Maczuga (Sutrah)
Celt (Vidha)
Akhu (Vidha)
Sierp (Vidha)
Liść (Vidha)
Rygiel (Vidha)
Sabot (Vidha)
Krzemień (Vidha)
Igła (Vidha)
Strzałka (Vidha)
Żądło (Vidha)
Pijawka (Vidha)
Pałka (Vidha)
Falcata (llion)
Młot (Lakota)
Prasa (Lakota)
Talwar (Lakota)
Xiphos (Lakota)
DRUGI KORPUS PIECHOTY PRZESTRZENNEJ
Aktualny dowódca: pułkownik Carabali.
Skład: 1560 komandosów podzielonych na oddziały stacjonujące na pancernikach i okrętach liniowych.
JEDEN
Dwie pancerne grodzie, otaczające baterię piekielnych lanc numer trzy alfa znajdującą się na pokładzie okrętu liniowego Sojuszu o nazwie Nieulękły, lśniły jak nowe. I takie były, odkąd porozrywane płyty metalu powycinano i zastąpiono nowymi elementami. Pozostałe dwie ściany przedziału, w którym mieściło się to stanowisko ogniowe, także nosiły ślady wrogiego ostrzału, ale uszkodzenia były na tyle niewielkie, że nie zachodziła potrzeba wymiany. Wyrzutnie piekielnych lanc przeszły ostatnio naprawę z użyciem nieprzepisowych materiałów, które nie miałyby szans podczas rutynowej kontroli inspekcyjnej, jednakże ludzie mogący zakwestionować ich użycie znajdowali się naprawdę daleko, aż w przestrzeni Sojuszu. Tutaj i teraz liczyło się wyłącznie to, że bateria piekielnych lanc będzie mogła wystrzelić w kierunku wroga kolejne naładowane cząsteczkami głowice. Kapitan Geary lustrował uważnie równy szereg, w jakim ustawiono załogę wyrzutni. Połowa obsługi została przeniesiona do tej baterii z innych podobnych stanowisk bojowych znajdujących się na Nieulękłym, aby uzupełnić straty po niedawnej bitwie na Lakocie. Para marynarzy z oryginalnej obsady wyrzutni nosiła na sobie wyraźne ślady walki, tak samo jak ich przedział: mężczyzna opaskę uciskową na ramieniu, a kobieta miejscowy opatrunek przytwierdzony do zewnętrznej strony uda. Nadal utykała, ale kto miał czas na przejście pełnej rekonwalescencji przed powrotem na stanowisko bojowe – na taki luksus nie mogła sobie pozwolić ani załoga Nieulękłego, ani żadna inna jednostka floty Sojuszu. Nie w obliczu nieuniknionego starcia, gdy flocie zagrażała totalna zagłada.
– Nalegali, by pozwolono im na powrót do czynnej służby – szepnęła kapitan Tania Desjani do ucha komodora. Widać było, że jest dumna ze swojej załogi. Ci ludzie walczyli do ostatniej kropli krwi, pracowali bez chwili wytchnienia, aby jak najszybciej naprawić swoją broń, a teraz byli gotowi na rozpoczęcie kolejnej bitwy.
Geary nie potrafił zapomnieć, że uszkodzenia, jak również brak marynarzy na licznych stanowiskach są skutkiem jego decyzji.
Lecz nawet teraz, gdy ludzie patrzyli mu prosto w oczy, widział jedynie ufność, dumę, determinację i niezachwianą wiarę w Black Jacka Geary’ego, legendarnego bohatera Sojuszu. Nadal byli gotowi podążać za nim. Nadal byli gotowi wypełniać jego rozkazy i powrócić tam, gdzie tak niedawno flota straciła wiele okrętów.
– Cholernie dobra robota – oświadczył komodor, starając się nie przesadzać z okazywaniem emocji. Wiedział, że może pozwolić sobie na zatroskanie i zadziwienie, ale na podenerwowanie nie było w jego głosie miejsca. – Nie dowodziłem nigdy załogą, która by tak ostro i dobrze walczyła.
Była to prawda. Zanim został wybudzony z niemal stuletniego snu hibernacyjnego i przeniesiony na Nieulękłego, jego doświadczenie bojowe sprowadzało się do jednej, jedynej, zresztą beznadziejnej bitwy. A teraz miał pod rozkazami całą flotę, okręty i marynarzy, których los – a może nawet i całej rasy ludzkiej, żeby już nie wspominać o przyszłości Sojuszu – zależał tylko od niego.
Komfortowa sytuacja. Cholernie komfortowa.
Geary uśmiechnął się do załogi wyrzutni piekielnych lanc.
– Za sześć godzin powrócimy na Lakotę i damy wam okazję do niezłego strzelania.
– Marynarze zrewanżowali się uśmiechami. – Ale zanim to nastąpi, spróbujcie odpocząć. Kapitanie Desjani?
