– Nic mnie nie martwi, że stracę sezon w Londynie – oznajmiła Ilonka. – Nie chciałabym tylko przebywać z dala od ciebie, mamusiu, a już szczególnie w towarzystwie pani Adolphus.
Lady Armstrong raz jeszcze ciężko westchnęła.
Doskonale wiedziała, że siostra męża głęboko jej nienawidzi; zdaniem pani Adolphus brat powinien był mądrzej ulokować uczucia i wybrać sobie na żonę kobietę, która mogła obdarzyć go synami.
Agata Adolphus była osobą starszą, a przy tym kobietą nieprzeciętnie ambitną. Jej wrogowie twierdzili, że zbytnimi wymaganiami wpędziła do grobu męża. Po jego śmierci przelała wszystkie nadzieje i oczekiwania na jedynego brata.
Mieszkała w brzydkim, ponurym zamku w Bedfordshire, gdzie płaski krajobraz zdawał się w jakiś sposób odzwierciedlać śmiertelną nudę całej okolicy, a domu pani Adolphus w szczególności.
Służący w tej posiadłości byli w większości dziwaczni i stetryczali. Nie znosili gości, bo czyjkolwiek przyjazd oznaczał dodatkową pracę do wykonania.
Posiłki podawano zawsze mdłe i bez określonego smaku. Nawet konie – Ilonce niekiedy pozwalano ich dosiadać – były flegmatyczne, oporne i bez odrobiny ikry.
Dziewczyna odziedziczyła po prababce Węgierce wiele cech, które wyróżniały ją z grona angielskich rówieśniczek. Nie tylko świetnie jeździła na ułożonych wierzchowcach, ale też potrafiła okiełznać każdego, nawet najdzikszego, najbardziej krnąbrnego konia. Była wybitnie umuzykalniona, a przy tym miała tak kształtną figurę i tańczyła z takim wdziękiem, że aż pewnego razu jej ojciec wygłosił trafną uwagę:
– Gdyby Ilonka występowała na scenie w Covent Garden, zarobiłaby tyle pieniędzy, że moglibyśmy dostatnio żyć do późnej starości!
– Jak możesz mówić takie straszne rzeczy, kochanie?- zaprotestowała ze śmiechem matka dziewczyny. – Przecież to nie wypada. Błagam, nie poddawaj jej tego pomysłu!
– Żartowałem tylko – pułkownik Compton także się roześmiał.
Uwielbiał patrzeć na Ilonkę tańczącą przy dźwiękach fortepianu. Matka dziewczyny wydobywała z instrumentu tony, w których rozbrzmiewały echa nieokiełznanych tańców węgierskich Cyganów, a Ilonka tańczyła, stopami prawie nie dotykając ziemi.
Ledwie muskała podłogę, poruszała się z wrodzoną gracją i swobodą, instynkt podpowiadał jej gesty pełne wdzięku i wyrazu.
Teraz lady Armstrong, po długiej chwili milczenia, gdy rozważała słowa córki, podjęła wreszcie decyzję.
– Jest jeszcze jedno wyjście – rzekła. – Tak czy inaczej trzeba, żebyś odwiedziła Agatę, ponieważ musisz wyjechać z domu, zanim się tu zjawi lord Denton. Ale napiszę do siostry twojego ojca, która mieszka niedaleko Huntingdon. Poproszę ją, by cię przyjęła u siebie na jakiś czas.
– Cudownie! – Twarz Ilonki rozjaśniła się wewnętrznym blaskiem. – Ciocia Alicja jest taka miła! A jej dzieci najsłodsze na świecie.
– Wszystko to prawda, kochanie, lecz musisz pamiętać, że nie wiedzie im się najlepiej. Nawet tylko jedna osoba więcej do wyżywienia to dla tego domu ogromne obciążenie. – Mówiąc te słowa lady Armstrong wspomniała czasy, gdy po śmierci pułkownika Comptona równie ciężko wiodło się jej samej wraz z córką. – Nie możemy urazić ich uczuć ofiarowując w zamian za gościnę pieniądze.
– Tak, mamusiu, rzeczywiście… – Ilonka posmutniała.
– Ale… może mogłabyś dać mi jakąś sumę na prezenty dla dzieci? Kupiłabym nie zabawki czy beztroskie gry, lecz sukienki dla dziewczynek i może płaszczyki dla chłopców.
– Tak, to najlepsze wyjście – zgodziła się matka.
– Pamiętaj tylko, musisz być bardzo uważna i pod żadnym pozorem nie dać im poznać, że to akt dobroczynny.
– Możesz się na mnie zdać, mamusiu. Nie zrobię nic, czym mogłabym zranić ciocię Alicję.
– Napiszę do niej natychmiast.
