Ponieważ nikt już nie spał, drużynowy dalej opowiadał swoją bajkę. Całkiem niezła, szczególnie ta część, gdzie dobry kalif przebiera się za kogo innego, żeby dowiedzieć się, co ludzie o nim myślą, a wielki wezyr, który jest strasznie zły, korzysta z tego, żeby zająć jego miejsce. A potem drużynowy przerwał i zapytał:
— Co ten łobuz wyrabia tyle czasu?
— Chcesz, druhu, to po niego pójdę — powiedział Kryspin.
—- Dobrze -— zgodził się drużynowy —r ale wracaj szybko. Kryspin wyszedł i zaraz przyleciał z powrotem. — Druhu! Druhu! — zawołał. — Benon siedzi na drzewie nie może zejść!
Drużynowy wybiegł z baraku, a my wszyscy za nim, chociaż trzeba było obudzić Gwalberta, który spał i nic nie słyszał. Benon siedział na gałęzi, na samym wierzchołku drzewa, i widać było, że jest strasznie zły.
— O tam! Tam! — zawołaliśmy pokazując na niego palcem.
— Cisza! — krzyknął nasz drużynowy. — Benon, co ty tam robisz?
— Jak to co? — powiedział Benon. — Poszedłem odnieść jajko tam, gdzie je znalazłem, tak jak mi kazałeś, druhu, a znalazłem je tutaj, w gnieździe. Ale kiedy wchodziłem, złamała się gałąź i teraz nie mogę zejść.
I Benon zaczął płakać. On ma niesamowity głos: kiedy płacze, słychać go z daleka.
Wtedy z baraku koło drzewa wyszedł opiekun innej drużyny — wyglądał na mocno niezadowolonego.
— To ty i twoja drużyna tak hałasujecie? — zapytał naszego drużynowego. — Obudziłeś wszystkie moje zebry, a dopiero co udało mi się je uśpić.
— Wielkie rzeczy! — krzyknął nasz drużynowy. — Ja mam jednego na drzewie, o tam!
Drugi drużynowy spojrzał i zaczął się śmiać, ale zaraz przestał, bo wszystkie chłopaki z jego drużyny wyszły z baraku zobaczyć, co się dzieje. Był już nas cały tłum dookoła drzewa.
— Wracajcie do łóżek! — zawołał opiekun tamtej drużyny.
— Widzisz, co narobiłeś? Musisz krócej trzymać swoje zebry. Jak nie umiesz dać sobie rady z dziećmi, trzeba było nie pchać
się na kolonie!
— Chciałbym cię widzieć na moim miejscu — powiedział nasz drużynowy — a poza tym twoje zebry robią tyle samo hałasu, co i moje!
— Tak — przyznał drugi drużynowy — ale to twoje zebry obudziły moje zebry!
— Druhu, ja chcę zejść! — zawołał Benon.
Wtedy drużynowi przestali się kłócić i poszli po drabinę.
— Trzeba być głupkiem, żeby tak sterczeć na drzewie — powiedział jakiś chłopak z tamtej drużyny.
— A tobie co do tego? — zapytałem.
— Taak! — powiedział inny. — Wasza drużyna to same głupki, wszyscy o tym wiedzą!
— Powtórz to, powtórz to!...— poprosił Gwalbert. A ponieważ tamten powtórzył, zaczęliśmy się bić.
— E, chłopaki! Zaczekajcie, aż mnie stąd zdejmą! — zawołał Benon. — E, chłopaki!
A potem drużynowi wrócili biegiem z drabiną i z panem Rateau, kierownikiem obozu, który chciał zobaczyć, co się dzieje. Wszyscy krzyczeli, było bardzo fajnie, a drużynowi strasznie się złościli, pewnie dlatego, że Benon nie czekał na nich i zszedł sam z drzewa, tak mu się spieszyło, żeby się z nami powygłu-piać.
— Wszyscy do baraków! — krzyknął pan Rateau takim głosem, jak Rosół, który jest moim opiekunem w szkole.
I wróciliśmy na leżakowanie.
Ale nie na długo, bo była już pora na zbiórkę i drużynowy kazał nam wstać. Wyglądał
na zadowolonego. Myślę, że on też nie lubi leżakowania.
Tylko że znowu zrobiła się draka, bo Benon zasnął na dobre i za nic nie chciał wstać.
