Nadszedł też czas na wprowadzenie do planu manewrowego zmian wymuszonych aktualnymi ruchami Syndyków.
Posunięcia zmierzające do wzmocnienia obrony uszkodzonych okrętów w sumie były na rękę siłom Sojuszu. Jeśli okręty Syndykatu zbiorą się w jednym miejscu, nie trzeba będzie za nimi ganiać po kilku sektorach, zachowując ciaśniejsze szyki.
Geary zmarszczył brwi, gdy zauważył, że zgrupowanie uszkodzonych okrętów zostało nazwane Flotyllą Ofiar. Taktyczne systemy komputerowe nadawały każdemu zgrupowaniu wroga automatycznie dobierane nazwy, dlatego zdziwiło go, że pojawiła się właśnie taka, specyficzna, zamiast tradycyjnej, jak choćby „Flotylla Alfa”. Ilekroć jakiś system komputerowy wykazywał choćby odrobinę zachowań ludzkich, Geary odczuwał dziwny niepokój.
Nie próbował stosować wyszukanych taktyk wymagających wielu trudnych manewrów. Skoncentrował aktualnie podzielone siły w luźno powiązane zgrupowania, które miały kolejno dokonywać uderzeń na największe zgromadzenie jednostek syndykatu, tak zwaną Flotyllę Ofiar, a potem polecieć dalej w stronę okrętów, które odniosły o wiele mniejsze uszkodzenia, a teraz usiłowały na nowo zewrzeć szyki, aby na koniec zaatakować dwa pancerniki nadlatujące od strony eskadry strzegącej wrót.
– Jak się to pani podoba? – zapytał Tanię.
Studiowała w skupieniu plan przez parę sekund.
– Seria przejść przez Flotyllę Ofiar, aby pozbawić syndyków istniejącej jeszcze broni? Naprawdę nie chce ich pan zniszczyć?
– Przynajmniej do momentu, w którym nasze jednostki pomocnicze nie ogołocą syndyckich składów. Wolałbym nie ryzykować, że zabłąkane fragmenty kadłubów pokrzyżują nasze plany. Dokończymy robotę później, kiedy wycofają się na bezpieczną odległość. Mamy przecież w osłonie eskadry pomocniczej aż cztery pancerniki.
Desjani przytaknęła.
– Trzeci dywizjon pancerników powinien dać sobie radę ze zniszczeniem tylu jednostek wroga, które nie dysponują żadną bronią. Ale sugerowałabym wzmocnienie osłony jednostek pomocniczych jeszcze dwoma pancernikami albo liniowcami.
– Dlaczego? Wprawdzie Wojownik został mocno uszkodzony, ale Orion i Dumny mogą bez problemu wejść do walki, a i Zdobywca jest już w dobrym stanie. Dołączyłem Zdobywcę do tego zgrupowania, bo też należał do trzeciego dywizjonu. Te cztery pancerniki powinny poradzić sobie ze wszystkim, co pozostanie po przejściu reszty floty.
– To prawda… – Desjani potrafiła kontrolować swoje uczucia, jej głos był absolutnie obojętny – o ile Orion, Dumny i Zdobywca nie będą miały problemu z podjęciem walki.
Słowa te znaczyły ni mniej, ni więcej, że dowódcy będą szukać powodów pozwalających im na uniknięcie walki. Musiał przyznać, że to dość dyplomatyczne sformułowanie Desjani jest wielce prawdziwe. Kapitan Casia ze Zdobywcy nie należał do ludzi, którym można było zaufać. Ale przy komandor Yin, która objęła stanowisko dowodzenia na Orionie po osadzeniu kapitana Numosa w areszcie, wydawał się wręcz wzorem oficera floty Sojuszu. Także dowódca Dumnego, który przejął obowiązki po usuniętym kapitanie (Faresa była wielką stronniczką Numosa), był tak nijakim człowiekiem, że Geary z trudem przypominał sobie jego twarz. W normalnej sytuacji już dawno wymieniłby każdego z nich, ale flota uciekała przez terytorium wroga, każdego dnia walcząc o przeżycie, co było naprawdę dalekie od wszelakich norm, na dodatek panujące zwyczaje nie tylko osłabiały pozycję głównodowodzącego, ale wręcz uniemożliwiały Geary’emu dowodzenie żelazną ręką. Im bardziej przykręcałby im śrubę, tym większa liczba dowódców występowałaby przeciw niemu otwarcie, inni natomiast uznaliby takie zachowanie za jego wyraźną akceptację dla propozycji objęcia przezeń dyktatury, której jedni tak pragnęli, a inni się obawiali.
