Выбрать главу

– Po tym. – odpowiedziała. Nie opuściła wzroku ani nie wyglądała na zawstydzoną, chociaż wyczułam w niej smutek. – Jak wiele wiesz?

Zerknęłam na Christiana.

– Podstawy.

Kiwnęła głową.

– Wiedziałam… Wiedziałam czym Lucas i Moira się stali, ale to ciągle mnie nie przygotowało. Umysłowo, fizycznie czy emocjonalnie. Myślę, że gdybym miała przejść przez to ponownie, dalej nie byłabym gotowa. Ale po tamtej nocy, spojrzałam na siebie – w przenośni – i zrozumiałam jak bezbronna byłam. Spędziłam całe życie licząc na Strażników, że się mną zajmą i mnie ochronią. I to nie znaczy, że nie byli do tego zdolni. Jak powiedziałam, prawdopodobnie mogłabyś mnie pokonać w walce. Ale oni – Lucas i Moira – wycięli naszych dwóch strażników nim zorientowaliśmy się w sytuacji. Powstrzymałam ich przed zabraniem Christiana – ale tylko ledwie. Gdyby reszta się nie zjawiła, byłabym martwa, on także. – przerwała, zmarszczyła brwi i kontynuowała dalej – Zdecydowałam, że nie chcę umrzeć w ten sposób, nie bez podjęcia prawdziwej walki i zrobienia wszystkiego co możliwe, by ochronić siebie i tych, których kocham. Więc nauczyłam się wszelkiego rodzaju metod walki. I po jakimś czasie, nie bardzo, uh, pasowałam do śmietanki towarzyskiej będącej tutaj. Przeniosłam się zatem do Minneapolis i utrzymywałam się z uczenia innych.

Nie miałam wątpliwości, że były inne Moroje żyjące w Minneapolis – chociaż tylko Bóg jeden wie dlaczego – ale potrafiłam czytać między wierszami. Przeprowadziła się tam i zintegrowała z ludźmi, trzymając się z dala od innych wampirów, tak jak Lissa i ja przez dwa lata. Zaczęłam rozważać, czy nie było czegoś więcej między tymi wierszami. Powiedziała, że nauczyła się „wszystkich możliwych sposobów walki” oczywiste, że to więcej niż same sztuki walki.

Idąc dalej za swoimi przekonaniami dotyczącymi walki, Moroje nie uważali, że magia powinna być używana jako broń. Dawno temu była tak wykorzystywana i niektórzy do dziś posługują się nią w sekrecie. Wiedziałam, że Christian był jednym z nich. Niespodziewanie wpadłam na pomysł gdzie mógł się tego nauczyć.

Zapadła cisza. Ciężko jest wspominać historie takie jak ta. Zdałam sobie jednak sprawę, że Tasha była jedną z rodzaju osób, które potrafiły odciążyć nastrój. Sprawiła, że polubiłam ją jeszcze bardziej. Resztę czasu spędziła na opowiadaniu nam śmiesznych historii. Nie zadzierała nosa jak większość członków rodziny królewskiej i nie szczędziła im ostrych słów. Dymitr znał wielu z tych, o których mówiła – szczerze, jak ktoś tak nietowarzyski zdawał się znać każdego w towarzystwie Morojów i Strażników? – i mógł czasami dodać jakiś mały szczegół. Powodowali, że zanosiliśmy się od śmiechu, aż Tasha w końcu spojrzała na zegarek.

– Gdzie jest w pobliżu najlepsze miejsce, gdzie dziewczyna może iść na zakupy? – spytała.

Lisa i ja wymieniłyśmy spojrzenia.

– Missoula. – powiedziałyśmy jednocześnie.

Tasha westchnęła.

– To parę godzin stąd, ale jeśli wyjadę wcześnie, to powinnam mieć trochę czasu, zanim zamkną sklepy. Jestem beznadziejnie spóźniona ze świątecznymi zakupami.

Jęknęłam.

– Zabiłabym, żeby iść na zakupy.

– Ja też – przyznała Lissa.

– Może moglibyśmy wymknąć się z tobą… – dałam Dymitrowi pełne nadziei spojrzenie.

– Nie. – powiedział szybko. Westchnęłam z żalem.

Tasha znów ziewnęła.

– Będę musiała dorwać jakąś kawę, żeby nie zasnąć za kierownicą.

– Czy twój Strażnik nie może poprowadzić za ciebie?

Potrząsnęła głową.

– Nie mam żadnego.

