Podniosłam głowę, słysząc brzmiące w pobliży głosy i kroki. Ludzie 'wlewali' się przez drzwi. Naprawdę nie mogłam rozpoznać żadnego z nich. Nie musiałam. Oni byli zagrożeniem, zagrożeniem przed którym musiałam chronić Masona. Gdy kilku z nich podeszło do mnie, zerwałam się na równe nogi, unosząc miecz i trzymając go obronnie nad ciałem Masona.
– Cofnijcie się. – ostrzegłam – Trzymajcie się od niego z daleka.
Kontynuowali podchodzenie.
– Cofnijcie sie! – krzyknęłam.
Zatrzymali się. Z wyjątkiem jednego.
– Rose. – dobiegł mnie łagodny głos. – Opuść miecz.
Moje ręce zadrżały. Przełknęłam ślinę.
– Trzymaj się od nas z daleka.
– Rose. – głos przemówił ponownie, głos, który moja dusza mogłaby poznać wszędzie.
Niepewnie, w końcu stałam się świadoma otoczenia, pozwalając by szczegóły dotarły do mojej świadomości. Skupiłam swój wzrok na twarzy stojącego przede mną mężczyzny. Brązowe oczy Dymitra, łagodne i twarde, patrzyły na mnie z góry.
– W porządku. – powiedział. – Wszystko będzie dobrze. Możesz opuścić miecz.
Moje ręce zatrzęsły się bardziej gdy walczyłam by utrzymać rękojeść.
– Nie mogę. – wypowiedziane przeze mnie słowa bolały. – Nie mogę go zostawić samego. Muszę go chronić.
– Ochroniłaś go. – powiedział Dymitr.
Miecz wypadł z moich rąk, lądując z głośnym łoskotem na drewnianej podłodze. Podążyłam za nim, upadając na czworaka, chcąc płakać, ale ciągle nie byłam do tego zdolna.
Ramiona Dymitra owinęły się wokół mnie, pomagając mi wstać. Wokół nas zaroiło się od głosów, i jeden po drugim, zaczęłam rozpoznawać ludzi, których znałam i którym ufałam. Dymitr zaczął mnie ciągnąć w kierunku drzwi, ale odmówiłam ruszenia się w tym momencie. nie mogłam. Moje ręce kurczowo trzymały jego koszulę, gniotąc ją. Ciągle trzymając jedno ramię wokół mnie, odgarniał moje włosy z dala od mojej twarzy. Oparłam o niego swoją głowę, pozwalając mu w dalszym ciągu delikatnie gładzic moje włosy i mamrotać coś po rosyjsku. Nie rozumiałam tego, co do mnie mówił, ale jego łagodny ton uspokoił mnie.
Strażnicy rozeszli się po całym domu, badając go cal po calu. Kilku z nich zbliżyło się do nas i ulękło przy ciałach, na które nie chciałam nawet patrzeć.
– Ona to zrobiła? Z obojgiem?
– Ten miecz nie był ostrzony od lat!
Zabawny dźwięk ugrzązł w moim gardle. Dymitr ścisnął moje ramie pocieszająco.
– Zabierz ja stąd, Belikov.
Powiedział kobiecy głos za nim, brzmiał znajomo. Dymitr ponownie ścisnął moje ramię.
– Chodź, Roza. Czas stąd wyjść.
Tym razem poszłam. Wyprowadził mnie z domu, podtrzymując mnie, jakbym potrzebowała pomocy z poradzeniem sobie, z każdym bolesnym krokiem. Mój umysł ciągle odmawiał zaakceptowania tego, co stało się naprawdę. Nie mogłem zrobić nic więcej, niż po prostu podążać w jednym z otaczających mnie kierunków.
Ostatecznie,skończyłam w jednym z odrzutowców Akademii. Silniki ryknęły wokół nas, gdy samolot wystartował. Dymitr mruknął coś o szybkim powrocie i zostawił mnie samą na swoim miejscu. Patrzyłam prosto przed siebie, studiując każdy detal siedzenia przede mną. Ktoś usiadł obok mnie i okrył kocem moje ramiona. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że cała drżę.
– Jestem zimna. – powiedziałam. – Jak mogę być tak zimna?
– Jesteś w szoku. – odpowiedziała Mia.
Obróciłam głowę i spojrzałam na nią, studiując jej blond loki i duże, niebieskie oczy. Coś w widzeniu jej uwolniło moje wspomnienia. Wszystko wróciło z powrotem. Ścisnęłam swoje zamknięte oczy.
