Ilonka miała ochotę się roześmiać. Najwyraźniej tutejsza służba, jak każda inna, nie znosiła nowości.
Postanowiła korzystać podczas pobytu u hrabiego z wszelkich nowoczesnych wynalazków, na jakie natrafi.
Służące dygnęły i wyszły z pokoju, a Ilonka zamknęła za nimi drzwi na klucz.
Ostatnie słowa matki, jakie usłyszała przed wyjazdem do Bedfordshire, brzmiały:
– Mam nadzieję, kochanie, że w gospodach, w których będziecie stawać na noc, nie zaznasz niewygód.
Nigdy nie zapomnij zamknąć drzwi na klucz, a jeśli będą wyglądały słabo i niepewnie, podstaw krzesło pod klamkę.
Ilonka się wówczas uśmiechnęła.
– Będę pamiętała, mamusiu, ale mało prawdopodobne, żeby ktoś chciał mnie okraść.
– Nie tylko złodzieje mogą cię niepokoić, kochanie- odparła lady Armstrong- więc przyrzeknij mi, że zrobisz to, o co cię proszę.
– Przyrzekam, mamusiu, n i e martw się o mnie.
Zamknę drzwi na klucz, zmówię pacierz i nie zapomnę umyć zębów. – Ilonka roześmiała się wesoło.
Lady Armstrong objęła córkę i rzekła cicho, jak gdyby do siebie:
– Jesteś o wiele za ładna, moja najdroższa, by podróżować przez cały kraj dyliżansem pocztowym.
Powinnaś jechać prywatnym powozem, z dwoma lokajczykami na skrzyni.
– Nic mi nie będzie – odparła Ilonka. – Chyba nawet najgłupszy chłopak z farmy zauważy, że nie nadaję się na żonę dla niego, więc nikt mnie nie będzie nagabywał, szczególnie w obecności Hanny.
– To prawda, kochanie- zgodziła się lady Armstrong z uśmiechem. – Jednak proszę, byś pamiętała, co ci powiedziałam.
Ilonka ucałowała matkę na pożegnanie. Siedząc już w powozie uznała, że dobre rady zapewne wcale się nie przydadzą. Doprawdy, trudno było sobie wyobrazić, że w podróży z Hanną czeka ją coś niecodziennego, jak napad rozbójników czy złodziei.
Takiej przygody, jaką właśnie przeżywała, nie była w stanie przewidzieć.
– Nigdy nie myślałam, że zdarzy mi się spać w podobnym pokoju – rzekła na głos.
Umyła się w łazience, gdzie prócz wanny zainstalowano elegancką umywalnię z gorącą wodą w błyszczącej miedzianej bańce otulonej – dla utrzymania ciepła – pikowaną narzutką.
Zgasiła wszystkie świece prócz dwóch stojących przy łóżku i uklękła do pacierza.
Modliła się za Hannę i za biedną aktorkę, dziękowała Bogu za ten ekscytujący wieczór i prosiła, by hrabia Lavenham zechciał zrobić coś dla pana Archera, gdy już opuszczą pałac. Dla siebie prosiła o przebaczenie kłamstw i uczynków, których matka z pewnością by nie zaaprobowała.
– Choć przecież także by uznała, iż trzeba pomóc panu Archerowi – powiedziała cicho.
Raz jeszcze obejrzała pokój i wsunęła się pod kołdrę. Materac był bardzo miękki i wygodny, poduszki wypchane najprzedniejszym puchem, a prześcieradła z najgładszego lnu.
„Hrabia Lavenham wiedzie naprawdę komfortowe życie” – pomyślała.
Jeszcze przez chwilę nie gasiła świec. Chciała się przyjrzeć pięknemu wnętrzu, wyobrażała sobie arystokratki, które sypiały tutaj w dawnych latach.
Zaciekawiło ją, czy może królowa Adelajda gościła kiedyś u hrabiego – komnata miała wystrój iście królewski.
W pewnej chwili głęboką ciszę przerwało leciutkie stukanie do drzwi. Nie była pewna, czy się nie przesłyszała, dopóki nie zabrzmiało jeszcze raz.
Czyżby wróciła któraś z pokojówek?
Zanim zdecydowała, czy spytać, kto stoi za drzwiami, usłyszała głos:
– Wpuść mnie, śliczna panienko, chcę z tobą porozmawiać.
Ilonka usiadła na łóżku sztywno wyprostowana.
Lord Marlowe! Bez najmniejszej wątpliwości rozpoznała jego dudniący głos. Teraz brzmiał on jedynie bardziej bełkotliwie.
– Wpuść mnie! – nalegał intruz. – Muszę z tobą porozmawiać! No, otwórz!
Nagle dziewczynę opanował strach. Nigdy nie bała się bardziej.