– Nie masz żadnego… – zmarszczyłam brwi, analizując jej słowa. – Nie masz żadnych strażników?

– Nie.

Wystrzeliłam.

– Ale to niemożliwe! Jesteś członkiem rodziny królewskiej. Powinnaś mieć przynajmniej jednego. Albo dwóch.

Strażnicy byli przydzielani przez Morojów w tajemniczy, drobno-zarządzany sposób przez Radę Strażników. Był to trochę niesprawiedliwy system. Ci spoza rodziny królewskiej otrzymywali Strażników poprzez losowanie. Królewscy zawsze otrzymywali Strażników.

Ci wysoko postawieni często mieli więcej niż jednego, ale nawet nisko postawieni nie mogliby zostać bez żadnego.

– Ozer’owie nie byli właściwie pierwszą rodziną w kolejce, gdy zaczęto przydzielać Strażników. – powiedział Christian z goryczą. – Nawet kiedy… moi rodzice umarli… mają ich pewien deficyt.

Rozgorzałam od gniewu.

– Ale to nie sprawiedliwe. Nie mogą was karać za to, co zrobili wasi rodzice.

– To nie kara, Rose – Tasha nie zdawała się być nawet trochę tak rozjuszona, jak powinna moim zdaniem. – To po prostu… zmiana priorytetów.

– Zostawiają cię bezbronną. Nie możesz być tak zwyczajnie pozostawiona sama sobie!

– Nie jestem bezbronna, Rose. Mówiłam ci to. I jeśli tak bardzo chciałabym Strażnika, mogłabym zrobić z siebie utrapienie, ale to jest kosztuje zbyt wiele wysiłku. Na razie jest mi w porządku.

Dymitr spojrzał na nią.

– Chcesz, żebym z tobą pojechał?

– I żebym trzymała cię na nogach całą noc? – Tasha potrząsnęła głową – Nie zrobiłabym ci tego, Dimka.

– On nie ma nic przeciwko – powiedziałam szybko, podekscytowana tym rozwiązaniem.

Dymitr wydawał się być rozbawiony tym, że za niego odpowiadam, ale nie zanegował moich słów.

– Naprawdę nie mam.

Zawahała się.

– No dobrze. Ale prawdopodobnie niedługo będziemy musieli wyruszyć.

Nasza nielegalna impreza uległa rozproszeniu. Moroje ruszyły w jednym kierunku; ja i Dymitr w drugim. Tasha i on planowali spotkać się za pół godziny.

– Więc co o niej myślisz? – zapytał, kiedy zostaliśmy sami.

– Lubię ją. Jest super. – Pomyślałam o niej przez chwilę. – Załapałam o co chodziło z tymi znakami.

– Oh?

Kiwnęłam głową, patrząc pod nogi, gdy szliśmy wzdłuż ścieżki. Nawet po odśnieżeniu i posypaniu solą, pokryta była łatami lodu.

– Nie zrobiła tego wszystkiego, co zrobiła dla sławy. Zrobiła to, bo musiała. Dokładnie jak… dokładnie jak moja mama. – przyznałam to z bólem, ale taka była prawda. Janine Hithaway może i była najgorszą matką na świecie, ale była wspaniałym opiekunem. – Znaki nie są ważne. Molnija czy blizny.

– Szybko się uczysz. – powiedział z aprobatą.

Napuszyłam się pod jego pochwałą.

– Czemu ona nazywała cię Dimka?

Zaśmiał się łagodnie. Usłyszałam tego wieczoru sporo jego śmiechu i zdecydowałam, że chcę słyszeć go jeszcze więcej.

– To zdrobnienie od Dymitra.

– To nie ma sensu. Nie brzmi nawet podobnie do Dymitra. Powinieneś być nazywany, nie wiem, Dimi czy jakoś tak.

– W języku rosyjskim działa to inaczej. – powiedział.

– Rosyjski jest dziwny. – w rosyjskim zdrobnienie od Vasilisa brzmiało Vaysa, co nie miało dla mnie sensu.

– Więc jest angielski.

Rzuciłam mu chytre spojrzenie.

– Jakbyś nauczył mnie przeklinać po rosyjsku, mogłabym nieco lepiej sobie to wszystko uświadomić.

– Już i tak za dużo przeklinasz.

– Ja chcę tylko wyrazić swoje wnętrze.

– Oh, Roza… – westchnął, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz. „Roza” to moje imię w języku rosyjskim. Rzadko go używał. – Wyrażasz siebie bardziej niż ktokolwiek inny, kogo znam.