Выбрать главу

Słyszałam podwójne znaczenia w swoim głosie i zastanawiał się skąd one pochodziło. Zaakceptowałam już jakiś czas temu to, że było zbyt wiele powodów, żeby nie myśleć o nim romantycznie. Dobrze byłoby wiedzieć, że on wciąż mnie pragnie i za mną szaleje. Obserwując go teraz, zdałam sobie sprawę, że może już nigdy więcej nie będę go pociągała. To była przygnębiająca myśl.

– Oczywiście – powiedział pokazując, że nie będziemy omawiać niczego innego niż sprawy lekcyjne. – To tak jak wszystko inne. Równowaga. Wiesz, z jakimi rzeczami iść do przodu – i wiesz, jakie zostawić w spokoju. – Położył nacisk na ostatnie stwierdzenie.

Nasze oczy spotkały się na chwilę i poczułam prąd elektryczny przechodzący przeze mnie. On wiedział, o czym mówiłam. I jak zawsze zignorował to i był nadal moim nauczycielem – czyli robił dokładnie to, co powinien robić. Z westchnieniem odsunęłam moje uczucia do niego z mojej głowy i starałam się zapamiętać, że będę miała kontakt z bronią, której pragnęłam od dzieciństwa. Wspomnienie domu Badiców znowu do mnie wróciło. Były tam strzygi. Muszę się skoncentrować.

Niepewnie, niemal z szacunkiem wyciągnęłam rękę i zwinęłam palce wokół rękojeści. Metal był chłodny i drażnił moją skórę. Coś było wyryty wzdłuż rękojeści dla lepszej przyczepności, ale gdy moje palce dotknęły reszty, znalazłam powierzchnię gładką jak szkło. Podniosłam go z jego ręki i przyciągnęłam do siebie, długi czas go badając i przyzwyczajając się do jego masy. Niespokojna część mnie chciała odwrócić się i przebić wszystkie manekiny, lecz spojrzałam na Dymitra i zapytałam. – Co powinnam zrobić?

W jego typowy sposób, powiedział najpierw, w jaki sposób mam trzymać kołek, gdy się poruszam i atakuję. Później, pozwolił mi w końcu zaatakować jednego z manekinów i w którymś momencie rzeczywiście odkryłam, że to nie było łatwe. Ewolucja uczyniła inteligentne rzeczy w obronie serca, mostka i żeber. Ale przez to wszystko, Dymitr nigdy nie załamałby się w staranności i cierpliwości prowadzenia mnie po każdym etapie i korygowaniu najdrobniejszych szczegółów.

– Przesuń je przez żebro – wyjaśnił, patrząc na moje próby dostosowania punktu w luce kości kołkiem. – To będzie łatwiejsze, ponieważ jesteś niższa od większości swoich napastników. Dodatkowo możesz przesuwać go po dolnej krawędzi żebra.

Po zakończeniu ćwiczenia, wziął kołek z powrotem i skinął głową z aprobatą.

– Dobrze. Bardzo dobrze.

Spojrzałam na niego zaskoczona. Na ogół nie dawał mi wiele pochwał.

– Naprawdę?

– Robiłaś to tak, jakbyś robiła to od lat.

Czułam jak uśmiech zadowolenia wpełza na moją twarz, gdy zaczęliśmy opuszczać salę ćwiczeń. Zbliżając się do drzwi zauważyłam manekina z kręconymi rudymi włosami. Nagle wszystkie wydarzenia z klasy Stana powróciły do mojej głowy. Spochmurniałam.

– Czy dasz mi kołek następnym razem?

Podniósł płaszcz i włożył go pod niego. Był on długi i brązowy. Wyglądał bardzo podobnie do łachmana kowboja, choć on nigdy by do tego nie dopuścił. Miał sekretną fascynację do Starego Zachodu. Naprawdę tego nie rozumiałam, ale to było przed tym jak poznałam jego dziwne preferencje muzyczne.

– Nie sądzę, że to zdrowe – powiedział.

– Byłoby lepiej, gdybym realnie zrobiła to jej – narzekając, zawiesiłam plecak na jednym ramieniu. Wyszliśmy z sali gimnastycznej.

– Przemoc nie jest odpowiedzią na twoje problemy – powiedział mądrze.

– Ona jest jedynym problemem. A myślałam, że sednem mojej edukacji było to, że przemoc jest odpowiedzią.

– Tylko dla tych, którzy atakują cię pierwsi. Twoja matka cię nie atakuje. Wy dwie po prostu jesteście do siebie zbyt podobne, to wszystko.

