Po roku żałoby zezwoliła na ogłoszenie zaręczyn.
Uczyniła to zdając sobie w pełni sprawę, jak wielki wpływ na los córki będzie miała jej decyzja.
Świadkami skromnego ślubu było tylko dwoje najbliższych przyjaciół. Z miodowego miesiąca lady Armstrong wróciła promieniejąca – zdobna nie tylko w urodę i szczęście, lecz także w bogate suknie, na jakie nigdy dotąd nie mogła sobie pozwolić, oraz w biżuterię, bo sir James hojnymi podarkami lepiej niż w słowach potrafił wyrazić swą miłość.
Ilonka dołączyła do młodej pary w Towers. Miesiąc później zjawiła się tam Muriel – jedyne dziecko sir Jamesa, jego córka z poprzedniego małżeństwa.
Choć dziewczęta były prawie w jednym wieku, bardzo się od siebie różniły.
Ilonka była niewysoka, szczupła i drobna, miała ciemnorude włosy oraz ogromne zielone oczy rozjaśnione złotymi iskrami. Przyciągała wzrok oryginalną urodą odziedziczoną po prababce Węgierce. Wystarczyło, by mężczyzna raz na nią spojrzał, a już nie mógł oderwać od niej wzroku. Żaden w jej towarzystwie nie pamiętał o obecności jakiejkolwiek innej kobiety. Muriel także, niestety, w takich sytuacjach usuwano w cień.
Pułkownik Compton był wnukiem węgierskiej piękności, po której Ilonka otrzymała imię. Często opowiadał córce o tym, jak prababka uciekła z domu z nikomu nie znanym młodym dyplomatą akurat wówczas, gdy zakończono przygotowania do jej ślubu z bogaczem wysokiego rodu. Mała Ilonka uwielbiała słuchać tej historii.
– Twoje imię – mówił ojciec – oznacza „ta, która daje tchnienie życia”. I choć przypominam sobie moją babkę już jako starszą panią, pamiętam, że zawsze każdego zarażała niewyczerpaną radością życia, pasją. Nie robiła ani nie mówiła nic szczególnego, po prostu wlewała w ludzi energię, życiową siłę – przez samą swoją obecność.
– Jak ona to robiła, tatusiu?
Ojciec odpowiadał ze śmiechem, że Ilonka, kiedy podrośnie, powinna przeczytać kilka książek o kraju swoich przodków, a następnie sama się tam wybrać. Wówczas dopiero zdoła pojąć cały sens jego słów.
Pani Compton patrzyła, jak jej dorastająca córka z dnia na dzień pięknieje, obdarzona w dodatku polotem, którego brakowało rdzennie angielskim dziewczętom. Przewidywała, że flegmatycznym i mocno stojącym na ziemi mieszkańcom hrabstwa trudno będzie zaakceptować tak rzadko tu spotykany i tak mało angielski urok Ilonki.
– Powinniśmy przedstawić naszą córkę na dworze – oznajmiła pewnego dnia mężowi.
– O tak, z całą pewnością. Nie wiem tylko, skąd wziąć na to pieniądze!
Teraz sir James miał, oczywiście, wystarczająco dużo pieniędzy, lecz- niestety!- pojawiła się także Muriel, która jak niebotyczny mur tkwiła pomiędzy Ilonką a ambicjami jej matki.
– Trudno winić Muriel- rzekła lady Armstrong z ciężkim westchnieniem. – Rzeczywiście, każdy mężczyzna wchodzący do tego domu widzi tylko ciebie.
– Żaden z nich mnie nic nie obchodzi! – odparła Ilonka. – Sama widzisz, mamusiu, są tak nudni i pozbawieni wyobraźni, że prędzej pofrunę na księżyc, niż za któregoś wyjdę za mąż.
– Wiem, kochanie, lecz nie poznasz odpowiedniego mężczyzny, jeżeli nie będę mogła cię zabrać do Londynu i przedstawić w towarzystwie.
A Muriel powinna być z nami.
Ilonka krzyknęła z cicha.
– Och, nie, mamusiu… tego bym nie zniosła!
Ona jest chorobliwie zazdrosna i tak bardzo mnie nienawidzi, że nie tylko nie mogę przy niej być szczęśliwa, ale jeszcze na dodatek cały czas czuję się skrępowana, zakłopotana. – Uśmiechnęła się niewesoło. – Mówiąc szczerze, w jej obecności boję się do kogokolwiek odezwać słowem. – Nie musiała dodawać, że każdy wolał rozmawiać właśnie z nią.
Lady Armstrong przyjrzała się córce i – jak wiele razy przedtem – doszła do wniosku, że nie tylko uroda dziewczyny przyciąga ludzi jak magnes.
