Выбрать главу

Nigdy nie przyszło mi do głowy, że gdziekolwiek indziej mogłabym spotkać któregoś z… dżentelmenów, których pan… gościł.

Nastała cisza. Ilonka zaczęła mieć wątpliwości, czy hrabia Lavenham zechce jej pomóc.

– Wstyd mi ogromnie – powiedziała podnosząc na niego oczy pełne łez. – Naprawdę bardzo mi wstyd, że byłam taka… głupia… pan zapewne mną gardzi… ale proszę, błagam o ratunek… nie mam się do kogo zwrócić.

Jej głos przepełniony był smutkiem. Nie mogła się doszukać we wzroku hrabiego zrozumienia.

Bała się i była przekonana, że teraz lekceważy ją jeszcze bardziej niż dotąd. Po bladych policzkach spłynęły łzy.

– Powiedziałaś, że tobą gardzę – odezwał się hrabia Lavenham w końcu. – Gdyby to nie była prawda, chciałabyś, żebym wobec ciebie żywił jakieś inne uczucia?

Ilonka w swej żałości bez zastanowienia wyznała prawdę:

– Chciałabym, żeby mnie pan podziwiał, miał za inteligentną, za kogoś, kogo mógłby pan… lubić.

Przed ostatnim słowem nastąpiła wyczuwalna pauza, gdyż dziewczyna omal nie powiedziała „kochać”.

Szloch dławił ją w gardle. Zaczęła szukać chusteczki.

Hrabia Lavenham objął ją za ramiona i przyciągnął do siebie.

– Potrzebujesz kogoś, kto by się tobą zaopiekował.

Ilonka skryła twarz na jego ramieniu.

– Nikt… nie chce mi… pomóc… tylko pan – łkała. – Nigdy w życiu nie wyjdę… za żadnego z tych… głupich młodzików.

– Dlaczego?

Przytulał ją mocno, mogła się wreszcie wypłakać.

Tak dobrze było odpowiedzieć mu zupełnie szczerze.

– Żadnego z nich nie kocham… nie mogę żadnego pokochać, bo… bo…

Urwała przelękniona. Zapomniała się na chwilę, była zbyt szczera. Potraktowała hrabiego Lavenhama jak bliskiego przyjaciela, jak kogoś, kto wysłucha wszystkiego i nigdy nie potępi. Omal się nie zdradziła.

– Co chciałaś powiedzieć?

– Nic… nic ważnego.

– A jednak… ja sądzę, że tak. I jeśli mi skłamiesz raz jeszcze, Ilonko, będę się bardzo gniewał.

– Nie, proszę… niech pan się na mnie nie gniewa…

Tego bym nie zniosła.

Uniosła do niego twarz. W świetle latarenki zabłysły wilgotne oczy, zalśniły łzy płynące po policzkach i drżące na wargach.

Przyglądał się jej długo.

Potem, gdy nadal bez słów błagała, by się nie gniewał, przyciągnął ją do siebie bliżej i wargami dotknął jej ust.

Za tym właśnie tęskniła, o tym śniła, o to się modliła, od chwili kiedy ją pocałował po raz pierwszy.

Jej serce zabiło żywiej, znów poczuła magnetyczne fale łączące ich oboje.

Przyciągnął ją do siebie bliżej, pocałunek stał się bardziej władczy, bardziej zniewalający.

Narastała w niej znana już ekstaza, usłyszała muzykę dobiegającą prosto z głębi serca. Wiedziała, że to miłość, miłość, która jest sensem życia!

Gdyby miała teraz umrzeć, nie żałowałaby niczego, ponieważ poznała i zakosztowała niebiańskiego szczęścia.

Hrabia Lavenham całował ją dotąd, aż znów poczuła, że wznoszą się na szczyty pokrytych śniegiem gór i nie pozostało już na całym świecie nic oprócz miłości.

Po długim czasie, który wydał jej się chwilą zaledwie, hrabia uniósł głowę.

– Kocham pana! – Ilonka bezładnie wyrzucała z siebie słowa. – Jak pocałunek może być takim… cudem, jeśli pan mnie nie kocha?

Hrabia Lavenham nie odpowiedział, lecz pocałował ją znów.

Potem – zdawało się, że życie całe minęło przez tę chwilę – spojrzał jej w oczy płonące jak gwiazdy, na jej wargi czerwone od jego pocałunków i twarz rozjaśnioną wewnętrznym blaskiem.

W oczach dziewczyny lśniła miłość.

– Nie chciałem, żeby dziś do tego doszło – powiedział.