– O Boże. – wydyszałam. Otworzyłam oczy i ponownie skupiłam je na niej. – Uratowałaś mnie – uratowałaś mnie gdy wysadziłaś akwarium. Nie powinnaś tego robić. Nie powinnaś wracać.
Wzruszyła ramionami.
– A ty nie powinnaś wracać po miecz.
Właściwa uwaga
– Dziękuję. – powiedziałam – To, co zrobiłaś… nigdy bym nawet o tym nie pomyślała. To było genialne.
– Nie wiedziałam o tym – dumała, uśmiechając się ze smutkiem – Woda nie jest użyteczną bronią, pamiętasz?
Dusiłam się ze śmiechu, chociaż tak naprawdę, nie uważałam swoich starych słów za tak zabawne. Już nie.
– Woda jest wspaniała bronią – powiedziałam ostatecznie. – Kiedy wrócimy, będziemy musieli znaleźć praktyczne sposoby na wykorzystanie jej.
Jej twarz rozjaśniła się. Zapał błysnął w jej oczach.
– Chciałabym. To więcej niż nic.
– Przykro mi… z powody twojej mamy.
Mia po prostu kiwnęła głową.
– Jesteś szczęściarą, że ciągle masz swoją. Nawet nie wiesz jaką.
Odwróciłam się i ponownie zaczęłam wpatrywać się w siedzenie przede mną. Następne słowa, które wyszły z moich ust, zaskoczyły mnie:
– Chciałabym żeby tu była.
– Jest. – powiedziała zaskoczona Mia. – Była z grupą, która przeprowadziła nalot na dom. Nie widziałaś jej?
Potrzasnęłam głową.
Zamilkłyśmy. Mia wstała i wyszła. Minutę później, ktoś jeszcze usiadł obok mnie. Nie musiałam jej widzieć, zęby wiedzieć kim była. Po prostu wiedziałam.
– Rose. – powiedziała moja matka. Po raz pierwszy w moim życiu, słyszałam niepewność w jej głosie. Może strach. – Mia powiedziała, że chcesz mnie widzieć.
Nie odpowiedziałam. nie patrzyłam na nią.
– Czego… czego potrzebujesz?
Nie wiedziałam czego potrzebuję. Nie wiedziałam co robić. Szczypanie w moich oczach stało się nie do zniesienia i zanim się zorientowałam, zaczęłam płakać. Duży, bolesny szloch ogarnął moje ciało. Łzy, które tak długo powstrzymywałam, spływały mi po twarzy. Strach i żal, które wyparłam ze swojego czucia, ostatecznie wybuchły, paląc mnie od środka. Ledwie mogłam oddychać. Moja matka objęła mnie ramieniem i ukryłam swoją twarz w jej klatce piersiowej, szlochając coraz mocniej.
– Wiem. – powiedziała łagodnie, obejmując mnie mocniej. – Rozumiem.
Rozdział dwudziesty trzeci
Ociepliło się w dniu mojej ceremonii molnija. W rzeczywistości, było tak ciepło, że dużo śniegu w miasteczku akademickim zaczęło topnieć, spływając po kamiennych ścianach budynku akademii, wąskimi, srebrnymi strugami. Do końca zimy było jeszcze daleko, więc wiedziałam, że wszystko znów zamarznie w ciągu następnych kilku dni. Ale teraz, cały świat sprawiał wrażenie, jakby płakał.
Wyszłam z incydentu w Spokanie z niewielkimi siniakami i skaleczeniami. Oparzenia po więzach były moją najgorszą raną. Ale ciągle trudno mi było uporać się, z tym, że spowodowałam śmierć; że ją widziałam. Nie chciałam niczego więcej, niż tylko zwinąć się w kłębek i nie rozmawiać z nikim, może poza Lissą. Ale czwartego dnia po powrocie do Akademii, moja mama znalazła mnie i powiedziała mi, że przyszedł czas, żebym otrzymała swoje znaki.
Zajęło mi kilka chwil, zanim załapałam, o co jej chodziło. Potem dotarło do mnie, że ścinając głowy dwóm strzygom, zarobiłam dwa znaki molnija. Moje pierwsze. Świadomość tego ogłuszyła mnie. Całe moje życie, zważywszy na moją przyszłość, jako strażniczki, było oczekiwaniem na znaki. Uważałam je za sprawę honoru. Ale teraz? Znaki molnija, były czymś, o czym chciałabym zapomnieć.