— Brawo! — zawołał do taty Fabrycy. — Niech pan mu powie!
I wszystkie chłopaki trzymały stronę taty oprócz Fortunata i Ireneusza, którzy zajęci byli walką na kij i na pięści.
— Ach tak — powiedział właściciel — a jeśli zawołam policjanta?
— Proszę, niech pan woła — powiedział tata — zobaczymy, komu przyzna rację.
No i właściciel zawołał policjanta, który stał na drodze.
— Lucjan! — krzyknął. I policjant przyszedł. — O co chodzi, Erneście? — zapytał.
— O to — odpowiedział właściciel — że ten osobnik nie daje innym grać.
— Tak — powiedział jakiś pan — od pół godziny czekam na pierwszy dołek!
— W pańskim wieku — zapytał tata — nie ma pan nic lepszego do roboty?
— Co proszę? — powiedział właściciel. — Jeśli mały golf się panu nie podoba, to nie powód, żeby zniechęcać innych!
— A właśnie — powiedział policjant — przed chwilą jakiś pan złożył skargę, bo piłka od małego golfa porysowała karoserię jego samochodu.
— To jak z tym pierwszym dołkiem, można grać czy nie? — zapytał pan, co stał w kolejce.
A potem przyszedł Mamert ze swoim tatą.
— To on — krzyknął Mamert do swojego taty pokazując na mojego tatę.
— Taaak... — powiedział tata Mamerta — słyszałem, że nie pozwala pan mojemu synowi bawić się z kolegami?
A potem tata zaczął krzyczeć, właściciel małego golfa zaczął krzyczeć, wszyscy zaczęli krzyczeć, policjant gwizdał i w końcu tata zabrał nas do domu. I tylko Kosma był
niezadowolony, mówił, że jak nikt na niego nie patrzył, wbił piłkę do pierwszego dołka jednym uderzeniem, ale ja jestem pewny, że to bujda.
W ogóle tośmy się fantastycznie bawili i postanowiliśmy przyjść jutro, żeby spróbować drugiego dołka.
Nie wiem tylko, czy tata zgodzi się iść razem z nami.
Nie, ojciec Mikołaja nie chciał nawet słyszeć o ponownym pójściu na małego golfa.
Zniechęcił się do tej gry niemal tak samo, jak do potrawki przyrządzanej w pensjonacie Rybitwa. Matka Mikołaja była zdania, że nie warto robić skandalu z powodu głupiej potrawki, natomiast ojciec Mikołaja twierdził, że przy cenie, jaką płacą, skandalem jest podawanie czegoś takiego do stołu. Fakt, że znowu zaczęło padać, nie wpłynął bynajmniej na poprawę sytuacji...
Bawiliśmy się w sklep
Z dziewczynami to jest tak, że nie umieją się bawić, bez przerwy płaczą i robią draki.
W naszym pensjonacie są trzy dziewczyny. Nazywają się Izabela, Michalina i Gizela. Gizela jest siostrą mojego kolegi Fabrycego, ale ciągle się biją i Fabrycy powiedział mi, że bardzo niedobrze jest mieć dziewczynę za siostrę i że jeśli tak dalej pójdzie, ucieknie z domu.
Kiedy jest ładnie i jesteśmy na plaży, dziewczyny nam nie przeszkadzają. Bawią się w jakieś głupie zabawy, robią mnóstwo babek, opowiadają głupstwa i malują sobie kredkami paznokcie. Za to my z chłopakami robimy fantastyczne numery. Ścigamy się, fikamy koziołki, gramy w piłkę, pływamy, bijemy się. Same fajne rzeczy, no nie?
Ale jak nie ma pogody, to co innego, bo wszyscy razem musimy siedzieć w domu. A wczoraj nie było pogody, przez cały czas padało. Po obiedzie — były pierogi, które są o niebo lepsze od potrawki — wszyscy rodzice poszli sobie odpocząć. Razem z chłopakami — Błażejem, Fortunatem, Mamertem, Ireneuszem, Fabrycym i Kosmą, siedzieliśmy w salonie i po cichu graliśmy w karty. Nie chcieliśmy się wygłupiać, bo kiedy pada deszcz, rodzice są nie w humorze. A podczas tych wakacji rodzice często byli nie w humorze.
A potem do salonu weszły trzy dziewczyny.
— Chcemy się z wami pobawić — powiedziała Gizela. : — Odczep się, Gizia, bo dostaniesz w nos! — powiedział Fa-brycy. To się Gizeli nie spodobało.
— Jak nie będziecie się z nami bawić, to wiesz, Fabciu, co zrobię? — spytała Gizela.
