– To dotyczy tylko czasu, kiedy jestem z dala od ciebie – odparł pułkownik. – Wtedy skąpię każdej minuty, każdej sekundy, której nie spędzamy razem.
Pocałował ją i po chwili oboje już nie pamiętali, czego właściwie dotyczyła cała rozmowa.
Powóz ruszył w drogę. Lady Armstrong machała córce na pożegnanie, dopóki nie zniknął w oddali.
– Boże, pozwól Ilonce znaleźć w miłości szczęście równie wielkie jak to, którym obdarzył mnie jej ojciec – szepnęła.
Była to modlitwa płynąca z głębi serca, bo mądra lady Armstrong wiedziała, że dla jej córki nie ma nic cenniejszego nad prawdziwą miłość, która przesłania cały świat.
ROZDZIAŁ 2
Dyliżans pocztowy uwożący w dal Ilonkę był stary, niewygodny i wlókł się jak ślimak. Takie właśnie powozy jeździły bocznymi drogami. Tylko na głównych trasach spotykało się pojazdy szybkie i dobrze resorowane, natomiast na krętych wiejskich traktach podróżny nie miał wyboru – musiał korzystać z wiekowego dyliżansu kursującego raz dziennie. Woził on pasażerów od jednej wioski do drugiej i w rezultacie zatrzymywał się niemal co kilometr.
Ilonkę zawsze interesowali ludzie, więc z przyjemnością zagadywała kolejnych wsiadających: i otyłą żonę farmera wiozącą koszyk pełen pisklaków, i młodą dziewczynę jadącą po raz pierwszy na służbę do pobliskiego miasteczka.
Hanna nie omieszkała ostentacyjnie dać do zrozumienia, że nie pochwala tych zbyt poufałych, jej zdaniem, pogaduszek, lecz Ilonka nic sobie z tego nie robiła. Służąca siedziała sztywno w pozie wyrażającej dezaprobatę i nieporuszona jak kamień, monosylabami odpowiadała niebacznym straceńcom, którzy odważyli się do niej zwrócić.
Na obiad stanęli w wiejskiej gospodzie. Jak zazwyczaj w takich miejscach, na froncie rozciągał się spory zieleniec. Z tyłu lśnił staw dla kaczek, na którym nie było ani jednej kaczki.
Właściciel gospody – szczęściem rozsądny człowiek – nie próbował raczyć gości wyszukanymi regionalnymi specjałami, lecz podał dobrze przyrządzoną domową szynkę, a do niej ser, zdaniem Ilonki znacznie smaczniejszy niż wiele pretensjonalnych, fatalnie przyrządzonych dań, jakie podczas wojaży miała okazję próbować. Do posiłku wypiła szklaneczkę domowego jabłecznika, choć Hanna nalegała, by wybrała raczej herbatę, którą, jak wiadomo, zalewa się przegotowaną wodą.
Hanna była doprawdy trudna do zniesienia.
Wszystko oceniała krytycznie i przyjmowała z ponurą dezaprobatą, aż Ilonka zaczęła żałować, że nie podróżuje z jakąś młodszą służącą – mogłaby z nią swobodnie rozmawiać i żartować. Najchętniej wybrałaby się w podróż z mamą, bo ona, kiedy były we dwie, zawsze we wszystkim potrafiła odkryć zabawne i miłe strony.
Dziewczyna planowała, że kiedy już znajdzie się w Chmurnym Zamku, pod opieką siostry ojczyma, którą kazano jej nazywać „ciocią Agatą”, każdego dnia będzie pisała do mamy choćby kilka słów.
Utworzy z listów rodzaj pamiętnika i będzie próbowała odnaleźć w codziennym życiu u ciotki rzeczy oraz zdarzenia, o których mogłaby napisać, że są zabawne i miłe.
„Nie będzie to łatwe” – pomyślała ze smętnym uśmiechem.
W Chmurnym Zamku dni wlokły się jeden za drugim z monotonną regularnością i zazwyczaj nie działo się nic godnego odnotowania.
Kiedy zatrzymali się na postój w mieście, gdzie właśnie był dzień targowy, wysiedli wszyscy podróżni oprócz Ilonki i Hanny. Następnie weszło dwoje tylko nieznajomych, za to zdecydowanie bardziej interesujących niż którykolwiek z pasażerów jadących dyliżansem do tej pory.