Przestałam iść. – Nie mam nic podobnego do niej! To znaczy… w pewien sposób mamy te same oczy. Ale jestem dużo wyższa. A moje włosy są zupełnie inne. – Wskazałam na swój kucyk, na wszelki wypadek gdyby nie był świadomy, iż moje grube brązowo-czarne włosy nie wyglądają jak kasztanowe loki mojej matki.

Trochę śmiechu było w jego słowach, ale w jego oczach było też coś ciężkiego. – Nie mówię o twoim wyglądzie i dobrze o tym wiesz.

Odwróciłam wzrok od tego wiedzącego spojrzenia. Mój pociąg do Dymitra rozpoczął się niemal natychmiast, gdy się spotkaliśmy – i to nie tylko, dlatego, że był tak gorący. Czułam się tak, jakby on zrozumiał część mnie, której ja nie mogłam zrozumieć, a czasem jestem całkiem pewna, że zrozumiałam jakąś część jego, której on nie rozumie.

Jedynym problemem było to, że miał irytującą tendencję do zauważania rzeczy o mnie, których ja nie chcę zrozumieć.

– Myślisz, że jestem zazdrosna?

– A jesteś? – spytał. Nienawidziłam tego, kiedy odpowiadał na moje pytania pytaniami. – Jeśli tak, to, o co dokładnie jesteś zazdrosna?

Spojrzałam z powrotem na Dymitra. – Nie wiem. Może jestem zazdrosna o jej reputację. Może jestem zazdrosna o to, że poświęciła więcej czasu reputacji niż mnie. Nie wiem.

– Nie sądzisz, że to, co zrobiła jest wielkie?

– Tak. Nie. Nie wiem. To po prostu brzmiało jak… nie wiem… jakby się chwaliła. Tak jakby zrobiła to dla chwały. – Skrzywiłam się. – Dla znaków. – Znaki molnija były przyznawane strażnikom, gdy zabijali strzygę. Każdy z nich wyglądał jak małe x wykonane błyskawicami. Zaczynał się na plecach do szyi i pokazywał jak doświadczony był strażnik.

– Myślisz, że skierowanie w dół strzygi warte jest kilka znaków? Myślałem, że nauczyłaś się czegoś z domu Badiców.

Poczułam się głupio. – To nie o to…

– Chodź.

Zatrzymałam się. – Co?

Zmierzaliśmy już ku mojemu dormitorium, ale teraz skinął głową w przeciwną stronę uczelni. – Chcę ci coś pokazać.

– Co to jest?

– To nie wszystkie znaki są odznakami honoru.

Rozdział piąty

Nie miałam pojęcia o czym Dymitr właściwie mówił, ale podążyłam za nim posłusznie.

Ku memu zaskoczeniu, prowadził mnie poza granice kampusu, w kierunku otaczających go lasów. Akademia posiadała wiele terenów i nie wszystkie były przeznaczone do aktywnego użytku w celach edukacyjnych. Znajdowaliśmy się w odległej części Montany i czasem mogło się wydawać, jakby szkoła po prostu trzymała w tajemnicy to odludzie.

Szliśmy przez chwilę w milczeniu, nasze stopy skrzypiały przez gruby, nienaruszony dotąd śnieg. Kilka ptaków przeleciało nad nami, wyśpiewując swoje pozdrowienia dla wschodzącego słońca, ale w większości widziałam jedynie chude, ociężałe od śniegu, wiecznie zielone drzewa. Musiałam się namęczyć, by nadążyć za dłuższym krokiem Dymitra, zwłaszcza gdy śnieg nieco mnie spowolnił. Wkrótce zauważyłam w oddali duży, ciemny kształt. Jakiegoś budynek.

– Co to jest? – spytałam. Nim zdążył odpowiedzieć, zdałam sobie sprawę, że był to zrobiony z bali, mały domek. Bliższe badanie wykazało, że bale wyglądały na zniszczone i gdzieniegdzie spróchniałe. Dach z lekka obwisał.

– Dawny punkt obserwacyjny. – powiedział – Strażnicy przebywali kiedyś na obrzeżach kampusu i pilnowali go przed Strzygami.

– Czemu już tego nie robią?

– Nie mamy wystarczającej liczby Strażników, by ich tam przydzielić. Poza tym, Moroje otoczyły kampus ochronną magią i większość uznała, że takie działanie jest w rzeczywistości niepotrzebne. – pod warunkiem, że ludzie nie przebiją tej ochrony, pomyślałam.

Przez kilka krótkich chwil żywiłam nadzieję, że Dymitr zabierał mnie na jakąś romantyczną wycieczkę. Wtedy jednak usłyszałam głosy po drugiej stronie budynku. Znajomy gwar uczuć dobiegł do mojego umysłu. Lissa tu była.