Выбрать главу

Ilonka poczuła w piersi ogromny ciężar. Zupełnie straciła apetyt.

Musiała dołożyć ogromnych starań, by uprzejmie wysłuchać dość ponurej historii dżentelmena siedzącego u jej drugiego boku, jak to w zeszłym tygodniu wyjątkowo nie miał szczęścia w kartach.

Najwyraźniej próbował utopić smutki w alkoholu, ponieważ opróżniał kieliszek za kieliszkiem.

Ilonka robiła, co mogła, by się powstrzymać od ciągłego spoglądania na koniec stołu i skoncentrować na sąsiadach, lecz jej wysiłki spełzały na niczym. Hrabia Lavenham śmiał się z dowcipów markizy, a rozpacz dziewczyny przerodziła się w fizyczny ból.

Wreszcie, zdawałoby się po nieskończenie długim czasie, księżna wyprowadziła panie z jadalni, zostawiając dżentelmenów przy porto.

Damy poszły na piętro, do gotowalni. Ilonka zajęła się poprawianiem włosów. Nie dostrzegała w lustrze własnej twarzy ani ślicznej sukienki. Zamiast tego prześladował ją widok uwodzicielskich oczu markizy Doncaster wpatrzonych w hrabiego oraz jej czerwonych, prowokująco uśmiechniętych warg.

– Chciałabym już wrócić do domu – wyrwało jej się na głos.

– Nie powinnaś tak mówić – zauważyła dziewczyna stojąca obok. – Teraz dopiero się zacznie prawdziwa zabawa. Będą tańce i spacery po jasno oświetlonych ogrodach… Wiesz, są tam altanki, gdzie możesz usiąść ze swoim towarzyszem… nikt nie zobaczy…

Dziewczyna była płocha i po prostu głupia, więc Ilonka nie podtrzymywała rozmowy i odeszła do matki.

– Obiad był świetny, prawda kochanie? – uśmiechnęła się lady Armstrong. – Księżna wspominała, że na tańce przybywa ponad setka gości, z pewnością będziesz się dobrze bawiła.

– Tak, mamusiu – odrzekła Ilonka z powątpiewaniem.

Akurat kiedy schodziły na parter, rozbrzmiała muzyka. Sala balowa była ogromna i pięknie przystrojona.

Słodko pachniały cięte kwiaty w wazonach ustawione przy każdej ścianie. Kilka przeszklonych drzwi prowadziło wprost do ogrodu. Bajecznie kolorowe światełka przy ścieżkach współzawodniczyły z chińskimi lampionami na gałęziach drzew.

Jeszcze miesiąc temu Ilonka wiele by dała, by móc pójść na takie przyjęcie.

Teraz, spodziewając się lada minuta ujrzeć hrabiego Levenhama w tańcu z olśniewającą markizą, chciała tylko odejść stąd jak najdalej.

Kiedy panowie zaczęli w końcu opuszczać jadalnię, poprosił ją do tańca ów nieciekawy młodzieniec, sąsiad przy stole.

Nie potrafiła wymyślić żadnego obiektywnego powodu do odmowy, więc zatańczyła z nim, lecz przez cały czas jej wzrok wędrował ku drzwiom; czekała na hrabiego.

Wreszcie go ujrzała. Rozmawiał z księciem oraz dwoma gośćmi. Natychmiast odgadła, że ich konwersacja dotyczy wyścigów i koni.

Poczuła się znacznie lepiej i zatańczyła z większym ożywieniem niż dotąd, aż partner zaczął jej prawić komplementy i poprosił o któryś kolejny taniec.

Muzyka ucichła, więc Ilonka zgodnie z obyczajem wróciła do boku matki. Książę, porzuciwszy towarzystwo hrabiego Lavenhama, podszedł do lady Armstrong.

– Jako stary przyjaciel pani męża, domagam się przywileju zatańczenia z panią, jeszcze nim on to uczyni!

– Będzie to dla mnie wielkim zaszczytem, książę – odparła wesoło lady Armstrong.

– Chodźmy więc, pokażemy młodzieży, jak się tańczy – rzekł książę.

Ilonka pozostawiona sama sobie rozejrzała się wokoło i nagle zesztywniała.

Właśnie pojawiła się w drzwiach kolejna grupa nowo przybyłych gości. Wśród nich Ilonka dostrzegła kogoś, kogo miała nigdy w życiu nie zapomnieć – ujrzała czerwoną, nalaną twarz lorda Marlowe'a.

Krzyk uwiązł jej w gardle. W panice uciekła z sali do ogrodu.

Schroniła się w głębokim cieniu pod drzewami.

Tam dopiero przystanęła. Obejrzała się na dom.

Słyszała muzykę i widziała przez okno tańczące pary.

