Выбрать главу

Niespodzianka pozostawiona w zaminowanej Flotylli Ofiar mogła odmienić losy nadchodzącej bitwy, ale by do tego doszło, musieli wciągnąć nadlatujących Syndyków na kurs przebiegający dokładnie przez jej środek. Nieregularne kształty obecnej formacji Sojuszu nie pozwalały wrogowi na dokładniejsze ustalenie, gdzie znajduje się oś ewentualnego kontrataku, co mogło go odciągnąć od najbardziej pożądanego wektora lotu. Wielka Obrzydliwa Kula miała też utrzymywać Syndyków w przeświadczeniu, że flota nie stanowi już jedności i może się w każdej chwili rozpaść. Syndykom, którzy z tego, co Geary do tej pory zauważył, hołdowali tradycji mówiącej, że tylko trzymanie się wyznaczonej pozycji gwarantuje szanse na zwycięstwo w bitwie, bezładne rozmieszczenie okrętów Sojuszu powinno wydawać się ostatecznym dowodem na rozpad jego floty i sprawić, iż potraktują ją jako o wiele mniej niebezpieczną, niż była w rzeczywistości.

W miarę zbliżania się Syndyków Geary także przemieszczał swoje zgrupowania bliżej eskadry pomocniczej, rozplanowując ich ruchy w taki sposób, by w odpowiednim czasie znalazły się w jednym miejscu. Zgrupowania okrętów liniowych znajdowały się na czele floty najdalej od syndyckiego pościgu, dlatego musiał je zawrócić jako pierwsze, by starły się z wrogiem na początku bitwy. Na jego szczęście Syndycy powinni oczekiwać właśnie takiego posunięcia ze strony tych formacji.

Jeśli niespodzianka zadziała, wszystkie jego okręty zdołają uderzyć na Syndyków dokładnie w tym samym czasie, ale z wielu kierunków. Jeśli niespodzianka nie zadziała… będzie musiał wykorzystać każde zgrupowanie z osobna do wykonania kilku kolejnych przejść ogniowych przez skraj formacji Syndykatu, unikając pojedynczego, ale za to morderczego starcia z głównymi siłami wroga i licząc na to, że rozbiją w końcu jego szeregi, zanim sami zostaną zniszczeni, albo skończy się im amunicja i paliwo. Szanse na powodzenie takiej operacji były jednak bliskie zeru, choć i tak przewyższały znacznie każdą alternatywę, na jaką wpadł Geary.

Komodor zdawał sobie sprawę, że oczy wszystkich zgromadzonych na mostku są teraz wpatrzone w niego, choć nikt się nie odzywał. Wiedzieli, że musi się skupić, wyczuć najodpowiedniejszy moment na skierowanie każdego zgrupowania na nowy wektor ruchu, biorąc pod uwagę wszystkie opóźnienia czasowe, z jakimi docierały do niego obrazy floty wroga, a także czasy potrzebne do zmiany kursu i przyśpieszenia jednostek różnych typów.

– Formacja Sojuszu Bravo Pięć – przemówił do okrętów skupionych wokół czterech liniowców kapitana Duellosa. – Przyśpieszcie do 0.08 świetlnej i obierzcie kurs na przejęcie floty pościgowej Syndyków. – Nie miał czasu na dogrywanie w szczegółach ruchu każdego zgrupowania, ale mógł ustalić prędkości potrzebne, by weszli w kontakt bojowy z wrogiem w tym samym czasie, i liczyć na to, że większość dowódców okaże się na tyle rozgarnięta, iż pojmie sens ramowych rozkazów.

Kilka minut później wywołał zgrupowanie, którego rdzeń stanowił siódmy dywizjon okrętów liniowych.

– Przyśpieszcie do 0.09 świetlnej i obierzcie kurs na przejęcie syndyckiej eskadry pościgowej.

Następne kilkanaście minut zajęło mu wydawanie rozkazów kierujących pozostałe okręty liniowe w stronę wroga i nakazujących im przyśpieszenie, a po krótkiej przerwie wydał jeszcze niemal identyczne polecenia wszystkim zgrupowaniom pancerników. Te ostatnie znajdowały się najbliżej eskadry pomocniczej, ale też miały najmniejsze przyśpieszenie.

Na ekranie Geary’ego Wielka Obrzydliwa Kula ulegała powolnemu spłaszczeniu, wyglądając przy tym jak balon, z którego schodzi powietrze, gdy jedno zgrupowanie po drugim ruszało w stronę nadlatujących jednostek pomocniczych. W niczym nie przypominali teraz floty szykującej się do walki, prezentowali się raczej tak, jakby każde zgrupowanie zamierzało działać samodzielnie.

