Выбрать главу

Pobawisz się w domu z kolegami.

Powiedziałem, że ja właśnie chcę się pobawić z kolegami, ale na plaży, a wtedy tata zapytał, czy chcę dostać klapsa przy wszystkich. Ponieważ nie chciałem, zacząłem płakać.

Przy stole Fortunata też słychać było płacze, a potem mama Błażeja powiedziała tacie Błażeja, że miał dziwny pomysł, żeby spędzać urlop w miejscu, gdzie bez przerwy pada, a tata Błażeja zaczął krzyczeć, że to nie był jego pomysł i że ostatnim pomysłem, jaki miał w życiu, było małżeństwo. Mama powiedziała tacie, że lepiej nie doprowadzać małego do płaczu, tata krzyknął, że zaczynamy mu grać na nerwach, a Ireneusz upuścił na ziemię krem i dostał lanie od swojego taty. W jadalni zrobił się straszny hałas, przyszedł właściciel pensjonatu i powiedział, że kawa zostanie podana w salonie, że zaraz nastawi nam płyty i że słyszał, jak mówili przez radio, że jutro będzie niesamowite słońce.

W salonie pan Lanternau oświadczył: — Ja się zajmę dziećmi!

Pan Lanternau to taki miły pan, który lubi się bardzo głośno śmiać i ze wszystkimi się przyjaźni. Co chwila klepie kogoś po plecach i tacie nie bardzo się to spodobało, pewnie dlatego, że kiedy pan Lanternau go klepnął, tata był mocno spieczony przez słońce. Któregoś wieczora, kiedy pan Lanternau przebrał się w zasłonę i abażur, właściciel pensjonatu wyjaśnił

tacie, że pan Lanternau to prawdziwa dusza towarzystwa.

— Nie widzę w nim nic zabawnego — powiedział tata i poszedł położyć się spać. Za to pani Lanternau, która jest na wakacjach z panem Lanternau, nigdy się nie odzywa i wygląda na trochę zmęczoną.

Pan Lanternau wstał, podniósł rękę i zawołał:

— Dzieciaki! Wszyscy do mnie! Ustawić się za mną rzędem! Gotowi? Kierunek jadalnia, naprzód, marsz! Raz dwa, raz dwa,

raz dwa! — I pan Lanternau pomaszerował do jadalni, skąd zaraz wyszedł, niezbyt zadowolony. — No i co — zapytał — dlaczego za mną nie poszliście?

— Dlatego — powiedział Mamert (ale z niego głupek!) — że my chcemy bawić się na plaży.

— No nie, no nie — powiedział pan Lanternau — trzeba nie mieć rozumu, żeby w ten deszcz moknąć na plaży. Zobaczycie, potem będziecie chcieli, żeby ciągle padało! — i pan Lanternau zaczął się głośno śmiać.

— Idziemy? — zapytałem Ireneusza.

— Phi — odpowiedział Ireneusz, no i poszliśmy razem z innymi.

W jadalni pan Lanternau odsunął na bok stoły i krzesła i powiedział, że pobawimy się w ciuciubabkę.

— Kto będzie ciuciubabką? — zapytał, a myśmy odpowiedzieli, że on. — Dobrze —

zgodził się pan Lanternau i poprosił, żebyśmy mu przewiązali oczy chusteczką do nosa, ale kiedy zobaczył nasze chustki, wolał wziąć swoją. Potem wyciągnął przed siebie ręce i zaczął

wołać: — Hu, zaraz was złapię! Zaraz was złapię, huhu! — i co chwila głośno się śmiał.

Ja jestem świetny w warcabach i dlatego o mało nie umarłem ze śmiechu, kiedy Błażej powiedział, że jest mistrzem i w warcaby każdego pobije. Błażejowi nie spodobało się to, że się śmieję, powiedział, że jak jestem taki mądry, no to zobaczymy, i poszliśmy do salonu, żeby poprosić o warcaby właściciela pensjonatu, a inni poszli za nami zobaczyć, kto będzie lepszy. Ale właściciel pensjonatu nie chciał pożyczyć nam warcabów, powiedział, że to jest gra dla dorosłych i że mu pogubimy pionki. Kiedyśmy rozmawiali, usłyszeliśmy za sobą gruby głos:

— Nie liczy się. Nie wolno wychodzić z jadalni! — To był pan Lanternau, który nas szukał i znalazł, bo nie miał już zawiązanych oczu. Był cały czerwony i głos mu trochę drżał, zupełnie jak tacie wtedy, kiedy zobaczył, że puszczam bańki mydlane jego nową fajką.

