Выбрать главу

— Leżakują — powiedział pan Rateau — to obowiązkowe. Muszą odpocząć i trochę się odprężyć.

— Bardzo słusznie :— zgodził się tata Kryspina.

— Ja nie chcę leżakować — zawołał Kryspin. — Ja chce być z rodzicami!

— Ależ tak, króliczku — powiedziała mama Kryspina — jestem pewna, że dziś pan Rateau zrobi dla ciebie wyjątek.

— Jak on nie leżakuje, to ja też nie! — powiedział Benon. 147

— Figę mnie to obchodzi — odpowiedział Kryspin. — Ja w każdym razie nie leżakuję!

— A dlaczego, jeśli wolno wiedzieć? — spytał Atanazy.

— Taaak — powiedział Kalikst — jak Kryspin nie leżakuje,, to nikt nie będzie leżakował!

. — A dlaczego miałbym nie leżakować? — zapytał Gwal-bert. — Chce mi się spać i wolno mi leżakować, nawet jeśli ten idiota nie leżakuje!

— Chcesz dostać? — zapytał Kalikst.

Pan Rateau, który jakby się nagle pogniewał, zawołał:

— Cisza! Wszyscy będą leżakować! Koniec, kropka!

Wtedy Kryspin zaczął krzyczeć, płakać, wymachiwać rękami i nogami, i bardzośmy się zdziwili, bo to raczej Paulin tak robi. Paulin to taki chłopak, który przez cały czas płacze i mówi, że chce wracać do domu, ale tym razem nic nie mówił, tak był zdziwiony widząc, że płacze ktoś inny, a nie on.

Tata Kryspina miał bardzo zakłopotaną minę.

— W każdym razie — powiedział — musimy zaraz odjeżdżać, jeśli chcemy wrócić dziś w nocy, tak jak planowaliśmy...

Mama Kryspina przyznała, że rzeczywiście tak będzie rozsądniej. Pocałowała Kryspina, dała mu mnóstwo rad, przyrzekła mnóstwo zabawek, a potem powiedziała do widzenia panu Rateau.

— Bardzo tu u was przyjemnie — dodała. — Uważam tylko, że z dala od rodziców dzieci stają się trochę nerwowo. Byłoby dobrze, gdyby rodzice regularnie je odwiedzali.

Odrobina rodzinnej atmosfery pomogłaby im odzyskać spokój i równowagę. A potem wszyscy poszliśmy na leżakowanie. Kryspin już nie płakał i gdyby Benon nie powiedział:

„Króliczku, zaśpiewaj nam piosenkę o krasnoludkach", myślę, że byśmy się nie pobili, Wakacje się kończą, trzeba będzie opuścić kolonie. To smutne, lecz dzieci pocieszają się myślą, że ich powrót sprawi rodzicom wielką radość. Przed odjazdem w Niebieskim Obozie odbyła się pożegnalna wieczornica. Każda drużyna zaprezentowała swoje talenty; drużyna Mikołaja zamknęła zabawę, tworząc żywą piramidę. Na szczycie piramidy jeden z młodych gimnastyków zamachał proporczykiem drużyny Sokole Oko i chłopcy wznieśli okrzyk: „Odwagi!".

Odwagi, jakiej dowody dali w chwili pożegnania wszyscy oprócz. Paulina, który płakał i krzyczał, że chce zostać w obozie.

Wspomnienia z wakacji

Wróciłem z wakacji. Byłem na koloniach i było bardzo fajnie. Kiedy przyjechaliśmy pociągiem na dworzec, czekali na nas wszyscy tatusiowie i wszystkie mamusie. Było niesamowicie: wszyscy krzyczeli — jedni płakali, bo nie znaleźli jeszcze swoich rodziców, drudzy śmiali się, bo ich znaleźli, drużynowi gwizdali, żebyśmy nie wychodzili z szeregu, kolejarze gwizdali, żeby drużynowi przestali gwizdać, bo bali się, że odprawią ich pociągi, a potem zobaczyłem mojego tatę i moją mamę i nawet sobie nie wyobrażacie, jak się ucieszyłem. Rzuciłem się w ramiona mamie, potem tacie, pocałowaliśmy się i oni powiedzieli, że urosłem, że jestem cały czarny, mama miała mokre oczy, a tata śmiał się cicho mówiąc: „Hę hę" i gładził mnie po głowie. Zacząłem im opowiadać, jak było na wakacjach, i wyszliśmy 2 dworca, i tata zgubił moją walizkę...