Było w niej coś niezwykłego, coś nieuchwytnego, nadnaturalnie zniewalającego.
– Ona jest jak postać z bajki – powiedziała kiedyś do pułkownika Comptona.
– Ależ oczywiście, moja ty najsłodsza – odparł jej mąż. – Przecież tak bardzo się kochamy i tak jesteśmy ze sobą szczęśliwi, że naturalną koleją rzeczy nasza córka jest bajecznym dzieckiem.
On sam był nieprzeciętnie przystojnym mężczyzną.
Państwo Compton stanowili piękną parę.
Gdziekolwiek bywali, zawsze wzbudzali zainteresowanie.
Ku zmartwieniu obojga, niewielkie przychody rzadko pozwalały im na opuszczenie wiejskiego dworku w Oxfordshire i krótką wizytę w Londynie.
Pani Compton chciała dać córce znacznie więcej, a teraz, kiedy jako lady Armstrong mogła sobie na to pozwolić, na drodze stała Muriel.
– Jeżeli już naprawdę muszę stąd wyjechać – odezwała się Ilonka – to czy koniecznie do pani Adolphus?
– Jest jedyną krewną twojego ojczyma, która przystanie na każdą jego prośbę. – Lady Armstrong rozłożyła dłonie w geście wyrażającym bezsilność.
– Poza tym wydaje mi się, choć on o tym nie mówi, że jest mu wstyd odsyłać cię z domu właśnie z takiego, nie innego powodu i dlatego chce, byś pojechała w miejsce, gdzie nikt nie będzie o tym mówił, a tym samym uchybiał Muriel.
Ilonka głośno westchnęła, lecz nie odezwała się słowem.
– W rzeczywistości – ciągnęła lady Armstrong – ojczym bardzo cię lubi, kochanie. Zrozumiałe jednak, że zawsze powinien na pierwszym miejscu stawiać własne dziecko. Przy tym, co wiesz równie dobrze jak ja, Muriel była przeciwna jego powtórnemu ożenkowi.
– Zupełnie nie rozumiem, jak można być tak samolubną? Przecież widzi wasze szczęście. On kocha cię całym sercem.
– To prawda, kochanie. Ale jednocześnie twój ojczym ma ogromne poczucie obowiązku i zdaje sobie sprawę, że musi robić to co właściwe i co najlepsze dla Muriel.
Ilonka zacisnęła pełne wargi. Nie chciała wypowiedzieć słów, które zraniłyby matkę, ale nie mogła powstrzymać myśli. Pamiętała, jaką awanturę urządziła Muriel, kiedy otrzymała wiadomość o powtórnym małżeństwie ojca.
Fatalnie się stało, że przelała swoje uczucia na papier w kilku uwłaczających i wyjątkowo nieprzyjemnych listach, które sir James, wiedziony nieprzemyślanym odruchem, pokazał nowo zaślubionej żonie. Nie uczynił tego, by sprawić jej przykrość, lecz ponieważ sądził, iż miała prawo znać kłopoty oczekujące ich po powrocie z miodowego miesiąca.
Lady Armstrong robiła wszystko co w ludzkiej mocy, by się przypodobać Murieli, być może, osiągnęłaby sukces, gdyby nie fakt, że pasierbicę od pierwszego spojrzenia na Ilonkę opanowała potworna zazdrość. Dziewczyna stała się nieprawdopodobnie przykra, zła wola wyzierała z każdego jej uczynku.
Z całym rozmysłem podjęła działania, które wkrótce przerodziły się w złośliwą kampanię przeciwko Ilonce, a na dodatek, gdy tylko mogła, próbowała zepsuć stosunki między ojcem i jego nową żoną. Na tym ostatnim polu nie odnosiła żadnych sukcesów, osiągała tyle tylko, że skutecznie zatruwała życie lady Armstrong. Jeśli natomiast chodziło o Ilonkę, zdołała przekształcić jej byt w serię mniejszych i większych dokuczliwości, trudniejszych do zniesienia z każdym dniem, który dziewczęta spędzały pod jednym dachem.
– Wiesz, mamusiu – rzekła Ilonka – wyjadę stąd z prawdziwą ulgą, ale proszę cię, błagam na wszystko, pozwól mi wrócić do ciebie jak najszybciej.
– Widzisz, kochanie, planowałam wprowadzić cię na salony w maju – rzekła lady Armstrong. – Twój ojczym życzył sobie, by Muriel została przedstawiona towarzystwu w tym samym czasie. Jednak nie mogę się pozbyć uczucia, że to niemożliwe, byśmy się wszystkie trzy cieszyły sezonem w Londynie.