Выбрать главу

Odpowiednie tereny łowieckie.

Rozdział dwudziesty pierwszy

OGNIWO

Andrea Shaeffer powróciła późnym wieczorem do swojego pokoju w motelu. Zamknęła za sobą drzwi na podwójny zamek, następnie sprawdziła łazienkę, małą ubikację, zajrzała pod łóżko, w końcu sprawdziła okno, czy wciąż jest szczelnie zamknięte. Zwalczyła w sobie chęć otworzenia małej torebki i wyjęcia ukrytego w niej pistoletu kaliber dziewięć milimetrów. Odkąd opuściła mieszkanie Fergusona, przygważdżało ją nieokreślone uczucie strachu. Po zapadnięciu zmroku poczuła ucisk, jak gdyby nosiła przyciasne ubrania.

Kim on był? – zapytała samą siebie.

Wsadziła rękę do torebki i szperała w niej, aż znalazła kartki papieru, których używała do pisania listów do matki, nigdy nie wysyłanych. Następnie zapaliła lampkę stojącą w rogu pokoju przy stoliku, przysunęła krzesełko i zaczęła pisać.

„Kochana mamo”… Coś się wydarzyło. Przypatrzyła się słowom napisanym na górze strony. Co on powiedział? – zadała sobie ponownie pytanie. Powiedział, że jest bezpieczny. Od czego?

Przechyliła się do tyłu na krześle, gryząc koniec pióra, podobnie jak student szukający odpowiedzi w teście. Przypomniała sobie jak, pomimo jej protestów, że nie będzie w stanie rozpoznać tych dwóch mężczyzn, którzy ją napadli, zaprowadzono ją do specjalnego pokoju, w którym ustawiono w szeregu kilku facetów. Światła w pomieszczeniu były przyciemnione, a po obu jej stronach stali dwaj detektywi, których imion już nie pamiętała. Przyjrzała się uważnie dwóm grupom mężczyzn ustawionych pod ścianą. Na komendę obrócili się najpierw w prawo, a następnie w lewo, ukazując swoje profile. Przypomniała sobie szeptane porady detektywów: „Ma pani czas”, i pytania: „Czy któryś z nich przypomina pani napastników?” Ona jednak nie była w stanie dokonać jakiejkolwiek identyfikacji. Pokręciła przecząco głową i detektywi wzruszyli ramionami. Przypomniała sobie grymas, jaki przez chwilę pojawił się na ich twarzach, i pamiętała, że zdecydowała się zwalczyć swoją bezradność, że nigdy już nie pozwoli nikomu wydostać się na wolność po zadaniu takiego bólu.

Spojrzała na list, którego nie miała zamiaru wysłać, i napisała: „Spotkałam człowieka przepełnionego śmiercią”.

To wszystko, pomyślała. Przeanalizowała wszystko, co pokazał jej Ferguson: złość, wzgardę, arogancję. Strach, jedynie w niewielkiej mierze – tylko gdy nie był pewny, dlaczego się tam znalazła, lecz kiedy dowiedział się, uczucie się ulotniło. Dlaczego? Ponieważ nie miał się czego obawiać. Dlaczego? Ponieważ znalazłam się tam z niewłaściwego powodu.

Włożyła pióro pomiędzy kartki papieru i wstała.

Jaki jest właściwy powód? – zastanowiła się.

Shaeffer wyprostowała się i podeszła do podwójnego łóżka. Usiadła i podciągnęła kolana pod brodę, obejmując nogi rękami, aby utrzymać je nieruchomo, podczas gdy ryzykownie balansowała ciałem na skraju łóżka. Przez chwilę bujała się w tył i w przód zastanawiając się, co powinna teraz zrobić. W końcu uporządkowała myśli, rozprostowała nogi i sięgnęła po telefon. Dopiero po kilku nieudanych próbach odnalazła Michaela Weissa, kontaktując się z nim przez biuro zaopatrzenia więzienia stanowego w Starkę.

– Andy? To ty? Gdzie byłaś?

– Mikę? Jestem w Newark w New Jersey.

– New Jersey. Jezu! Dlaczego w New Jersey? Myślałem, że siedzisz z Cowartem w Miami. Czy on też jest w New Jersey?

– Nie, ale…

– Więc gdzie, do diabła, on jest?

– Północna Floryda. Pachoula, ale…

– Dlaczego ciebie tam nie ma?

– Mikę, daj mi chwilę, to wszystko wytłumaczę.

– Jeszcze jedna rzecz. Myślałem, że będziesz utrzymywała kontakt jak przez cały czas. Prowadzę to śledztwo, pamiętasz, prawda?

– Mikę, daj mi jedynie minutę, hę? Przyjechałam tutaj, żeby zobaczyć się z Robertem Earlem Fergusonem.