Cieszyłem się, że znów jestem w domu, tak tutaj ładnie pachnie, i że znów mam swój pokój z wszystkimi zabawkami, ,a mama poszła zrobić obiad, i bardzo fajnie, bo na koloniach mieliśmy dobre jedzenie, ale mama gotuje jak nikt na świecie i nawet jak jej się ciasto nie uda, to i tak jest lepsze od wszystkiego, coście w życiu jedli.

Tata usiadł w fotelu, żeby poczytać gazetę, a ja zapytałem:

— To co mam teraz robić?

— Nie wiem — powiedział tata — na pewno jesteś zmęczony po podróży, idź do swojego pokoju i odpocznij.

— Wcale nie jestem zmęczony — powiedziałem.,

— To idź się pobawić — powiedział tata.

— Z kim? — zapytałem.

— Z kim, z kim, też pytanie! — zezłościł się tata. — Obawiam się, że z nikim.

— Nie umiem się bawić sam — powiedziałem — to niesprawiedliwe, na koloniach było nas mnóstwo chłopaków i zawsze mieliśmy co robić.

Tata położył gazetę na kolanach, spojrzał na mnie groźnie i powiedział:

— Nie jesteś już na koloniach, a więc będziesz tak dobry I pójdziesz pobawić się sam!

Wtedy zacząłem płakać, z kuchni przybiegła mama, westchnęła: „Ładnie się zaczyna", pocieszyła mnie i poradziła, żebym przed obiadem pobawił się w ogrodzie i że mógłbym zaprosić Jadwinię, która właśnie wróciła z wakacji. Więc wybiegłem do ogrodu, a przez ten czas mama rozmawiała z tatą. Zdaje się, że mówili o mnie — bardzo się cieszą, że wróciłem.

Jadwinia to córka państwa Courteplaąue, naszych sąsiadów. Pan Courteplaąue jest kierownikiem działu obuwia w domu towarowym „Mały Ciułacz", na trzecim piętrze, i często kłóci się z moim tatą. Ale Jadwinia jest bardzo fajna, pomimo że jest dziewczyną. No i miałem szczęście, bo jak wyszedłem z domu, zobaczyłem Jadwinię, która bawiła się w swoim ogrodzie.

— Dzień dobry, Jadwiniu — powiedziałem. — Przyjdziesz się ze mną pobawić?

— Tak — powiedziała Jadwinia i przeszła przez dziurę w płocie, której tata i pan Courteplaąue nie chcą naprawić, bo każdy mówi, że dziura jest w ogrodzie tego drugiego.

Od ostatniego razu, kiedy widziałem ją przed wakacjami, Jadwinia zrobiła się całkiem brązowa, a przy jej niebieskich o-czach i jasnych włosach to bardzo ładnie wygląda. Nie, naprawdę, Jadwinia jest bardzo fajna, chociaż to dziewczyna.

— Przyjemne miałeś wakacje? — zapytała mnie Jadwinia.

— Niesamowite! — powiedziałem. — Byłem na koloniach, mieliśmy drużyny i moja była najlepsza, nazywała się „Sokole Oko", i ja byłem drużynowym.

— Myślałem, że drużynowi to starsze chłopaki — powiedziała Jadwinia.

— Tak — wyjaśniłem — ale ja byłem pomocnikiem drużynowego, i on o wszystko się mnie pytał. Tak naprawdę, to ja rządziłem.

— Dziewczyny też były na tych koloniach? — spytała Jad-winia.

— Phi! — odpowiedziałem. — Jasne, że nie, tam było zbyt niebezpiecznie dla dziewczyn. Robiliśmy niesamowite rzeczy i nawet musiałem ratować dwóch takich, co się topili.

— Bujasz — powiedziała Jadwinia.

— Jak to bujam? — krzyknąłem. — Nie dwóch, ale trzech, o jednym zapomniałem.

Poza tym łowiliśmy ryby i ja wygrałem zawody, złowiłem o taaaką rybę! — i rozłożyłem ramiona najszerzej jak mogłem, a Jadwinia zaczęła się śmiać, jakby mi nie wierzyła.

To mi się nie spodobało — naprawdę z dziewczynami w ogó-[ le nie da się rozmawiać. Więc opowiedziałem jej o tym, jak pomogłem policji odnaleźć złodzieja, który schował się w obozie, o tym, jak popłynąłem do latarni i z powrotem, i wszyscy się bardzo niepokoili, ale kiedy wróciłem na plażę, gratulowali mi i powiedzieli, że jestem niesamowitym pływakiem, i o tym, jak wszystkie chłopaki z obozu zabłądziły w lesie pełnym dzikich zwierząt, a ja ich znalazłem.

— Ja — powiedziała Jadwinia — byłam z rodzicami nad morzem i zaprzyjaźniłam się z chłopcem, który nazywał się Jasio i fantastycznie fikał koziołki...