Wreszcie zdecydowała się zignorować humory służącej i zatrzeć wywoływane przez nią przykre wrażenie.
– Zawsze mnie trapi – podjęła rozmowę – gdy dyliżanse pocztowe zabierają zbyt wielu pasażerów i za dużo bagażu. A zdarza się to nagminnie. Podobno koń pocztowy żyje niewiele dłużej niż trzy lata!
– Trudno się z panią nie zgodzić, haniebne jest tak bezlitosne traktowanie zwierząt! – odparł mężczyzna.
– Na dodatek przewoźnik pobiera coraz większe opłaty za przejazd, choć poziom usługi jest w większości wypadków godny ubolewania.
– Mówiłam ci, że powinniśmy byli pojechać wynajętym powozem z rozstawnymi końmi – odezwała się z wyrzutem towarzysząca mu kobieta. – Za każdym obrotem kół tej rozchwierutanej taczki czuję, jak klekoczą mi wszystkie kości!
Aktorka zrobiła wyjątkowo zabawnie nadąsaną minę. Ilonka roześmiała się serdecznie.
Przemknęło jej przez myśl, że tę wymianę zdań będzie mogła z przyjemnością zrelacjonować mamie.
W tym momencie Hanna zdecydowała się interweniować.
– Mamy przed sobą jeszcze długą drogę, panienko.
Powinna panienka przymknąć oczy i spróbować się odrobinę zdrzemnąć. Inaczej, kiedy dotrzemy na miejsce postoju, będzie panienka zbyt zmęczona, żeby zasnąć.
Ilonka odpowiedziała jej uśmiechem.
Doskonale wiedziała, że Hanna próbuje zapobiec dalszej rozmowie z nieznajomymi, lecz nie miała ochoty milczeć, dopóki nie dowie się o nich czegoś więcej.
– Czy zechciałby mi pan powiedzieć, dokąd się państwo udają? – zapytała – Panna Ganymede i ja będziemy przebywali w gościnie hrabiego Lavenhama!
Wypowiadając nazwisko uniósł się w pełnym szacunku półukłonie.
– Oczywiście, jeżeli w ogóle kiedykolwiek tam dotrzemy! – zauważyła panna Ganymede. – A jeżeli nawet, to do tego czasu będę zapewne tak wycieńczona, że nie zdołam postawić kroku o własnych siłach, nie mówiąc o tańczeniu!
– Pani jest tancerką? – spytała Ilonka zaciekawiona.
– Mam nadzieję, że to nie ulega wątpliwości – odparła panna Ganymede. – Opowiedz pani, D'Arcy.
– Oczywiście, z przyjemnością – rzekł mężczyzna.
– Pozwoli pani, że się przedstawię:
D'Arcy Archer, do usług, a oto panna Lucille Ganymede z londyńskiego Royal Olympic Theatre.
– Och, słyszałam o tym teatrze! – wykrzyknęła Ilonka. – A raczej czytałam. Prasa donosiła, że wystawiana jest tam sztuka „Maria, królowa Szkocji”, bardzo chciałabym ją zobaczyć.
– Jest pani doskonale poinformowana – orzekł z galanterią pan Archer.
– Czy sztuka odniosła sukces?
Aktor roześmiał się głośno, jak na scenie.
– Jedno z czasopism ogłosiło w zeszłym tygodniu, że ulica Grabowa, przy której się mieści Royal Olympic Theatre, powinna być odtąd nazywana ulicą Czarodziejską od czaru, jaki rzuciły na widzów panie Vestris i Foote.
Spoglądał bacznie na swoją rozmówczynię, by się upewnić, czy wszystko jest dla niej zrozumiałe, a widząc, że niezupełnie, wdał się w wyjaśnienia.
– Madame Vestris, o której pani z pewnością słyszała, jest właścicielką teatru, a panna Foote wielką aktorką, która gra rolę Marii Stuart.
– Słyszałam o madame Vestris – przyznała Ilonka.
Przypomniała sobie, jak ogromne wrażenie na jej mamie zrobiła wiadomość, że słynna aktorka wciela się w męskie role, a co za tym idzie, pokazuje publiczności nogi! Idąc tym śladem, odnalazła w myślach wspomnienia gazet pełnych komentarzy na temat roli madame Vestris w sztuce pod tytułem „Giovanni w Londynie”.
Madame Vestris występowała w dworskim stroju, na który składały się między innymi krótkie spodnie spięte tuż pod kolanami. Matka Ilonki nazwała to zupełnie niesłychanym bezwstydem oraz zniewagą wołającą o pomstę do nieba i była szczerze zdumiona, że ktokolwiek kupował bilety na tę sztukę.
