Posłała mu łobuzerskie spojrzenie, zdając sobie doskonale sprawę, że odniósł się do jej szpiegów krążących po flocie.
– Nie ma nic takiego, co nie mogłoby poczekać. – Rione zawahała się, a potem wstała i podeszła do jego fotela, by móc mówić ciszej. – Tylko kilku z moich agentów zdołało przesłać krótkie raporty. Wszystkie traktują o tym, że twoi przeciwnicy zostali wytrąceni z równowagi natychmiastową decyzją o powrocie na Lakotę. Teraz z pewnością przyczają się i będą obserwować sytuację, aby przygotować się do następnego uderzenia.
– Dziękuję. A co ty o tym myślisz? Jak ci się to wszystko podoba?
– Chcesz mojej rady? – odparła chłodno.
– Dlaczego nie zapytasz kapitana swojego flagowca?
Och, na miłość moich przodków!
– Ją pytam na tematy związane z operacjami floty. Masz z tym jakiś problem?
– Ależ skąd – odparła tonem świadczącym; o czymś zupełnie przeciwnym, a potem płynnie przeszła do odpowiedzi na pierwsze pytanie. – Twoi wrogowie we flocie przycichli i czekają. Nie ruszą się, dopóki sytuacja w tym systemie gwiezdnym się nie wyjaśni choćby z obawy, że ich działania mogą pomóc Syndykom w schwytaniu floty w pułapkę.
Geary zachował dla siebie myśl, jaka mu przyszła w tym momencie do głowy. Jeśli zawiodę teraz, nie będą mieli problemu z usunięciem mnie ze stanowiska głównodowodzącego. Zresztą jeśli zawiodę, nie będzie za bardzo czym dowodzić. Ale to oznacza także, że wielu z nich nie chce pokonania Syndyków w tym systemie.
Przeniósł wzrok na wyświetlacz, aby sprawdzić rozwój sytuacji. Syndycki pościg nadal nie pokazał się w punkcie skoku z Ixiona. Palce Geary’ego bębniły nieustannie o podłokietnik fotela – dlaczego ich jeszcze nie ma? Powinni powrócić do tego systemu już dwie godziny temu. Każda dodatkowa minuta ich nieobecności była darem, ale nie potrafił zrozumieć, od kogo. Powiedział Wiktorii, że liczy na co najmniej trzy godziny opóźnienia, ale naprawdę nie marzył nawet o tak długim czasie; według jego obliczeń Syndycy powinni pokazać się na Lakocie w niespełna dwie godziny po nich. Nawet przy założeniu, że potrzebowali sporo czasu na reorganizację i musieli nadłożyć drogi, zawracając na Ixionie, gdy zorientowali się, iż nie ma tam okrętów Sojuszu, powinni już dawno wyłonić się z nadprzestrzeni.
Kolejne połączenie z najwyższym priorytetem, tym razem z Nagolennika odległego o trzydzieści sekund świetlnych, i znów szykowała się kolejna rozwlekła, ale możliwa do strawienia rozmowa. Geary zastanawiał się, dlaczego załoga ciężkiego krążownika chce z nim rozmawiać, i nagle przypomniał sobie, że rozkazał tym marynarzom schwytać i przesłuchać kilku Syndyków.
– Tutaj Geary, czy któryś z więźniów zdecydował się mówić?
Kapitan Nagolennika skinął głową.
– Większość powtarza w kółko propagandowe banały o przywileju bycia obywatelem światów Syndykatu, ale jeden ze starszych marynarzy jest święcie przekonany, że naszej floty nie da się zniszczyć, a kto tego próbuje, postępuje wbrew woli żywego światła gwiazd. Dlatego gada jak najęty i przekazuje nam wszystko, o czym wie, aby odkupić winy za zaatakowanie naszej floty… – przerwał, czekając na reakcję Geary’ego.
– Podoba mi się jego nastawienie – przyznał komandor.
Kapitan Nagolennika skinął głową po minucie.
– Mnie też, sir. Syndycki marynarz nie wie za dużo, ale potwierdził, że zniszczyliśmy ich okręt flagowy podczas bitwy tuż przed ucieczką z Lakoty. Dowodzący flotą DON nie zdołał uciec przed zagładą jednostki, co sprawiło, że we flocie pozostało dwóch mniej ważnych, ale równych sobie statusem DONów. Ci zaczęli się kłócić, który z nich otrzyma przywilej ścigania naszej floty na Ixionie. Nasze źródło informacji nie pamięta dokładnie, jak długo trwały te przepychanki, ale ocenia, że lekko licząc cztery godziny. Może nawet pięć, a flota Syndykatu stała w tym czasie bezczynnie.