– Facet, którego Cowart wyrwał z celi śmierci?

– Zgadza się. Facet, który siedział w celi obok Sullivana.

– Aż do chwili gdy próbował złapać go przez kraty i udusić. – Tak.

– No i co?

– To było… – Zawahała się. – Niezwykłe.

Nastąpiła krótka przerwa, po czym starszy policjant zapytał:

– No i co?

– Wciąż próbuję w tym grzebać. Usłyszała, jak westchnął.

– Co to ma wspólnego z naszą sprawą?

– Cóż, muszę pomyśleć, Mikę. Wiesz, Sullivan i Cowart byli jak dwa boki trójkąta. Ferguson był trzecim bokiem, ogniwem spajającym ich razem. Bez Fergusona Cowart nigdy nie zobaczyłby się z Sullivanem. Doszłam do wniosku, że lepiej go sprawdzić. Zobaczyć, czy ma alibi na czas, kiedy dokonano morderstwa. Po prostu przyjrzeć mu się.

Weiss zawahał się i dopiero po chwili powiedział:

– No cóż, w porządku. To wydaje się nie do końca pozbawione sensu. Nie wiem, co prawda, co to wnosi do sprawy, ale nie jest szalone. Myślisz, że istnieje jakieś powiązanie pomiędzy tą trójką? Może coś, co ma związek z morderstwami?

– Coś koło tego.

– Jeśli rzeczywiście istniałoby, to dlaczego ten skurczybyk Cowart nie wsadził tego do swojego artykułu?

– Nie wiem. Może obawiał się, że to mogłoby postawić go w złym świetle.

– W złym świetle? Jezus, Andy, on jest kurwą. Wszyscy dziennikarze to kurwy. Oni nie dbają o wczorajsze sztuczki, jedynie o dzisiejsze. Gdyby coś miał, umieściłby to w gazecie. Już widzę nagłówki: OGNIWO Z CELI ŚMIERCI UJAWNIONE. Literami pewnie większymi niż nazwa gazety. Oszaleliby. Prawdopodobnie wygrałby nim inną cholerną nagrodę.

– Być może.

Weiss parsknął.

– Tak, być może. W każdym razie nie masz niczego, co może sprowadzić Fergusona do Tarpon Drive?

– Nie.

– Może ktoś go rozpoznał w Islamorada? Może jakiś człowiek, którego przesłuchiwałaś na Tarpon Drive, wspomniał coś o czarnym mężczyźnie?

– Nie.

– A co z rachunkiem hotelowym czy biletem lotniczym lub czymkolwiek? Co z próbkami krwi czy odciskami palców, czy z narzędziem zbrodni?

– Nic.

– A więc przebyłaś szmat drogi, ponieważ w jakiś sposób facet był związany z dwoma innymi graczami, którzy siedzą tutaj.

– Zgadza się – powiedziała powoli. – To był pewien rodzaj przeczucia.

– Andy, proszę. Przeczucia to mają w tym pierdolonym Perrym Masonie, a nie w prawdziwym życiu. Nie opowiadaj mi o przeczuciach. Po prostu powiedz mi, czego dowiedziałaś się od tego dupka.

– Zaprzeczył, że ma bezpośredni związek z popełnioną zbrodnią. Miał jedynie kilka interesujących wiadomości, jak to działa w celi śmierci. Powiedział, że większość tamtejszych strażników to prawie mordercy. Sugerował, żeby skupić się na nich.

– To ma sens – odparł Weiss. – To wiąże się ściśle z tym, co ja teraz robię i co ty również powinnaś robić. Facet miał alibi, zgadza się?

– Powiedział, że był na zajęciach. Studiuje kryminalistykę.

– Doprawdy? To zaczyna się robić interesujące.

– Tak. Miał teczkę wypełnioną skryptami postępowania karnego i śledczego. Powiedział, że potrzebne mu były na zajęcia.

– W porządku. Czy możesz to sprawdzić, a potem, kiedy okaże się, że mówił prawdę, przywieźć to tutaj?

– Mhm, pewnie. Tak.

W słuchawce zapanowała chwilowa cisza i w końcu Weiss powiedział:

– Andy, dlaczego w twoim głosie wykryłem nutę wahania?

Zastanowiła się przed odpowiedzią.

– Mikę, czy kiedykolwiek miałeś uczucie, że rozmawiasz z właściwym facetem, lecz z niewłaściwej przyczyny? Chodzi mi o to, że facet przyprawił mnie o siódme poty. Nie wiem, jak inaczej określić to uczucie. Kłamał. Jestem tego pewna. Całkowicie kłamał. Nie potrafię jednak powiedzieć dlaczego. Przestraszył mnie porządnie.