Выбрать главу

D'Arcy Archer zapłacił woźnicy, a następnie ruszył po schodach pewnym krokiem zdradzającym, że wcielił się w rolę wyniosłego, władczego mężczyzny, dżentelmena w każdym calu.

W drzwiach spotkał ich majordomus. Zdaniem Ilonki zabrakło w zgotowanym przez niego powitaniu odrobiny uprzejmego respektu. Prawdopodobnie byłoby inaczej, gdyby się zjawiła w tym domu, nie kryjąc kim jest naprawdę.

– Zapewne są państwo aktorami – rzekł służący do Archera – których pan hrabia nakazał mi się spodziewać. Pokoje czekają. Przedziela je – zgodnie z życzeniem pana hrabiego – salonik, do którego specjalnie dla państwa wstawiono pianino.

– Nasz gospodarz pomyślał o wszystkim – podziękował D'Arcy Archer. – Czy jest w domu?

– Nie, proszę pana – odparł majordomus. – Pan hrabia wraz gośćmi udał się na wyścigi.

Jakiś lokaj poprowadził aktora i Ilonkę na piętro, a następnie długim korytarzem do apartamentu składającego się z dwóch sypialni połączonych salonikiem, gdzie na środku stało pianino. Instrument był tutaj tak bardzo nie na miejscu, że bez wątpienia został wstawiony wyłącznie z powodu ich przyjazdu.

Ilonka przypomniała sobie słowa pana Archera o zainteresowaniu hrabiego Lavenhama utalentowaną aktorką występującą na Drury Lane i pomyślała, że to zapewne od niej arystokrata musiał się dowiedzieć, co będzie potrzebne artystom kabaretowym.

Przyniesiono kufry. Zaraz też w sypialni Ilonki zjawiły się dwie pokojówki.

Dziewczyna miała ze sobą sporo bagażu. Jechała przecież do Bedfordshire nie wiedzieć na jak długo, a przy tym miała nadzieję, że może poczuje się tam choć odrobinę lepiej, jeśli będzie otoczona znajomymi drobiazgami. Tutaj kazała wypakować jedynie ubrania potrzebne na jeden wieczór i noc.

W pewnej chwili ze zdumieniem stwierdziła, że w sypialni znajdują się nie tylko jej własne dwa kufry, lecz także trzeci, wytarty i odrapany, który z pewnością do niej nie należał.

Już miała poprosić, by go wyniesiono do pokoju pana Archera, gdy zdała sobie sprawę, że musiał być przecież własnością Lucille Ganymede.

Przyszło jej do głowy, iż aktorka dublująca madame Vestris i śpiewająca piosenki, które uczyniły ją tak sławną, z całą pewnością również przebierała się w męskie ubrania. W popłochu przemknęło jej przez myśl, czy przypadkiem pan Archer nie spodziewał się po niej podobnego stroju.

Natychmiast jednak odegnała niepotrzebne obawy.

Tak czy inaczej sama obecność bagażu Lucille Ganymede krępowała dziewczynę. Przede wszystkim dlatego, że należał do niedawno zmarłej kobiety, a po wtóre, ponieważ zawierał ubrania uważane za nieskromne i nieprzyzwoite.

– W tym kufrze – rzekła do jednej z pokojówek – są rekwizyty sceniczne, których nie będę potrzebowała podczas dzisiejszego występu. Proszę go stąd zabrać i ustawić w saloniku lub w miejscu, gdzie nie będzie nikomu zawadzał aż do naszego odjazdu.

– Tak jest, proszę pani.

Pokojówki kończyły rozpakowywanie, a Ilonka nagle zdała sobie sprawę, że cały czas obrzucały ją zaciekawionymi spojrzeniami, zupełnie jakby była jakąś przedziwną, wielce interesującą, a zupełnie nieznaną istotą. Rozbawiło ją to spostrzeżenie.

Zmieniła suknię podróżną na jedną z prostych w kroju, lecz kosztownych sukienek, które matka kupiła jej w Londynie na najbliższy sezon, i przeszła do salonu, gdzie zastała pana Archera siedzącego przy pianinie.

Zaczął grać.

– Czy taką muzykę pani lubi? – zapytał odwrócony do niej plecami.

Przebiegł palcami po klawiaturze i z instrumentu popłynęła melodia, która w wyobraźni Ilonki natychmiast wyczarowała obraz cygańskich muzyków odzianych w barwne stroje, podróżujących malowanymi wozami. Słuchała zachwycona, aż D'Arcy Archer odwrócił się w jej stronę.

– Czekam na pani werdykt, panno Compton – rzekł.

– Doskonałe! – oceniła Ilonka. – Tylko… jeśli się pan zgodzi, nie chciałabym teraz próbować tańca. Wolałabym reagować na muzykę spontanicznie.