Potwierdziła przejęcie inicjatywy skinieniem głowy.
– Spocznij – rozkazała marynarzom. – Macie zwolnienie ze służby na następne cztery godziny i przydział pełnych racji żywnościowych. – Uśmiechnęli się szerzej na te słowa. Teraz, kiedy żywność zaczynała się kończyć, dzielono każdą porcję na części, żeby jedzenia starczyło na dłużej.
– Syndycy jeszcze pożałują, że wróciliśmy na Lakotę – obiecał Geary.
– Rozejść się – dodała Desjani i ruszyła za komodorem, który już opuszczał przedział bojowy. – Nie przypuszczałam, że uda się przywrócić pełną sprawność operacyjną wyrzutni trzy alfa, i to na czas – przyznała. – Załoga odwaliła kawał dobrej roboty.
– Bo ma świetnego kapitana – zauważył Geary, a Desjani słysząc tak wyraźną pochwałę, spłonęła rumieńcem, mimo że brała udział w znacznie większej liczbie bitew niż Geary. – Co z resztą systemów Nieulękłego? – zapytał. Mógł wprawdzie sprawdzić te dane od ręki w systemie zarządzania flotą, ale wolał o takich sprawach rozmawiać osobiście z oficerami i marynarzami.
– Wszystkie wyrzutnie piekielnych lanc są sprawne, projektor pola zerowego również, wszystkie systemy bojowe osiągnęły stan optymalny, uszkodzenia pancerza i kadłuba zostały naprawione albo dokładnie zabezpieczone do czasu, gdy zyskamy dostęp do potrzebnych części – wyrecytowała Desjani. – Posiadamy także pełną sprawność manewrową.
– A co z amunicją?
Desjani skrzywiła się.
– Nie mamy na stanie ani jednego widma, tylko dwadzieścia trzy kontenery kartaczy i pięć min, a rezerwa ogniw paliwowych wynosi pięćdziesiąt jeden procent.
Okręt wojenny ze względów bezpieczeństwa nie powinien nigdy schodzić poniżej siedemdziesięciu procent rezerwy paliwowej. Niestety w tym momencie wszystkie jednostki floty miały podobne stany paliwa co Nieulękły i Geary nie miał bladego pojęcia, kiedy uda się uzupełnić je do przepisowych siedemdziesięciu procent nawet przy założeniu, że zdołają wywalczyć sobie przejście do punktu skoku z Lakoty.
Desjani pokiwała głową, zupełnie jakby czytała w jego myślach.
– Mamy przecież okręty eskadry pomocniczej, one wyprodukują co trzeba, sir.
– Jednostki pomocnicze cały czas produkują amunicję i części zapasowe, ale w ich ładowniach nie ma już pierwiastków śladowych – przypomniał jej Geary.
– Na Lakocie powinniśmy je znaleźć. – Desjani uśmiechnęła się do niego. – Pan nie może przegrać. – Zatrzymała się na chwilę i zasalutowała mu. – Muszę sprawdzić kilka rzeczy, zanim wyjdziemy z nadprzestrzeni. Odmeldowuję się, sir.
Zaufanie, jakim obdarzała go Desjani i pozostali członkowie załogi, było bardzo stresujące. Jego ludzie ciągle wierzyli, że został przysłany przez żywe światło gwiazd, aby ocalić Sojusz, cudem odnaleziony w kapsule ratunkowej i wybudzony ze snu hibernacyjnego, aby natychmiast utknąć na stanowisku dowodzenia floty uwięzionej głęboko na terytorium wroga. Dorastali słuchając legend o Black Jacku Gearym, wzorze oficera floty Sojuszu i mitycznym wręcz bohaterze. To, że nie był ani bohaterem, ani legendą, nie zmieniło jak dotąd ich podejścia. Jednakże Desjani, która podczas walk stała u jego boku, powinna była już dawno poznać prawdę, nie rozumiał więc, dlaczego i ona nadał w niego wierzy. Z drugiej strony, znając zdrowy rozsądek tej kobiety, czuł się naprawdę pokrzepiony okazywanym mu zaufaniem. Zwłaszcza gdy konfrontował jej punkt widzenia z opiniami innych oficerów floty, dla których pozostawał oszustem albo co najwyżej bladym cieniem wielkiego bohatera. Była nawet grupa nieustannie usiłująca pozbawić go stanowiska głównodowodzącego floty, które tak niechętnie przyjął po tym, gdy Syndycy zamordowali admirała Blocha. Nie chciał być komodorem, znalazłszy się w szoku, kiedy dotarło do niego, iż wszyscy ludzie i wszystkie miejsca, które znał, należą do przeszłości. Niestety, nie miał wielkiego wyboru: musiał objąć stanowisko dowódcy, ponieważ otrzymał nominację na kapitana przed stu laty, co automatycznie czyniło go najstarszym oficerem floty.