Kochanie,
Mamy nadzieję, że jesteś grzeczny, jesz wszystko, co ci dają, i dobrze się bawisz. Jeśli chodzi o leżakowanie, pan Rateau ma. rację. Powinieneś wypoczywać i spać zarówno po obiedzie, jak po kolacji. Znamy Cię dobrze, kurczaczku, gdyby Ci pozostawić wolną rękę, ba-wiłbyś się nawet w nocy. Całe szczęście, że Twoi przełożeni są na miejscu i Cię pilnują —
powinieneś słuchać ich we wszystkim. Co do tamtego zadania z arytmetyki, tatuś mówi, że znalazł rozwiązanie, ale chciał, żebyś sani do niego doszedł...
(Fragment listu rodziców do Mikołaja)
Nocna zabawa
Wczoraj wieczorem przy kolacji pan Rateau, kierownik obozu, rozmawiał z naszymi drużynowymi i szeptali sobie mnóstwo rzeczy spoglądając na nas od czasu do czasu. A potem, po deserze — konfitury z porzeczek, bardzo dobre — kazano nam szybko kłaść się spać.
Drużynowy zajrzał do nas do baraku, zapytał, czy jesteśmy w formie, i powiedział, żebyśmy prędko zasypiali, bo potrzebne nam będą siły.
— Do czego, druhu? — zapytał Kalikst.
— Zobaczycie — uśmiechnął się drużynowy, a potem powiedział nam dobranoc i zgasił światło.
Czułem, że ta noc będzie inna niż wszystkie i że nie będę mógł zasnąć. Zawsze tak jest, kiedy się zdenerwuję przed pójściem do łóżka.
Obudziłem się nagle słysząc krzyki i gwizdki.
— Nocna zabawa! Nocna zabawa! Zbiórka na nocną zabawę! — wołano na dworze.
Siedliśmy wszyscy na łóżkach, oprócz Gwalberta, który nic nie słyszał, bo spał, i Paulina, który się przestraszył i płakał pod kocem. Nie widzieliśmy go, tylko słyszeliśmy jakieś: „Mmmm, mmm, mmm", ale my go znamy i wiemy, że krzyczał i chciał wracać do domu, jak zawsze.
A potem otworzyły się drzwi do naszego baraku, wszedł drużynowy, zapalił światło i powiedział, żebyśmy się gazem ubierali i biegli na zbiórkę na nocną zabawę i żebyśmy włożyli ciepłe swetry. Wtedy Paulin wystawił głowę spod koca i zaczął krzyczeć, że on się boi wychodzić w nocy, a zresztą rodzice mu nie pozwalają i że nie wyjdzie.
— Dobrze — powiedział nasz drużynowy — w takim razie zostań.
Wtedy Paulin wyskoczył z łóżka, pierwszy się ubrał i wyszedł, bo mówił, że boi się zostać sam w baraku i że się poskarży swoim rodzicom.
Zbiórkę zrobiono na środku obozu, a ponieważ było już bardzo późno i na dworze było ciemno, zapalono światła, ale i tak niewiele było widać.
Pan Rateau na nas czekał.
— Drogie dzieci — powiedział — urządzimy sobie nocną zabawę. Pan Genou, nasz intendent, którego wszyscy bardzo lubimy, wyruszył gdzieś z proporczykiem. Chodzi o to, żebyście go odnaleźli i przynieśli proporczyk do obozu. Poszukiwania pro-8 wadzić będziecie drużynami i ta, która zdobędzie proporczyk,
dostanie dodatkową porcję czekolady. Pan Genou zostawił nam kilka wskazówek, które pozwolą wam łatwiej go odnaleźć, słuchajcie uważnie: „Poszedłem w stronę Chin, ale przed trzema dużymi białymi kamieniami..." Może byście przestali hałasować, kiedy mówię?
Benon schował do kieszeni gwizdek, a pan Rateau mówił dalej:
— „...ale przed trzema dużymi białymi kamieniami zmieniłem zdanie i poszedłem do lasu. Żeby nie zabłądzić, zrobiłem jak Tomcio Paluch i..." Ostatni raz powtarzam, przestańcie bawić się tym gwizdkiem!
— O, przepraszam, panie Rateau! — zawołał jakiś drużynowy. — Myślałem, że pan już skończył. Pan Rateau westchnął ciężko i powiedział:
— Dobrze. Macie już wskazówki, które pozwolą wam odnaleźć pana Genou i proporczyk, jeżeli wykażecie się pomysłowością, przenikliwością i inicjatywą. Trzymajcie się wszyscy swoich drużyn i niechaj najlepsza zwycięży. Zaczynamy!
I drużynowi zaczęli gwizdać, a myśmy rozbiegli się na wszystkie strony, ale nie wychodząc z obozu, bo nikt nie wiedział, gdzie iść.
Byliśmy strasznie zadowoleni: fantastyczna rzecz taka zabawa po nocy.