„Co robić?… Co robić?” – nie mogła pozbierać myśli.

Jedna tylko osoba mogła jej dać odpowiedź na to trudne pytanie. Jeden tylko człowiek mógł ją uratować.

Była niemal pewna, że kiedy książę poprosił do tańca jej matkę, hrabia pozostał zatopiony w dyskusji.

„Muszę z nim pomówić!”- postanowiła.

Kilku gości przeszło z sali balowej do ogrodu.

Pomiędzy nimi szedł lokaj niosący satynowe poduszki.

Zaczął je rozkładać na ławkach stojących pod drzewami, niedaleko miejsca gdzie ukryła się Ilonka.

Przywołała go do siebie.

– Czy wiesz, który z gości to hrabia Lavenham? – spytała.

– Tak, proszę pani. Pan hrabia ma wspaniałe konie.

– Myślę, że znajdziesz go w drzwiach sali balowej – powiedziała dziewczyna. – Zechciej go poprosić na bok i przekaż, że chciałabym z nim pomówić.

Lokaj wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.

Najwyraźniej wiedział, że hrabia Lavenham jest znany nie tylko ze wspaniałych koni, lecz także z licznych romansów.

– Słucham panią.

Pośpieszył w stronę domu, wszedł do sali balowej.

Ilonce zdawało się, że minął wiek cały, od kiedy straciła go z oczu. Już zaczynała się obawiać, że służący nie może znaleźć hrabiego, kiedy nagle ujrzała ciemny kontur barczystej postaci na tle rozjarzonego blaskiem okna.

Wstrzymała oddech.

Stanął na szczycie schodów. Wówczas ujrzała obok niego lokaja wskazującego jej kryjówkę.

Ruszył bez pośpiechu. Ilonka przeraziła się, iż może uznać za nietakt z jej strony posyłanie po niego w taki sposób. Wszedł na trawnik i zbliżył się do dziewczyny, wciąż chowającej się w cieniu za pniem drzewa.

– Ilonka? – zapytał, jakby nie miał pewności, czy ją tutaj zastanie.

Dziewczyna wyszła z cienia.

– Poprosiłam… żeby pan tu przyszedł… bo potrzebuję pana pomocy! – zaczęła drżącym głosem.

Nie musiał szukać jej twarzy w świetle chińskich lampionów, by wiedzieć, że jest przerażona.

– Odejdźmy dalej od domu – powiedział spokojnie.

– Tam będziesz mogła mi opowiedzieć, co cię niepokoi.

Poszli po trawie miękkiej niczym kobierzec. Hrabia z pewnością świetnie znał ogrody, gdyż bez wahania zagłębił się między drzewa i poprowadził do wysokiego muru, który ograniczał posiadłość od tej strony.

Tam, pomiędzy krzewami bzu i jaśminu, odnalazł altankę z drewnianą ławeczką zarzuconą poduszkami.

Łagodne światło płomienia świecy zamkniętej w morskiej latarence tworzyło intymną atmosferę.

Z zewnątrz nie można było dostrzec, co się dzieje w altanie.

Ilonka usiadła, a hrabia Lavenham, charakterystycznym dla siebie zwyczajem, położył ramię na oparciu ławeczki.

– Co cię tak przestraszyło?

– Lord Marlowe! Właśnie przybył… widziałam go! Tak się boję… On może mnie rozpoznać!

Hrabia ściągnął brwi.

– Nie przewidziałem, że Marlowe może być zaproszony do Devonshire House – rzekł półgłosem.

– A jednak jest tutaj! – krzyknęła Ilonka. – Proszę… musi mi pan powiedzieć… co mam robić?

Może powinnam zaczekać w ogrodzie, aż mama zechce wrócić do domu?

– Takie postępowanie z pewnością wywoła komentarze – stwierdził hrabia. – Wątpliwe, by ktokolwiek uwierzył, że byłaś w tym czasie sama.

– Co więc zrobić? – pytała Ilonka zrozpaczona.

– To może nie być jedyny bal, na którym… go zobaczę.

– Cóż, niedobrze, że zdarzyło się to akurat dziś wieczór- rzekł hrabia.

– Jeśli nie dziś, to jutro lub któregoś kolejnego dnia byśmy się spotkali! – Ilonka zrozpaczona załamała ręce. – Lepiej powiem wszystko mamie…

Tylko że to ją na pewno zagniewa, a ojczym… taki dla mnie dobry… będzie oburzony…

– Powinnaś była pomyśleć o tym wcześniej.

– Wiem, źle postąpiłam… ale już panu mówiłam dziś rano, myślałam wtedy jedynie o tym, że byłoby… nieuprzejmie odmówić pomocy panu Archerowi.