– Świetnie – powiedziała Desjani z uznaniem. – Wygląda okropnie, ale jest świetnie. Gdybym znajdowała się gdzieś na zewnątrz, uznałabym, że każdy dywizjon ma zamiar działać na własną rękę.

– Miejmy nadzieję, że i wróg odniósł takie wrażenie – wyszeptał Geary pod nosem.

Wszystkie wydarzenia rozgrywały się teraz na jednej linii prowadzącej prosto z punktu skoku na Ixiona: pośrodku znajdowała się niewielka formacja okrętów Sojuszu z eskadrą pomocniczą, stanowiącą przynętę dla zbliżającej się od strony studni grawitacyjnej ściany syndyckiego pościgu, odchylonej teraz pod niewielkim kątem, a z drugiej strony nadlatywał sflaczały balon formacji Wielkiej Ohydnej Kuli, kierujący się dokładnie w to samo miejsce co Syndycy, na przecięcie kursu jednostek pomocniczych. Pomiędzy siłami Sojuszu a Syndykami znajdowała się jeszcze spłaszczona sfera Flotylli Ofiar. Gdy stało się jasne, że szybkie okręty pościgowe dopadną powolne samobieżne przetwórnie Sojuszu, kapitan Cresida wydała rozkaz zawrócenia Gniewnego i Zajadłego, doskonałe zdając sobie sprawę, że jej liniowce nie przetrwają tego starcia, ale mając nadzieję, że tym sposobem wprowadzi zamęt w szeregi wroga.

Wektor lotu floty pościgowej wyznaczany był ruchami jej celów – powolnych, przeładowanych jednostek pomocniczych. A te były wyliczone w taki sposób, by najkrótsza droga łącząca je z Syndykami przebiegała przez sam środek porzuconej teraz Flotylli Ofiar, składającej się z uszkodzonych okrętów wojennych wroga. Człowiek zawsze, nawet w przestrzeni kosmicznej i wówczas gdy obiekty, które wybiera, nie nadają się do tego celu, szuka dla siebie osłony, dlatego w oczach wroga ruchy jednostek pomocniczych musiały wyglądać bardzo naturalnie – oto słabi przeciwnicy kryją się za jedyną przeszkodą, jaka dzieli ich od przyszłych zwycięzców.

Inny syndycki dowódca, mniej pewien, że flota Sojuszu idzie w rozsypkę, ucieka oczekując bliskiej przegranej, mniej pogrążony w wizjach przyszłych awansów i zaszczytów, jakie spotkają człowieka, który pokona wreszcie flotę Sojuszu, i mniej zaślepiony chęcią zemsty za wszystko, co przeciwnik zniszczył na Lakocie wcześniej i teraz, zastanowiłby się, dlaczego nie zapewniono tak cennym jednostkom pomocniczym większej ochrony. Ale prowadzona do ostatniej chwili pośpieszna akcja rabowania wraków musiała być dla obserwujących ją Syndyków widomym dowodem na dramatyczną sytuację panującą w ściganej flocie Sojuszu.

Dla człowieka, który nie zagłębiał się we wszystkie niuanse działań floty Sojuszu, wszystko musiało wyglądać naprawdę naturalnie, uciekające okręty szukały złudnej osłony oferowanej przez wielkie kadłuby uszkodzonych jednostek Flotylli Ofiar, która dryfowała pomiędzy nimi a szarżującą flotą Syndykatu. Okręty liniowe ruszające do walki bezładną kupą także pasowały do takiej wersji zdarzeń, podobnie jak spóźnione manewry pancerników Sojuszu, które starały się przyjść z odsieczą jednostkom pomocniczym. Nie działo się nic, czego nie oczekiwałby syndycki dowódca.

Jeśli wszystko idzie zgodnie z planem, mawiał kiedyś pierwszy oficer Geary’ego, sprawdź raz jeszcze, o czym zapomniałeś, bo to jedyna rzecz, która może cię ugryźć w dupę.

DON Syndykatu nie miał widocznie na pokładzie nikogo, kto mógłby udzielić mu podobnie mądrej rady, pędził więc swoje okręty najprostszą i najkrótszą trasą prowadzącą do celu, ciesząc się już zapewne słodyczą zwycięstwa.

Opuszczone okręty Syndykatu nie mogły się poruszać, nie było też na nich czynnej broni, nie stanowiły więc żadnego zagrożenia dla jednostek, które mogły bezpiecznie przemknąć pomiędzy nimi, zachowując nawet minimalną odległość.

Gdyby nie inspiracja, jakiej dostarczyła Geary’emu Rione, syndycki DON miałby absolutną rację co do swojego bezpieczeństwa. W jego świecie pola minowe musiały być cholernie dobrze zamaskowane, nikt nie zostawiał min na widoku. Były też dość małe, by udało się je ukryć w urządzeniach maskujących, a nie tak wielkie jak reaktory pancerników.