— Dobrze — powiedział pan Lanternau — skoro wasi rodzice poszli odpocząć po obiedzie, zostaniemy w salonie i ładnie się pobawimy. Znam fantastyczną grę. Każdy dostanie kartkę papieru i ołówek, ja powiem jakąś literę i trzeba będzie napisać nazwy pięciu krajów, pięciu zwierząt i pięciu miast. Ten, który przegra, daje fant.

Pan Lanternau poszedł po papier i ołówki, a my poszliśmy do jadalni, żeby krzesłami bawić się w autobus. Kiedy pan Lanternau po nas przyszedł, zdaje się, że był trochę obrażony.

— Wszyscy do salonu! — zawołał. — Zaczniemy od litery „A". Do roboty! — i zaczął okropnie szybko pisać.

— Ołówek mi się złamał, to niesprawiedliwe! — powiedział Fortunat, a Fabrycy krzyknął:

— Psze pana! Kosma ściąga!

— Nieprawda, ty wstrętny kłamco! — odpowiedział Kosma i Fabrycy strzelił go w ucho. Kosma najpierw jakby się trochę zdziwił, a potem zaczął kopać Fabrycego, Potem Fortunat chciał zabrać mi ołówek, właśnie kiedy miałem napisać: „Austria", więc dałem mu pięścią w nos, a wtedy Fortunat zamknął oczy, zaczął walić gdzie popadnie i trafił Ireneusza, a Mamert wrzeszczał:

— Eee, chłopaki! Asnieres to jest kraj?

Robiliśmy straszny hałas i było fajnie jak na przerwie, kiedy bęc! — spadła na ziemię jakaś popielniczka. No i zaraz pędem przyleciał właściciel pensjonatu i zaczął na nas krzyczeć, do salonu przyszli nasi rodzice i pokłócili się z nami i z właścicielem. A pan Lanternau gdzieś sobie poszedł.

Pani Lanternau odnalazła go wieczorem w czasie kolacji. Podobno pan Lanternau przesiedział całe popołudnie na plaży, moknąc na deszczu.

I rzeczywiście, pan Lanternau to prawdziwa dusza towarzystwa, bo kiedy tata zobaczył go wracającego do pensjonatu, to tak się zaczął śmiać, że nie mógł jeść. A przecież w środę wieczorem jest zupa rybna!

Z pensjonatu Rybitwa można zobaczyć morze, jeśli się stanie na krawędzi wanny, trzeba tylko uważać, żeby się nie pośliznąć. Więc jeśli się nie pośliźnie, to przy ładnej pogodzie widać bardzo wyraźnie tajemniczą Wyspę Mgieł, gdzie — jak podaje broszurka wydana przez Ośrodek Informacji Turystycznej — o mało nie uwięziono Żelaznej Maski 1.

Można tam zwiedzić loch, który miał zajmować, oraz kupić pamiątki w stoisku z napojami.

1 Żelazna Maska — tajemniczy mężczyzna więziony w twierdzy Pignerol, a następnie w Bastylii, gdzie zmarł w 1703 r. Zmuszony był zakrywać głowę kapturem na żelaznej obręczy. Ustalenie jego tożsamości budzi w dalszym ciągu spory wśród historyków.

Wyspa Mgieł

Fajnie, bo wybieramy się na wycieczkę statkiem. Państwo Lanternau jadą z nami i tata nie jest tym zachwycony, bo on, zdaje się, niezbyt lubi pana Lanternau. Właściwie to nie rozumiem dlaczego. Pan Lanternau jest bardzo śmieszny i ciągle stara się wszystkich zabawić. Wczoraj przyszedł do jadalni z przyprawionym nosem i wielkimi wąsami i powiedział właścicielowi pensjonatu, że ryba jest nieświeża. Okropnie mnie to rozśmieszyło.

Kiedy mama powiedziała pani Lanternau, że wybieramy się na Wyspę Mgieł, pan Lanternau zawołał:

— Świetny pomysł, jedziemy razem z wami, przynajmniej nie będzie wam nudno! —

a potem tata złościł się na mamę, że głupio zrobiła i że ta niewydarzona dusza towarzystwa popsuje nam całą wycieczkę.

Wyszliśmy z domu rano, z koszykiem pełnym zimnych szny-cli, kanapek, jajek na twardo, bananów i napoju jabłkowego. Było strasznie fajnie. A potem przyszedł pan Lanternau w białej marynarskiej czapce — ja chcę mieć taką samą — i za-wołał:

— Załoga gotowa do wejścia na pokład? Naprzód, raz dwa, raz dwa, raz dwa!

Tata powiedział coś cicho, a mama spojrzała na niego wielkimi oczami.

Kiedy w porcie zobaczyłem statek, trochę się rozczarowałem, bo był całkiem mały.