– Nie mogłabym jechać od razu tam, zamiast do pani Adolphus?
Lady Armstrong pokręciła wolno głową.
– Twój ojczym jest przekonany, że jego siostra to wspaniała kobieta.
– Być może dla niego.
– Cóż zrobić… Mnie ona nie lubi, a co za tym idzie, nie darzy sympatią także i ciebie.
– Wiem – powiedziała Ilonka – lecz to oznacza, że będzie dzień po dniu caluteńki czas narzekała i w kółko powtarzała, jakie to ogromne szanse stracił jej brat biorąc ciebie za żonę.
– Wystarczy, jeśli będziesz pamiętała – uśmiechnęła się lady Armstrong – że ani twój ojczym, ani ja nie znajdujemy powodów do narzekań.
– Wiem, mamusiu, ale ona ciągle się rozwodzi nad jego straszną dolą, zupełnie jakby wydobył cię z rynsztoka albo jakbyś go usidliła wbrew jego woli, akurat kiedy się tego najmniej spodziewał.
Twarz lady Armstrong ponownie rozjaśnił uśmiech. Wdowa po pułkowniku wróciła myślą do nie tak dawnych jeszcze przecież czasów, gdy sir James prosił, nawet błagał, by zechciała go poślubić, pokorny i uniżony do tego stopnia, że teraz, we wspomnieniach, tamte chwile wydawały się kartą wyjętą z najtkliwszego romansu.
Uczucie dwojga samotnych ludzi z dnia na dzień stawało się coraz głębsze. Jedyną zadrę stanowiła Muriel. Lady Armstrong od powrotu z podróży poślubnej modliła się nieustannie, by pasierbica – dla dobra całej rodziny – jak najszybciej wyszła za mąż.
Kiedy się to nareszcie stanie, ona sama będzie mogła cieszyć się niezmąconym szczęściem z kochającym mężem, który w dodatku z ochotą łożył szczodrze na utrzymanie zarówno żony, jak i przybranej córki.
Trzeba jednak przyznać, że sir James miał także swoje drobne dziwactwa, jak choćby to, że nie lubił wysyłać własnych koni w długie podróże, a zarazem z niechęcią odnosił się do możliwości wynajęcia powozu.
– Ilonka powinna wyjechać do twojej siostry pojutrze – oznajmiła lady Armstrong mężowi. – Jeżeli wyruszy wczesnym rankiem, będzie musiała tylko jedną noc spędzić w drodze, a wiesz, że niepokoją mnie noclegi w zajazdach, nawet pod opieką przyzwoitki.
Zaległa cisza. Sir James i jego żona rozmyślali o tym, że lord Denton powinien się zjawić w ich domu na popołudniową herbatę. Do tego czasu Ilonka będzie już daleko.
– James, wyślesz ją naszym powozem? – spytała lady Armstrong. W jej głosie dała się słyszeć prosząca nuta.
– To niemożliwe – odparł sir James. – Przecież przy wyścigach z przeszkodami będzie mi potrzebna do pomocy każda para rąk, każdy woźnica i każdy parobek. Poza tym na tak długą drogę szkoda marnować doskonałe konie.
– W takim razie jak, twoim zdaniem, Ilonka powinna dotrzeć do domu Agaty Adolphus? – zapytała lady Armstrong nieco sztywno.
– Może pojechać dyliżansem pocztowym – odparł sir James. – W końcu to dla niej nic nowego Rzeczywiście. Zanim pułkownikowa Compton poślubiła sir Armstronga, jako biedna wdowa nie mogła sobie pozwolić na utrzymywanie własnych koni. Razem z córką, nie mając innego wyjścia, podróżowała dyliżansem pocztowym.
– Wydaje mi się- rzekła po chwili milczenia – że pod opieką Hanny będzie się czuła dostatecznie pewnie.
– Niewątpliwie- zakończył dyskusję nieco poirytowany sir James – i będzie miała o wiele bezpieczniejszą podróż, niż gdyby pojechała wynajętym powozem z rozstawnymi końmi, a tylko taką możliwość jeszcze widzę.
– Dyliżanse pocztowe podróżują tak wolno – westchnęła lady Armstrong. – I w dodatku nie zawsze zatrzymują się w najlepszych gospodach.
– To wojaż przez niemal cały kraj, obawiam się, że nie mamy zbyt wielkiego wyboru – odparł stanowczo sir James.
Lady Armstrong była w rozterce. Mąż najwyraźniej podjął już decyzję, naleganie, by ją zmienił, mogło okazać się błędem i stworzyć niekorzystną dla Ilonki atmosferę. A przecież utrzymanie właściwych stosunków w rodzinie było tak ważne, szczególnie w obliczu nadchodzących wydarzeń.