– Czy… lord Marlowe… już na pewno nie wróci?- spytała.
– Może pani być tego całkowicie pewna.
– Jest… straszny! – wyszeptała. – Zbyt wiele… wypił… – Ostatnie słowa rozpłynęły się w ciszy.
Hrabia Lavenham ustawił krzesło z brokatowym siedzeniem przy łóżku i stanął zapatrzony w Ilonkę.
Włosy dziewczyny spływały na poduszkę, blask świec budził w nich drobne płomyki. Gęste czarne rzęsy rzucały długi cień na policzki. Wyglądała bardzo krucho, delikatna jak dziecko.
Hrabia stał patrząc na nią, aż rytmiczny oddech unoszący jej pierś zdradził, że głęboko usnęła.
Wówczas z leciutkim uśmiechem pochylił się nad śpiącą i delikatnie dotknął wargami jej ust.
Ilonka poruszyła się, lecz nie obudziła.
Hrabia Lavenham wziął jedną ze świec stojących koło łóżka, zdmuchnął drugą i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi obok kominka.
Ilonka budziła się z trudem, powoli wracała z głębin snu. W komnacie było jasno, któraś z pokojówek odsunęła już story.
W pierwszej chwili dziewczyna nie mogła sobie uprzytomnić, gdzie się właściwie znajduje.
Przecież chyba nie w domu… Jeszcze nie całkiem przytomna, chwytając cenne okruchy snu, nagle przypomniała sobie wszystkie wypadki poprzedniego dnia.
Nie była w Towers, lecz w gościnie hrabiego Lavenhama. Wcieliła się w rolę dublerki madame Vestris, aktorki londyńskiego Royal Olympic Theatre.
Wydało jej się to znacznie dziwniejsze niż najbardziej nieprawdopodobny sen. Wreszcie szerzej otworzyła oczy, a wówczas pokojówka podeszła do łóżka.
– Zechce mi pani wybaczyć, że przeszkadzam – powiedziała – ale pan hrabia życzył sobie rozmawiać z panią, zanim wyjedzie.
Ilonka usiadła na łóżku.
– Która godzina?
– Minęła jedenasta, proszę pani.
– Och, nie! Niemożliwe! – wykrzyknęła Ilonka z trwogą.
Przecież hrabia miał jej pokazać Apolla i inne konie, a ona tak karygodnie zaspała! Zaraz jednak przypomniała sobie, że wraz z panem Archerem będzie dziś wieczór dawała jeszcze jeden występ, więc jutro znajdzie okazję, by obejrzeć stajnie.
– Jak mogłam tak zaspać?
– Najpewniej była pani bardzo zmęczona – odparła pokojówka. – Przyniosłam śniadanie. – Postawiła tacę na stoliku obok łóżka.
– Dziękuję.
– Czy mam nalać wody do wanny w łazience, czy woli się pani wykąpać w sypialni?
– Nie mogę się doczekać, kiedy skorzystam z rzymskiej łaźni – odparła Ilonka z uśmiechem.
– Nigdy nie miałam takiej okazji.
– Zaraz wszystko przygotuję, proszę pani.
Ton głosu służącej nie pozostawiał najmniejszych wątpliwości, że za jedyne właściwe postępowanie uważała tradycyjną kąpiel w sypialni.
,,Hanna zachowałaby się tak samo” – pomyślała Ilonka. Znów ogarnął ją żal po śmierci starej pokojówki.
Wciąż czuła się zmęczona. Przez wypadek i śmierć Hanny niewiele spała poprzedniej nocy.
Potem sporo napięcia kosztował ją występ przed publicznością złożoną z obcych ludzi, nie znanych jej dżentelmenów. Nigdy przedtem nie miała podobnego doświadczenia. Do tego doszła jeszcze trwoga, a nawet przerażenie, kiedy lord Marlowe próbował sforsować drzwi sypialni. Nic dziwnego, że w końcu zaspała i nie dane jej było zobaczyć Apolla.
„Dzięki Bogu, hrabia Lavenham przyszedł mi na pomoc!” – pomyślała.
Ciekawa była, skąd wiedział, że musi ją ratować.
Pewnie spał niedaleko i usłyszał nalegania lorda.
„Jak lord Marlowe mógł sobie choćby wyobrażać, że go wpuszczę?” – pytała sama siebie oburzona.
Przypuszczała, że kiedy mężczyźni wypiją zbyt dużo, mają dziwaczne pomysły i ich zachowanie bywa nieobliczalne.