Nasrożył się jeszcze bardziej.
– Nie podoba mi się pomysł utraty jeszcze kilku największych jednostek z pierwszej linii tylko dlatego, że nie można ufać tamtym trzem jednostkom.
– Jeśli na wraku Najśmielszego są nasi jeńcy wojenni – dodała Desjani – będziemy potrzebowali paru wahadłowców i wystarczająco wiele okrętów na tyle dużych, by pomieściły, przynajmniej przez jakiś czas, tak ogromną liczbę dodatkowych ludzi.
– To prawda.
Ale nadal pozostawał problem dwóch dowódców pancerników, którzy nie będą zachwyceni słysząc, że mają pozostać w osłonie jednostek pomocniczych. Mogą przecież nie posłuchać rozkazów Geary’ego i znaleźć sposób na włączenie się do bitwy, co nie tylko nie spotkałoby się z potępieniem ze strony ich kolegów, ale wręcz z poparciem, zwłaszcza gdyby Geary zaczął się pieklić o porzucenie wyznaczonych stanowisk. Doktryna ataku wszelkimi siłami i sposobami była wciąż żywa we flocie. Odwrócił się do siedzącej wciąż za nim i obserwującej rozwój wydarzeń Wiktorii.
– Pani współprezydent Rione, chciałbym uzyskać pani radę w sprawie wydania kilku roz…
– Słyszałam waszą rozmowę – przerwała mu Rione. – Dziękuję, że zechciał pan w końcu włączyć mnie do dyskusji. – Zamilkła na wystarczająco długo, by zrozumiał, jak bardzo jest poirytowana. – Wysyła pan te okręty, by nasi ludzie, którzy zostali ostatnio pojmani i uwięzieni, odzyskali wolność. Ale obawia się pan też, że gdy jakakolwiek jednostka Syndykatu pojawi się w bezpośredniej bliskości tego, co pozostało po Najśmielszym, może ona uniemożliwić akcję ratunkową albo nawet doprowadzić do sytuacji, w której część uwalnianych jeńców zostanie zabita. Czy może być bardziej zaszczytne zadanie od ocalenia życia naszych ludzi?
– Dobrze powiedziane, pani współprezydent. – Geary skinął głową. – Teraz pozostaje już tylko pytanie, kogo mamy wysłać.
Przeleciał wzrokiem po ekranach wyświetlacza, zastanawiając się, komu może najbardziej zaufać w takiej sytuacji i kto nie będzie się przesadnie wzbraniał przed, jak to celnie określiła Rione, najbardziej zaszczytnym zadaniem dla oficera floty, które jednocześnie wymaga zejścia z pierwszej linii. Docierały już do niego słuchy, że ma w kadrze oficerskiej swoich faworytów, nie chciał więc, by ta decyzja je uprawdopodobniła, chociaż wiedział, że niedaleko odbiegają od prawdy. Cenił niektórych dowódców za to, że są równie pojętni jak agresywni, przebiegli jak dzielni, bardziej lojalni wobec floty i Sojuszu niż politycznych rozgrywek, dzięki którym mogliby szybciej awansować. Na przykład taka kapitan Cresida…
Z piątego dywizjonu okrętów liniowych pozostały tylko Gniewny i Zajadły. A on potrzebował właśnie dwóch okrętów.
– Wyślę tam Cresidę. Dodam jej Zajadłego.
Brwi Desjani momentalnie powędrowały w górę, ale równie szybko opadły.
– Cresida zazwyczaj walczy na pierwszej linii.
– Właśnie. Dlatego powinna wykonać tak ważne zadanie.
– Cieszę się, że nie będę osobą, która przekaże jej tę wiadomość, sir – odparła oschle Desjani.
– Znajdujemy się w odległości niemal minuty świetlnej od Gniewnego. Chyba znajdujemy się poza polem rażenia ewentualnego wybuchu – zauważył Geary.
Desjani uśmiechnęła się.
Zmienił plan, pozwolił Desjani zapoznać się z nim, aby zyskać całkowitą pewność, a potem rozesłał nowe rozkazy. Zaraz potem wywołał Gniewnego.