– Oficer zamilkł, by Geary mógł skomentować jego słowa.
– Co najmniej cztery godziny? – zapytał Geary. Mierzył w samo serce syndyckiej formacji, mając nadzieję, że uda mu się wyeliminować okręt flagowy wroga, ale nie wiedział do tego momentu, że operacja zakończyła się całkowitym sukcesem. – Czy ten marynarz jest tego pewien?
– Tak jest, sir! Niestety nie jest w stanie powiedzieć nic poza określeniem „wielka” na flotę, która poleciała za nami na Ixiona. Jedyną cenną dla nas informacją, jaką poza tym udało się z niego wyciągnąć, jest transfer części załóg z uszkodzonych jednostek do floty pościgowej. Facet jest przekonany, że powzięto te działania na skutek dużych strat poniesionych na wszystkich jednostkach, ale wspominał też o brakach w obsadzie wielu stanowisk, podobno brakuje im doświadczonych marynarzy. Wszystko wskazuje więc na to, że Syndycy stracili ostatnio więcej ludzi, niż są w stanie wyszkolić. – Tym razem uśmiech kapitana był naprawdę szczery.
– Wspaniała robota – powiedział Geary z absolutną pewnością w głosie. – Sądzi pan, że któryś z tych jeńców nadaje się do przetransportowania na jednostkę posiadającą nieco bardziej wyrafinowane sposoby na pozyskiwanie zeznań?
– Wątpię, aby to coś dało, sir. Nawet ten gadatliwy nie wie wiele więcej ponad to, co panu właśnie przekazałem. Moim zdaniem nie ma sensu ich trzymać. – Oficer dowodzący Nagolennikiem zrobił minę, jakby coś sobie przypomniał. – Wydaje mi się, że możemy ich zapakować do kapsuł ewakuacyjnych i wystrzelić w przestrzeń. Podobno ostatnio stosujemy takie metody.
Geary skinął głową, starając się nie okazywać zbyt widocznie ulgi, jaką w tym momencie poczuł, jeszcze niedawno dowódca Nagolennika, podobnie zresztą jak cała masa innych oficerów floty, po prostu wyrzuciłby w przestrzeń każdego jeńca, z którym miałby problem. To, że z własnej woli zaproponował najbardziej humanitarne rozwiązanie, oznaczać mogło, że pojęcie honoru zaczęło wracać do łask.
– To znakomity pomysł.
Oficer uśmiechnął się.
– Jakieś wiadomości od żywego światła gwiazd, które nasz przyjaciel będzie mógł ponieść w świat?
Geary zapalił się do tego pomysłu, ale równie szybko się opanował. Nagle poczuł się źle, jakby ktoś tym sposobem przekazywał mu wiadomość, której nie mógł zobaczyć ani usłyszeć, a jedynie poczuć.
– Niech głosi, co mu ślina na język przyniesie, ale nie sądzę, by przemawianie do niego w imieniu żywego światła gwiazd było dobrym pomysłem.
Uśmiech zniknął z twarzy oficera jak zdmuchnięty.
– Nie zamierzałem sugerować świętokradztwa, sir!
– Wiem. To co uważamy za słuszne, wcale nie musi być takie w ich oczach. Rozumie mnie pan? Lepiej dmuchać na zimne.
– To prawda – przyznał dowódca Nagolennika. – Żywe światło gwiazd sprzyja nam i nie mam zamiaru zrobić niczego, co mogłoby zmienić ich nastawienie. Dziękuję, sir. Wystrzelimy syndyckie kapsuły za jakieś dziesięć minut.
– Dobrze. Raz jeszcze dziękuję za znakomitą robotę wywiadowczą.
Ledwie wizerunek kapitana zniknął z wyświetlacza, Geary odwrócił się do obu kobiet i opowiedział im o informacjach uzyskanych podczas przesłuchań. Swoje uwagi zostawił na sam koniec.
– Dwaj ocalali DONowie walczyli pomiędzy sobą, któremu przypadnie w udziale zaszczyt zniszczenia niedobitków naszej floty na Ixionie. Trwało to kilka godzin. Pani współprezydent, czy Syndycy nie mają jakiejś hierarchii dodatkowej, czegoś na wzór naszej wysługi lat?
Wiktoria pokręciła głową.
– Stanowisko DONa to połączenie funkcji cywilnych i wojskowych. Pozycja, jaką zajmuje, jest wyznaczana częściowo przez jego rangę, a częściowo przez wpływy polityczne.