Zjadła wyśmienite śniadanie ukoronowane brzoskwinią z dworskiej cieplarni. Obierając owoc myślała o tym, że jednak źle zrobiła zgadzając się zostać na jeszcze jedną noc. Bez względu na to jakie miałaby z tego odnieść korzyści.
Pomogła panu Archerowi, ponieważ mu współczuła, ale przecież powiedział, że chodzi o jeden jedyny występ.
Dziś znowu spotka lorda Marlowe'a. Nawet jeżeli uda się jej go unikać, będzie miała świadomość, że impertynent ciągle śledzi ją wzrokiem i próbuje ściągnąć na siebie jej uwagę, podobnie jak poprzedniego wieczoru.
„Mama byłaby przerażona – powiedziała do siebie Ilonka. – Jeśli chcę się zachować tak jak powinnam, muszę dzisiaj odjechać”.
Nie mogła jednak być na tyle okrutna, by opuścić pana Archera akurat teraz, gdy z taką niecierpliwością oczekiwał wieczornego przedstawienia i wyrazów uznania ze strony hrabiego.
„Wystarczy, jeśli zignoruję lorda Marlowe'a – postanowiła wreszcie. – Tak czy inaczej zostaję.
Chcę zobaczyć konie, a poza tym… rozmowa z hrabią jest dość interesująca…”
Może i był wyniosły, ale potrafił wykorzystać tę cechę w dobrej sprawie, na przykład kiedy odsyłał lorda Marlowe'a spod jej drzwi. Odtwarzając w myślach poprzedni wieczór przypomniała sobie, jak hrabia porządkował pokój, by służba nie miała powodów do komentarzy, kiedy rano przyjdzie ją budzić.
Pokojówka musiała, podobnie jak gospodarz, wejść przez salonik, bo przecież Ilonka nie wstała na czas, by otworzyć drzwi na korytarz.
„Hrabia był dla mnie bardzo miły” – pomyślała dziewczyna.
Przypomniała sobie, jak zaniósł ją do łóżka. Ale przecież… wówczas gdy przestawiała meble pod drzwi, by powstrzymać lorda Marlowe'a, była tak nieskromnie ubrana! Miała na sobie jedynie cienką nocną koszulkę zawiązywaną pod szyją, o lekko marszczonych wokół przegubów rękawach, uszytą z tak delikatnej bawełny, że musiała się wydawać niemal przezroczysta. Dziewczyna zapłonęła rumieńcem na myśl, że obcy mężczyzna widział ją w takim stroju.
„Pewnie nic nie zauważył” – uspokajała samą siebie.
Nie bardzo pamiętała, co do niej mówił ani czy mu podziękowała, zanim wyszedł. Na pewno zabrał jedną świecę i zdmuchnął drugą. Stopniowo przypominała sobie, że powiedział lub zrobił coś, przez co serce zabiło jej szybciej, nim się pogrążyła w najgłębsze otchłanie snu.
Co to mogło być?
Chyba jednak nie słowa ani czyny hrabiego. Raczej senne marzenie. Śniła, że ktoś dotknął wargami jej ust. Wyśniła pierwszy w życiu pocałunek.
To na pewno był sen.
Ale inny od wszystkich, jakie dotąd śniła.
Skończyła brzoskwinię, wyskoczyła z łóżka i poszła do łazienki.
Dwie pokojówki napełniały wannę ciepłą wodą, a obok stała blaszanka z zimną, na wypadek gdyby kąpiel okazała się za gorąca. Po chwili służące wyszły. Ilonka została sama.
Podekscytowana zeszła do wanny po trzech marmurowych stopniach i usiadła w wodzie zanurzona po szyję. Czuła się jak córka rzymskiego generała albo nawet – kto wie? – samego imperatora.
„Muszę o tym opowiedzieć mamie” – pomyślała, lecz jednocześnie zastanowiła się, czy kiedykolwiek zdoła to uczynić.
Nie ociągała się w łazience długo, wiedziała, że hrabia czeka.
Wróciwszy do sypialni włożyła, korzystając z pomocy pokojówki, sukienkę w spokojnym zielonym kolorze, uszytą z muślinu zdobionego wzorem gałązek z drobnymi kwiatuszkami. Tkaninę przywiozła z Paryża – specjalnie dla niej – jedna z królewskich krawcowych. Rzuciwszy okiem na swoje odbicie w lustrze, uświadomiła sobie, że jak na aktorkę, która sama musi zarabiać na utrzymanie, wygląda o wiele za dobrze.
Cóż, było już za późno, by się przebierać.
– Gdzie mogę znaleźć hrabiego? – spytała pokojówkę.
– Oczekuje pani w buduarze, za tymi drzwiami.