— Pójdę powiedzieć wszystko rodzicom, zostaniesz ukarany, twoi koledzy też, i nie dostaniecie deseru.
— Dobra — wyrwał się Mamert (ale z niego głupek!) — możecie się z nami bawić.
— Nikt cię nie pytał o zdanie — syknął Fabrycy.
Wtedy Mamert zaczął płakać, powiedział, że nie chce być ukarany, że to niesprawiedliwe i że jeśli nie dostanie deseru, to się zabije. Byliśmy źli, bo Mamert robił
straszny hałas i o mało nie obudził naszych rodziców.
— To co robimy? — zapytałem Ireneusza.
— Phi — odpowiedział Ireneusz i w końcu postanowiliśmy pozwolić dziewczynom bawić się z nami.
— W co się bawimy? — spytała Michalina, która jest gruba i przypomina mi Alcesta, takiego chłopaka ze szkoły, który bez przerwy je.
— Bawimy się w sklep — powiedziała Izabela.
— Na głowę upadłaś? — zapytał Fabrycy.
— Dobrze, Fabciu — powiedziała Gizela — idę obudzić tatę. Wiesz, jaki jest, jak się go obudzi!
Wtedy Mamert zaczął płakać i powiedział, że chce się bawić w sklep. Błażej zawołał, że jak ma się bawić w sklep, to już sam woli obudzić tatę Fabrycego. Ale Fortunat powiedział, że podobno dzisiaj wieczorem będą na deser czekoladowe lody, więc żeśmy się zgodzili.
Gizela stanęła za stołem, rozłożyła na nim karty i popielniczki i powiedziała, że ona będzie ekspedientką, a stół to lada i że to, co jest na stole, to są rzeczy, które ona sprzedaje, a my mamy przychodzić i od niej kupować.
— Aha — powiedziała Michalina — a ja będę bogatą i pięk-[ na panią i będę miała samochód i mnóstwo futer.
— Aha — powiedziała Izabela — a ja będę drugą panią, jeszcze bogatszą i jeszcze piękniejszą, i będę miała samochód z czerwonymi siedzeniami, jak wujek Jakub, i buty na wysokich obcasach.
— Aha — powiedziała Gizela — a Kosma to będzie mąż Michaliny.
— Ja nie chcę — skrzywił się Kosma.
— Dlaczego nie chcesz? — zapytała Michalina.
— Dlatego, że jesteś dla niego za gruba, wiesz już, dlaczego — powiedziała Izabela.
— On woli być moim mężem.
— Nieprawda! — wrzasnęła Michalina i uderzyła Kosmę, a Mamert zaczął płakać.
Żeby uciszyć Mamerta, Kosma powiedział, że będzie mężem wszystko jedno kogo.
— Dobrze — zawołała Gizela — no to bawmy się. Mikołaj, ty będziesz pierwszym klientem, ale będziesz bardzo biedny i nie będziesz miał za co kupić jedzenia. Wtedy ja będę bardzo hojna i dam ci różne rzeczy za darmo.
— Ja się nie bawię — obraziła się Michalina. — Po tym, co mi powiedziała Izabela, nie odzywam się do nikogo.
— Ho, ho, ho! Królewna się znalazła — powiedziała Izabela. — Myślisz, że nie wiem, coś o mnie naopowiadała Gizeli?
— Ty kłamczucho! — zawołała Michalina. — Po tym, coś mi mówiła o Gizeli!
— Co o mnie mówiłaś Michalinie, Iza? — zapytała Gizela.
— Nic, właśnie że nic o tobie nie mówiłam Michalinie — powiedziała Izabela.
— Bezczelna! — zawołała Michalina. — Mówiłaś mi to przed wystawą tego sklepu, gdzie był czarny kostium w różowe kwiatki, ten, w którym by mi było szałowo, pamiętasz?
— Nieprawda! — krzyknęła Izabela. — Za to Gizela powtórzyła mi, coś jej o mnie mówiła na plaży!
— To jak, dziewczyny — zapytał Fabrycy — bawimy się czy nie? — Wtedy Michalina powiedziała Fabrycemu, żeby nie pchał nosa w nie swoje sprawy, i podrapała go.
— Zostaw mojego brata! — zawołała Gizela i pociągnęła Michalinę za warkocz, a Michalina zaczęła krzyczeć i uderzyła Gizelę. To rozśmieszyło Fabrycego, ale Mamert zaczął
płakać, a dziewczyny strasznie hałasowały i masę rodziców przyszło do salonu zapytać, co się dzieje.