Wyskoczyła z łóżka. Cicho podbiegła do drzwi.
Jednym spojrzeniem oszacowała zamek. Był duży, więc zapewne mocny.
W tej samej chwili poruszyła się klamka. Lord Marlowe napierał. Dziewczynę ogarnęła panika.
A co będzie, jeśli zamek w drzwiach się podda?
Gorączkowo rozejrzała się wokół. Wzrok jej padł na ciężkie krzesło z białego drewna inkrustowanego złotem, z siedzeniem ozdobionym brokatową tapicerką. Z niemałym trudem przyciągnęła je do drzwi i zablokowała oparciem klamkę, tak jak radziła matka.
Serce tłukł o się jej w piersi jak oszalałe. A jeśli lord Marlowe będzie próbował się włamać? Miała ochotę krzyczeć ze strachu, lecz wiedziała, że na nic się to nie zda. Pokój, w którym nocował pan Archer, był daleko, a ona nie miała pojęcia, czy jej krzyki w ogóle kogokolwiek zainteresują.
Zerknęła na fotel, stojący obok łóżka. Był ciężki, ale zebrawszy wszystkie siły, zdołała go przepchnąć aż do drzwi.
Lord Marlowe żądał coraz głośniej:
– Wpuść mnie! Otwieraj!
Nie miała w podobnej materii najmniejszego doświadczenia, ale intuicja podpowiadała jej, iż intruz jest zbyt pijany, by się zorientować, że nie ma żadnych szans, a przy tym zbyt zamroczony, by odejść.
Ustawiła fotel ciaśniej pod drzwiami.
Gorączkowo myślała, co jeszcze mogłaby zrobić, gdy nagle obok kominka otworzyły się ukryte drzwi.
Zaskoczona odwróciła głowę i ujrzała hrabiego Lavenhama. Drżące serce powiedziało jej, że nadszedł na ratunek.
– Proszę, niech mi pan pomoże! – zawołała, nim zdążył się odezwać. – Jeśli zamek pęknie… lord Marlowe zdoła… wejść do mojej sypialni!
Nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co mówi, wiedziała jedynie, że hrabia pojawił się w ostatniej chwili, jak anioł wybawienia.
– Zaraz się z łajdakiem rozprawię! – powiedział z grymasem wściekłości i opuścił pokój tymi samymi drzwiami, którymi wszedł.
ROZDZIAŁ 5
Ilonka stała na środku pokoju. Dłonie przycisnęła do piersi.
Nadal słyszała głos lorda Marlowe'a. Napastnik nie rezygnował. Na szczęście wiedziała już, że nawet gdyby udało mu się włamać, hrabia Lavenham ją ocali. Mimo to bezwiednie wstrzymywała oddech, dopóki nie usłyszała gospodarza. Nie rozróżniała słów, lecz ton jego głosu był ostry i rozkazujący.
Lord Marlowe zaś wyraźnie wszczynał kłótnię.
Mówił na tyle głośno, że mogłaby go zrozumieć, ale nie słuchała.
Stała oszołomiona, aż wreszcie lord Marlowe, utyskując i protestując, odszedł. Jego mrukliwy głos ucichł w oddali.
Wówczas dopiero odwróciła się i spojrzała na drzwi, przez które nie tak dawno wszedł do jej sypialni hrabia Lavenham. Zapewne był za nimi salonik, podobnie jak przy pokoju, który zajmowała wcześniej.
Niewiele miała czasu na podobne przemyślenia, bo po krótkiej chwili gospodarz wrócił. Miał na sobie nie wieczorowe ubranie, lecz ciemny szlafrok sięgający niemal podłogi. Wydał jej się wyższy i jeszcze bardziej wszechwładny niż wówczas, gdy siedział w jadalni.
Podszedł do dziewczyny.
Chciała mu podziękować, lecz nie zdołała. Może spowodowała to ulga, że została ocalona przed lordem Marlowem, a może wyczerpanie, bo przecież wcale nie przesadzała mówiąc, jak bardzo jest zmęczona – tak czy inaczej poczuła, że pokój zaczyna się kołysać. Musiała się wesprzeć na ramieniu hrabiego.
– Dobrze się pani czuje? – zapytał.
– Tak się przestraszyłam… – odrzekła nieskładnie.
– Ma pani za sobą długi dzień… – Wziął ją na ręce, zaniósł do pościeli i ułożył na poduszkach.
– Proszę spróbować zasnąć – rzekł. – Chciałem pani powiedzieć coś ważnego, ale poczekam z tym do jutra.
Zaciekawił ją, lecz była zbyt wycieńczona, by wypytywać. Zapamiętała jeszcze, jak przesunął na właściwe miejsce fotel, następnie przestawił krzesło, które umieściła przy drzwiach.