– Oto słowa prawdziwej profesjonalistki! – wykrzyknął D'Arcy Archer. – Niemniej, jeśli mam pani akompaniować do śpiewu, powinniśmy to przećwiczyć.

– Ależ tak, oczywiście.

Niestety, przerwało im wejście dwóch lokajów niosących tacę pełną wspaniałych, cieniuteńkich jak papier kanapek i ogromny wybór ciast. Ilonka, która zjadła bardzo skromny obiad, natychmiast poczuła wilczy apetyt. Już w trakcie jedzenia zwróciła uwagę na Archera. Pochłaniał łakomie duże kęsy, jakby się obawiał, że nim zdąży się nasycić, pożywienie zniknie.

Gdy później o tym rozmyślała, nabrała pewności, iż musiał swego czasu zaznać prawdziwej nędzy i nigdy już nie pozbędzie się strachu przed głodem.

„Jeżeli nadarzy się okazja – pomyślała – poproszę hrabiego Lavenhama, by zarekomendował pana Archera przyjaciołom. Wówczas, przynajmniej na jakiś czas, stary aktor oddali od siebie widmo głodu i nie będzie musiał tak bardzo obawiać się o przyszłość”.

Po herbacie przećwiczyli dwie lub trzy piosenki, aż w końcu D'Arcy Archer ocenił, że najbardziej podoba mu się „Panna z gór”, a dokonawszy wyboru, wymógł na Ilonce, by udała się na spoczynek.

– Zależy mi, żeby dziś wieczór prezentowała pani doskonałą formę – powiedział – i wyglądała jak sama Persefona zstępująca w ciemności Hadesu.

– Nie byłoby to zbyt grzeczne w stosunku do naszego gospodarza – roześmiała się Ilonka. – Nie potrafię sobie wyobrazić domu mniej podobnego Hadesowi, piękniejszego i robiącego większe wrażenie.

Mówiła lekkim tonem, nie dostrzegała troski malującej się w oczach starego aktora. Wyraźnie się o nią obawiał, choć nie chciał tego zdradzić.

Ilonka leżała w łóżku i prawie zasypiała, gdy usłyszała z salonu mocny męski głos. W pierwszym momencie odebrała go jedynie jako dźwięk na pograniczu jawy i snu, lecz już w następnej chwili stał się bardziej realny. Najwyraźniej gospodarz wrócił z wyścigów i dawał panu Archerowi instrukcje dotyczące wieczornego wystawienia.

Słuchając tego głosu pomyślała, że jest dokładnie taki, jak się spodziewała, sądząc po tym wszystkim, co słyszała o hrabim Lavenhamie – jasny i władczy, a także chłodny, choć jednocześnie bez wątpienia protekcjonalny.

„Jeśli hrabia jest tak bogaty, jak ludzie opowiadają, do tego cieszy się ogromnym szacunkiem jako amator wyścigów, a na dodatek jeszcze adoracją tych wszystkich pięknych kobiet, które go oblegają, łatwo zrozumieć, że jest obrzydliwie zarozumiały”

Nie pojmowała dlaczego, ale w tej jednej chwili odkryła w sobie antypatię do hrabiego Lavenhama, choć przecież nawet go jeszcze nie spotkała.

Zupełnie jakby naprawdę była biedną, ambitną aktorką mającą nadzieję, że patronat możnego arystokraty pomoże jej w karierze. Mało brakowało, aby jak pan Archer zaczęła się modlić o uznanie hrabiego, gdyż przychylność wielkiego pana mogłaby zmienić jej los.

Po śmierci ojca Ilonka poznała prawdziwą biedę i strach przed pozostaniem bez środków do życia, stąd nietrudno jej było wykrzesać przyjazne uczucia dla kogoś, kto się znajdował w podobnej sytuacji.

Słyszała pana Archera i choć nie mogła rozróżnić słów, nieomylnie odgadywała pokorny, uniżony ton; stary aktor wkradał się w łaski magnata.

Niewiele, zdaje się, brakowało, by padł przed hrabią na kolana.

„To niesprawiedliwe – pomyślała – że jeden człowiek ma tak wiele, a drugi prawie nic i jeszcze musi się korzyć”.

Raz jeszcze postanowiła zrobić wszystko co w ludzkiej mocy, by hrabia Lavenham pomógł panu Archerowi. Zastanowiła się, kiedy mogłaby porozmawiać z gospodarzem na osobności. Przeczuwała jednak, że zaraz po zakończeniu występu zwyczajnie opuszczą jadalnię czy inne pomieszczenie, w którym będą wystawiać, i rankiem zostaną odesłani z dworu jak ludzie już niepotrzebni. Nikt im nie poświęci jednej zbędnej myśli.