Ojciec śmiał się z jej oburzenia.
– Ludzie nie idą oglądać sztuki, moja najdroższa – powiedział – lecz piękne nogi Lucy Vestris!
– Doprawdy! – wykrzyknęła pani Compton.
– Nie dziwi mnie, że teatr jest pełen mężczyzn, ale żadna prawdziwa dama z pewnością nie będzie patrzyła na tak nieskromne widowisko!
Ojciec tylko roześmiał się ponownie. Ilonka zapamiętała ten incydent, ponieważ zaintrygowała ją myśl o kobiecie, która publicznie pokazywała nogi.
Przez kilka następnych lat z zajęciem czytała artykuły o madame Vestris występującej w „Operze żebraczej”, „Ochmistrzyni” i w „Artaxerxesie”, gdzie raz jeszcze jej nogi odegrały niepoślednią rolę.
Nie wspominała nigdy o swoim zainteresowaniu przy matce, ponieważ miała świadomość, że każda rozmowa na ten temat bardzo ją irytuje, ale kiedyś zapytała ojca:
– Czy ty, tatusiu, widziałeś tę madame Vestris, o której ciągle piszą gazety?
– Jest bardzo atrakcyjną kobietą – odpowiedział ojciec – ale bez względu na to, czybym się nią interesował, czy nie, jest dla mnie o wiele zbyt kosztowna – odparł bez zastanowienia i dopiero ujrzawszy zdumienie na twarzy córki, dodał szybko:
– Zapomnij, co ci powiedziałem. Twojej matce by się to nie podobało. Chodziło mi oto, że fircyki i eleganci z Saint James zarzucają ją kwiatami i prezentami wartymi bajeczne sumy.
Po tej rozmowie Ilonka jeszcze uważniej studiowała czasopisma, chcąc się dowiedzieć o madame Vestris możliwie jak najwięcej.
Mijały trzy lata, od kiedy po raz pierwszy ujrzała jej karykatury; jedną przedstawiającą aktorkę jako Janka Paryżanina – w spódnicach podciągniętych wysoko nad kolana, a innym razem jako Kapitana Macheatha – ubraną, zupełnie jak mężczyzna, w przylegające pantalony, elegancki krawat i w cylindrze na głowie.
Po śmierci ojca, kiedy matka przeprowadziła się do ogromnego luksusowego d o m u sir Jamesa, Ilonka właściwie całkiem zapomniała o madame Vestris i londyńskich teatrach, o których często dyskutowała z ojcem.
Teraz okazało się, że możliwość rozmowy z parą aktorów pociąga ją nieodparcie.
– Czy pan także występuje w Royal Olympic Theatre, panie Archer?
– Niestety, nigdy nie dostąpiłem tego zaszczytu.
Panna Ganymede i ja jesteśmy w drodze do włości hrabiego Lavenhama, gdzie dla niego i jego przyjaciół mamy dać prywatne przedstawienie.
Sądzę, iż nasz gospodarz nie będzie rozczarowany.
– Mówiąc to, aktor spojrzał na pannę Ganymede.
– Jestem pewien, Lucille, że hrabia będzie zachwycony widząc, jak naśladujesz madame Vestris.
– Mam nadzieję – odparła panna Ganymede – biorąc pod uwagę, jaki kawał drogi musimy pokonać, żeby wystąpić z tym numerem.
Ilonka zauważyła, że w przeciwieństwie do pana Archera, panna Ganymede mówiła z akcentem zdradzającym pospolite pochodzenie.
– Czuję przeciąg! – wykrzyknęła nagle. Najwyraźniej się obawiała, by pan Archer nie skupił na sobie całej uwagi Ilonki. – Na litość boską, zamknij okno, bo jutro będę miała taką chrypę, że nie zaśpiewam ani jednej nuty!
– Jak sobie życzysz. Już zamykam.
Chwycił za rzemień, lecz zamknięcie okna okazało się bodaj jeszcze trudniejszym zadaniem niż otwarcie. Po krótkiej walce zdjął cylinder, położył go na siedzeniu obok i wstał.
Pociągnął za rzemień nieco silniej i w efekcie kawałek skórzanego troka został mu w dłoni, a okno ześlizgnęło się poniżej framugi.
– No i popatrz tylko, coś zrobił najlepszego! – wykrzyknęła panna Ganymede.
– Tak mi przykro – przepraszał pan Archer. – Niestety, rzemień był zupełnie sparciały. Spróbuję podnieść okno bez niego.
Zaczaj wydobywać szybę z głębokiej szczeliny w drzwiach.
Wtem pojazd skręcił ostro. Zarzucił, aż pan Archer musiał się przytrzymać ramy obiema dłońmi.