„Zrobię dla jego dobra wszystko co w mojej mocy – pomyślała. – Reszta pozostaje w rękach Boga”.
Gdy podano na stół porto w karafkach, a przed hrabią postawiono brandy, zorientowała się, że posiłek dobiega końca.
W pewnej chwili usłyszała mocny głos gospodarza:
– A teraz, panowie, zabawią was artyści kabaretowi!
Dziś wieczorem zobaczycie występ, jakiego tutaj jeszcze nie było!
– Budzisz moją ciekawość, Vincencie – zauważył jeden z gości.
– Zdradzę wam pewną tajemnicę – rzekł hrabia Lavenham. – Jak sądzę, wszyscy znacie madame Vestris?
Rozległy się szmery potwierdzenia i aprobaty, po czym nastała cisza. Biesiadnicy byli zaintrygowani.
– Madame Vestris niestety nie mogła do nas przybyć dzisiejszego wieczoru – ciągnął hrabia – ale mamy okazję gościć jej dublerkę, osobę równie atrakcyjną i równie… niebezpieczną jak sama Lucy, a przy tym – ośmielę się to powiedzieć głośno – nieco młodszą!
Jego wypowiedź nagrodziły śmiechy.
– Madame Vestris podbiła serca wielu mężczyzn.
Nie chciałbym ujawniać, ilu spośród nas legło u jej stóp. Dziś jej dublerka dowiedzie – miejmy nadzieję – że jest drugą Lucy, taką jaką pamiętamy z czasów, gdy ruszała na podbój beau monde, otoczona aurą czaru, powabu i niewątpliwego skandalu… jedenaście lat temu.
Znów rozległy się śmiechy, kilku gości odpowiedziało na słowa gospodarza oklaskami.
Następnie, jak na dany sygnał, D'Arcy Archer zaczął grać rytmiczną, wesołą melodię, o której wspominał Ilonce. Ukryci za kurtyną słyszeli szmer rozmów dobiegających z jadalni.
Archer zaczął śpiewać głębokim barytonem, nieco osłabionym przez wiek, lecz z doskonałą dykcją.
Prawie każda linijka kupletu budziła wybuchy śmiechu, toteż Ilonka uspokoiła się, że występ aktora zyskał uznanie słuchaczy. Jej trudno był o pojąć sens utworu. Uznała w końcu, że musi zawierać double entendre, ponieważ zupełnie proste jej zdaniem – frazy wzbudzały u słuchających prawdziwe burze wesołości.
Po paru zwrotkach przestała słuchać i, wróciwszy do szpary w kurtynie, znów zajęła się obserwacją hrabiego Lavenhama. Zgodnie z tym, czego się spodziewała, gospodarz nie uczestniczył w ogólnej zabawie. Na twarzy miał wzgardliwy, irytujący uśmiech. Poprawił się w krześle, spokojny i niewzruszony. W dłoni trzymał szklaneczkę, najpewniej z brandy, lecz wszystko wskazywało na to, że gdy jego przyjaciele solidnie sobie dogadzali podczas kolacji, on najwyraźniej zachował wstrzemięźliwość.
Oczywiście, mogła się mylić, lecz zaczerwienione twarze gości błyszczały od potu, natomiast hrabia zachował nienaganny chłodny wygląd, a dowcipy, jeżeli to one właśnie rozśmieszały w kupletach, nie robiły na nim żadnego wrażenia.
„Może zarekomenduje pana Archera, chociaż jemu samemu przedstawienie się nie podoba” – pomyślała Ilonka.
Nic nie wskazywało na to, by występ starego aktora zrobił na nim jakiekolwiek wrażenie. Ilonka postanowiła, że jeśli pan Archer nie zdoła się spodobać hrabiemu, wówczas ona będzie musiała tego dokonać. Kolejna piosenka dobiegła końca; D'Arcy Archer opowiedział kilka żartów. Ilonka ich również nie zrozumiała i nagle zdała sobie sprawę, że lada chwila nadejdzie jej kolej. Miała nieprzyjemne uczucie, iż wszystko zależy od tego, czy odniesie sukces.
Śmiechy publiczności ucichły.
– A teraz, panowie – odezwał się D'Arcy Archer uroczyście – mam zaszczyt przedstawić pewną damę. Wystarczy, że ją ujrzycie, a bez wątpienia zgodzicie się ze mną, iż jest jak nimfa, która wyszła ze srebrnej toni jeziora, albo może jak leśne bóstwo, co na chwilę opuściło knieję. Choć może najbardziej przypomina boginię, która zstąpiła z Olimpu, by oszołomić i oczarować rodzaj ludzki. Tak, tak właśnie! To bogini zstąpiła pomiędzy nas. Panowie, pozwólcie mi przedstawić – bogini Ilonka we własnej osobie. Zaszczyci nas jednym jedynym objawieniem, zanim wróci tam, skąd przyszła.
