.

– To sprawa bez znaczenia.

– Jeśli więc do mnie należy wybór… Najbardziej lubię tańczyć przy muzyce cygańskiej. Nie wiem, czy zna pan takie utwory… W moich żyłach płynie węgierska krew i najlżejsze dźwięki podobnej muzyki, zwłaszcza wydobywane ze skrzypiec, wyzwalają we mnie nieprzepartą ochotę do tańca, jakby u nóg wyrastały mi skrzydła.

Archer był najwyraźniej uszczęśliwiony taką odpowiedzią.

Zaczął nucić fragmenty różnych melodyjnych utworów, aż Ilonka zyskała pewność, że nie będą mieli kłopotu z wyborem melodii inspirującej do takiego tańca, jaki by zachwycił jej ojca.

Podczas zmiany koni pokrzepili się szklaneczką jabłecznika w gospodzie. Wkrótce powóz ruszył w dalszą drogę.

– W tym tempie dotrzemy na miejsce nawet przed czwartą- orzekł D'Arcy Archer. – Mam nadzieję, panno Compton, że nie będzie pani mocno zmęczona i zechce po przyjeździe zaśpiewać na próbę, a także wybrać muzykę do tańca?

– Zupełnie nie czuję zmęczenia – odparła Ilonka. – Chociaż, szczerze mówiąc, wczoraj długo nie mogłam zasnąć. Wciąż wracał do mnie wizerunek biednej Hanny.

– Proszę, niech pani spróbuje o niej nie myśleć.

Przeżyliśmy straszną przygodę, jestem pewien, że już nigdy nie spotka nas podobne doświadczenie.

– Mam nadzieję – westchnęła dziewczyna.

W rzeczywistości ciążyła jej nie tyle świadomość śmierci Hanny, lecz tego, że jechała z obcym, przygodnie poznanym człowiekiem do nieznanego domu, do którego nikt jej nie zapraszał. Z drugiej strony, jeśli miała do wyboru tłuc się sama, w ślimaczym tempie dyliżansu pocztowego do domu ciotki Agaty w Bedfordshire, wolała już obecną sytuację.

„Poza tym, kiedy już tam dotrę – powiedziała sobie – będę miała o czym myśleć i co wspominać.

W ten sposób nastrój tego posępnego zamku nie będzie mi się wydawał aż tak przygnębiający”.

Mimo wszelkich tłumaczeń doskonale zdawała sobie sprawę, że zachowuje się w sposób wysoce naganny. Gdyby pani Adolphus kiedykolwiek się dowiedziała o jej wyprawie, z pewnością przypłaciłaby to przynajmniej atakiem serca.

„Tylko tata mógłby zrozumieć moje pragnienie przeżycia przygody” – myślała Ilonka.

Oczywiście rozumiała doskonale, że myśląc w ten sposób jedynie szuka usprawiedliwienia dla własnych nieodpowiednich uczynków.

Spojrzała na pana Archera. Tak, był już rzeczywiście starym człowiekiem. Gdyby nie promienny uśmiech oraz pogodny wyraz twarzy, jego oblicze przypominałoby maskę. Zmarszczki wokół oczu oraz bruzdy ciągnące się od nosa do ust były na tyle głębokie i wyraziste, że dziewczyna zrozumiała, dlaczego tak trudno jest mu dostać rolę na scenie.

„Za dzisiejszy występ otrzyma tyle pieniędzy, że nie zazna niedostatku przez jakiś czas” – uspokajała własne sumienie.

Gdyby odmówiła pomocy potrzebującemu, z nie wybaczyłaby sobie do końca życia.

Wreszcie, nieco wcześniej nawet niż przewidywał D'Arcy Archer, powóz minął ogromną kamienną bramę zwieńczoną koroną. Ilonkę opanowało podniecenie.

Długa droga prowadziła między szpalerem wiekowych dębów. Na jej końcu wznosił się imponujący pałac. Ilonka rozpoznała styl wczesnogregoriański z wyniosłą częścią centralną i dwoma rozłożystymi skrzydłami, dzięki którym harmonijna całość tworzyła niezapomniany widok.

D'Arcy Archer także był pod wrażeniem. Oboje milczeli. Powóz przejechał mostem przerzuconym nad węższym końcem dużego jeziora, na którym białe i czarne łabędzie majestatycznie sunęły po srebrnej tafli wody.

Zatrzymali się u podnóża długiego ciągu kamiennych stopni wiodących do frontowych drzwi.

W tej samej chwili lokaje odziani w żółte i zielone liberie – kolory reprezentujące hrabiego Lavenhama także na wyścigach – pośpieszyli, by zabrać bagaże i pomóc przybyłym wysiąść z powozu.