– Wiem… jednak… pocałował mnie pan… Nic więcej się nie liczy… nawet lord Marlowe – przy ostatnim słowie głos jej zadrżał lekko.

– Niestety, ten człowiek w dalszym ciągu stanowi zagrożenie – rzekł hrabia Lavenham – i jak już powiedziałem, ktoś powinien się tobą zaopiekować.

Wedle wszelkich znaków na niebie i na ziemi, powinienem to być ja!

– Bardzo bym tego chciała… ale czy to możliwe?

– Twoje potknięcia będą cię prześladować.

Musisz się spodziewać, że zostaniesz za nie ukarana.

Ilonka wstrzymała oddech. Lekko przestraszona słowami hrabiego, przysunęła się do niego bliżej.

– Jak będę… ukarana?

– Ponieważ lord Marlowe, a może także inni panowie z mojego przyjęcia niechybnie cię rozpoznają, będziesz musiała wyjechać.

Ilonka zmartwiała.

– Jakim sposobem… i dokąd miałabym jechać?

– Jeżeli mam się tobą opiekować, musisz wyjechać ze mną.

Ilonka patrzyła pytająco, nie rozumiejąc sensu jego słów.

Nagle przebiegło jej przez myśl, że ponawia swą propozycję, którą po raz pierwszy uczynił jej w swoim domu.

– Tak – uśmiechnął się hrabia Lavenham – oferuję ci swoją protekcję, lecz tym razem na znacznie trwalszych podstawach – jako mojej żonie!

Ilonka była pewna, że się przesłyszała.

– Czy pan… prosi… mnie o rękę?

– A cóż innego mogę począć? Skompromitowałem cię, umieszczając w sypialni przyległej do mojej, a w dodatku niosłem do łóżka, ubraną tylko w nocną koszulkę.

Ilonka krzyknęła z cicha, na policzkach wykwitł jej rumieniec. Ukryła twarz na ramieniu hrabiego.

– Nie chciałam, żeby tak się stało… – wyszeptała.

– Ale ja chciałem! – rzekł hrabia. – Chciałem ciebie, chciałem, żebyś była moja.

Ilonka uniosła głowę i spojrzała na niego zdumiona.

– Właśnie zrozumiałam… dlatego pan kazał zmienić sypialnię.

– Oczywiście, że tak.

Przytulił ją mocniej.

– Och, moja kochana, zachowywałaś się tak beztrosko, że aż się o ciebie bałem. Przewidywałem, co może ci się przydarzyć.

– I… mimo wszystko jest pan gotów mnie poślubić?

– Kocham cię!

Ilonce zbrakło tchu.

– Kocha mnie pan…? Prawdziwie mnie pan kocha?

– Całym sercem.

– Trudno mi uwierzyć… Ja pana kocham nad życie… ale nigdy nie myślałam, że pan mógłby pokochać mnie…

– Dużo czasu mi zajmie przekonywanie cię o szczerości mojego uczucia.

– Proszę, proszę, niech pan mówi.

– Nie zamierzałem wyjawiać ci tego tak szybko, lecz muszę działać w pośpiechu, ponieważ grozi ci napiętnowanie, utrata reputacji. Nie mogę przecież tego tolerować, gdy chodzi o moją żonę.

Będziemy musieli wspólnie przeanalizować sytuację i ustalić, jak nie dopuścić, by Marlowe lub ktoś inny spośród moich gości kiedykolwiek cię rozpoznał.

– Jak chce pan temu zapobiec? – spytała cicho.

– Musimy wyjechać. Tak się składa, że nadarzyła się wspaniała sposobność.

Ilonka spojrzała na hrabiego pytająco, a on mówił dalej:

– Nie dalej jak dzisiaj sekretarz biura spraw zagranicznych prosił mnie, bym złożył nieoficjalną, lecz ważną wizytę w kilku krajach śródziemnomorskich, nawet tak odległych jak Turcja i Egipt.

Rozważam jeszcze, czy powinienem się zgodzić.

Mam wrażenie, że uważałbym taką podróż za całkiem interesującą, gdybym w nią zabrał moją żonę na miodowy miesiąc.

Ilonka nie była w stanie pojąć swego szczęścia.

– Czy to możliwe? Czy pan naprawdę… chciałby mnie zabrać ze sobą? – Jej rozpromieniona twarz zdawała się rozjaśniać altankę. – Ale – zaczęła zupełnie innym tonem – czy jest pan zupełnie pewien… że chce się ze mną ożenić? Nie zniosłabym myśli, że robi pan to z jakiegokolwiek innego powodu, niż dlatego… że kocha mnie naprawdę.