Pompatyczna przemowa zadziwiła dziewczynę o tyle, że stary aktor przedstawił ją widzom jej własnym imieniem. Z drugiej strony może to nawet zgrabniej, niż gdyby miała udawać osobę, która od niedawna nie żyła.
D'Arcy Archer wrócił do pianina i zagrał pierwsze akordy „Panny z gór”. Ilonka powoli, olśniewając wrodzoną gracją, wyszła na środek podwyższenia i stanęła bez ruchu.
Jedną krótką chwilę, kilka sekund zaledwie, nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. Jak przyciągana magnesem spojrzała na gospodarza. Wreszcie słowa ballady zabrzmiały w ciszy jadalni, zawibrował piękny, niemal hipnotyczny głos. Dziewczyna nie miała pojęcia, że jest wyjątkowym zjawiskiem, śpiewała zupełnie po prostu, dla hrabiego, tylko dla niego.
Wyraźnie jej się przyglądał i choć siedział rozparty w krześle, pozornie znudzony, miała niemal całkowitą pewność, że zyskała jego zainteresowanie.
Rzeczywiście, promieniująca z dziewczyny świeżość, radość życia i niewytłumaczalny magnetyzm usidliły słuchaczy. Po skończonej balladzie Ilonka skłoniła się lekko. Goście hrabiego w podziękowaniu nagrodzili ją żywym i hałaśliwym aplauzem.
Hrabia nie klaskał, lecz nie spuszczał wzroku z twarzy Ilonki, co natchnęło dziewczynę nadzieją, że chociaż gospodarz nie okazuje wyraźnie swojego zadowolenia, to jednak może uważa jej występ za wart uwagi.
D'Arcy Archer zaczął już grać cygański utwór, który wybrali jako podkład do tańca, a ona wciąż stała bez ruchu. Z zapartym tchem próbowała zapomnieć o hrabim, wczuć się w muzykę, znaleźć w niej natchnienie.
Przed oczyma, wyraźnie jak na obrazie, miała rozległe węgierskie stepy. Stała u podnóża niebotycznych gór zwieńczonych dziewiczym śniegiem.
Plemię Cyganów rozłożyło obóz dokoła ogniska, kobiety siedziały w drzwiach malowanych wozów, srokate konie pasły się na soczystej trawie.
Kilku mężczyzn wzięło w ręce skrzypce. Zaraz wokół nich zjawiły się dziewczęta, gotowe tańczyć przy muzyce znanej od dawien dawna, tętniącej im w żyłach wraz z krwią.
Ilonka stała się jedną z tych cygańskich dziewcząt.
Stopy same poniosły ją do tańca.
D'Arcy Archer, prawdziwy profesjonalista, instynktownie odgadywał, czego dziewczynie potrzeba.
Z początku grał wolno i spokojnie, łagodnie wydobywał z muzyki tęskne tony zrodzone w głębi duszy Cygana, który szukał jedynej prawdziwej miłości.
Nareszcie ją odnalazł, ale nie dane mu było rozkoszować się szczęściem. Musiał ruszyć za nią daleko w obce ziemie, do Eldorado, które zawsze mamiło za odległym horyzontem, a może jeszcze dalej?
Ilonka poruszała się lekko, kołysała, przekładała na rytm gestów muzykę spływającą spod palców Archera. Całe jestestwo dziewczyny emanowało radością życia; nie tylko umysł i dusza, ogarnięte bliskimi sercu wyobrażeniami, lecz także gibkie ciało.
Muzyka nabrała tempa. Stopy Ilonki zdawały się frunąć nad gładką podłogą. Patrzący mogliby przysiąc, że tancerka unosi się w powietrzu.
Poruszała się szybciej i szybciej, jej smukłe dłonie oddawały wdzięcznie rytm, oczy błyszczały w ekstazie – była zespolona z muzyką w jedno, była pochwałą życia.
Po dłuższej chwili osłupiałego zapatrzenia goście poczęli rękami i stopami wybijać rytm, jakby wtórowali muzyce biciem w bębny.
Obie postacie na scenie oraz wszyscy goście poruszali się w coraz szybszym tempie, aż w końcu dziewczyna nagle – jak gdyby uznała właśnie, że osiągnęła już wszystko, czego chciała i pragnęła – zamarła jak posąg.
Ręce miała wzniesione wysoko, głowę odrzuconą do tyłu w zachwycie i tak zastygła, nim się osunęła na ziemię w nieopisanym geście poddania mocom silniejszym od człowieka.
Na znak Archera, przy dźwiękach finalnego crescendo, lokaj opuścił kurtynę.