Mężczyzna nie należał do najmłodszych. Roztaczał wokół siebie trudną do określenia aurę. Z pewnością nie był bogaty, choć jego ubranie miało modny krój, a płaszcz, który przewiesił przez ramię, zdobił aksamitny kołnierz. W pierwszej chwili dziewczynie wydało się dziwne, że taki człowiek podróżuje akurat dyliżansem pocztowym, lecz zaraz, jako osoba spostrzegawcza, zwróciła uwagę na jego buty – wypolerowane do połysku, a jednak wyraźnie podniszczone i zdarte. Białe mankiety przy jego koszuli czas wytarł na krawędziach.
Towarzyszka intrygującego pasażera była niewysoka i zwracała na siebie uwagę oryginalną urodą.
Miała ciemne włosy, ogromne błyszczące oczy podkreślone tuszem, a wargi mocno purpurowe.
Ilonka doszła do wniosku, że musi to być para aktorów.
Hanna wraz z podopieczną siedziały twarzą w kierunku jazdy, nowo przybyli zajęli miejsca naprzeciwko.
Po wejściu dziwnej pary służąca momentalnie zesztywniała: usiadła prosto jakby kij połknęła, odwróciła się od dwojga pasażerów i poczęła z udawanym zajęciem wyglądać przez okno. Bez wątpienia potępiła nowych podróżnych z kretesem.
Wkrótce powóz ruszył w dalszą drogę.
– Dzięki Bogu – odezwała się wówczas aktorka – wreszcie odpoczną mi nogi. Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam usiąść jak najwygodniej.
Mówiąc to przesunęła się w kąt dyliżansu i uzyskawszy w ten sposób wolne miejsce, położyła nogi na ławce.
– Mądrze robisz – zgodził się z nią mężczyzna.
– Trzeba korzystać z każdej okazji. Mam nadzieję, że zdołasz odpocząć przed jutrzejszym występem. Czeka nas jeszcze długa podróż.
– Ciekawe, gdzie będziemy nocować? – zastanowiła się kobieta markotnie.
– Mam nadzieję, że warunki będą znośne – rzekł mężczyzna bez wielkiego przekonania. – Za to kolejną noc z pewnością spędzimy w luksusie. – W jego przygnębionym głosie zabrzmiały weselsze nuty. Aktor najwyraźniej z niecierpliwością oczekiwał następnego dnia, musiał on mieć dla niego wyjątkowe znaczenie.
Ilonka pogrążyła się w rozważaniach, dokąd mogli zdążać nowi towarzysze podróży. Miała ogromną ochotę zapytać, czy naprawdę występują na scenie.
W pewnej chwili pasażer rzucił na nią przelotne spojrzenie – po raz pierwszy od chwili gdy wsiadł do powozu. Dziewczyna ujrzała w jego wzroku całkowite osłupienie. Często spotykała się z taką reakcją ze strony obcych mężczyzn i zawsze ją to krępowało. Odwróciła twarz i zaczęła obserwować krajobraz wolno przesuwający się za oknem, lecz ciągle czuła na sobie spojrzenie aktora.
Milczenie w powozie nie trwało długo.
– Zechce mi pani wybaczyć- zagaił obcy przepraszającym tonem – czy nie miałaby pani nic przeciwko temu, bym odrobinę uchylił okno?
Mówił głębokim, wyjątkowo melodyjnym głosem.
Jego sposób wysławiania zdradzał człowieka wykształconego.
– Ależ bardzo proszę- odparła Ilonka.- Dzień jest ciepły, odrobina świeżego powietrza nie zaszkodzi.
– Dziękuję pani.
Zajął się opuszczaniem okna. Nie szło mu łatwo, gdyż rama była już stara i wypaczona, a utrzymująca okno na odpowiedniej wysokości pętla ze skóry pościerana, więc trudno było ją umieścić na odpowiednim haczyku. W końcu dopiął swego.
– Och, żeby tylko mnie nie zawiało – odezwała się aktorka. – Nie mogę jutro mieć chrypki.
– Jeżeli uchylone okno ci przeszkadza – rzekł uprzejmie starszy aktor- natychmiast je zamknę.
– Nie, zostaw na razie otwarte!
Mężczyzna usiadł z powrotem naprzeciw Ilonki.
– Obawiam się, że ten powóz jedzie wyjątkowo powoli – westchnął ciężko. – Już jest spóźniony ponad godzinę.
– Konie są zmęczone – rzekła Ilonka. – Biedne zwierzęta, mają za sobą długą drogę.
– Zasługują na współczucie – zgodził się aktor.
– Dobrze przynajmniej, że dyliżans nie jest przeładowany, choć to i tak zbyt ciężki pojazd dla dwóch tylko koni.
Hanna ostentacyjnie okazywała niezadowolenie, że jej podopieczna rozmawia z obcym, lecz Ilonka nie bardzo wiedziała, jak powinna zakończyć konwersację.