Przez całą minutę wszyscy obecni na mostku wpatrywali się w swoje wyświetlacze, jakby chcieli ujrzeć z wyprzedzeniem nadchodzącą zagładę, choć fala uderzeniowa miała nadejść z prędkością światła, nie dając nikomu żadnych szans na jej dostrzeżenie. Geary także wpatrywał się w pulsujące wrota, sensory floty potrafiły wykryć skoki energii w nich uwięzionej nawet z tej odległości. Nie mógł zapomnieć uczucia towarzyszącego mu w pobliżu wrót, kiedy Nieulękły ze Śmiałym i Diamentem walczyły, aby ocalić planety Sancere przed totalną zagładą ze strony wrót, które miały im służyć za kontakt ze światem. Wewnątrz nich nawet zwykła przestrzeń drgała, gdy potężne i niezrozumiałe siły rodziły się do życia, a ludzie daleko od tego miejsca ukryci za tarczami i pancerzami okrętów mogli odczuć echa tych spazmów w głębi swoich ciał. Wtedy tylko teoretyczny plan kapitan Cresidy, która odkryła algorytm pozwalający na przeprowadzenie kolapsu wrót przy minimalnym uwolnieniu energii, ocalił nie tylko okręty floty Sojuszu, ale i niezliczone istnienia mieszkańców planet Sancere. Zastanawiał się teraz, co czuli Syndycy ostrzeliwujący wrota, czy odczuwając pulsacje owych sił, sprzeciwiali się wydanym rozkazom, czy mieli czas, aby zorientować się, że wykonując polecenia przełożonych, ściągają zagładę nie tylko na siebie, ale i na większość ludzi zamieszkujących Lakotę? Nie miał najmniejszego pojęcia. Załogi okrętów, które nie orientowały się, jakie siły uwalniają, niczego już nie wyjaśnią – razem ze swoimi jednostkami przestały istnieć ponad dwie godziny temu.
Kolejna minuta minęła. I jeszcze dwie. Geary słyszał, jak ludzie mruczą coś pod nosami, słów nie mógł rozpoznać, ale ton był mu znany. Słowa modlitw często się zmieniały, ale zawsze dotyczyły tej samej sprawy. Błagam o litość, bo żaden zmysł ludzki ani maszyna nie jest w stanie mi pomóc.
Fala uderzeniowa dosięgnęła Nieulękłego. Geary nie bał się, gdy kadłub się zatrząsł, a światła przygasły, wiedział, że gdyby fala miała moc nowej, wielki liniowiec przestałby istnieć, zanim zdążyłby poczuć strach.
– Straciliśmy trzydzieści procent mocy tarcz dziobowych, brak raportów o uszkodzeniach kadłuba, niewielkie awarie występują ze względu na stan systemów. – Kolejne raporty napływały, gdy Geary czekał na pełne dane dotyczące stanu całej floty, niepokojąc się, czy lżejsze jednostki zdołały przetrwać uderzenie fali.
– Wstępne pomiary wskazują na moc wybuchu w epicentrum równą 0.13 w skali Yamy–Potilliona.
– Trzynaście setnych – wyszeptała Desjani, pochyliła głowę i ponownie bezdźwięcznie poruszyła ustami.
Geary zrobił to samo, podziękował opatrzności za to, że moc uwolnionej energii była o wiele niższa od poziomu, jakiego się spodziewali.
Ekrany wróciły do normy, szybko pojawiły się nowe dane. Geary przebiegał oczami przez kolumny zapisów, szukając jedynie tych, które miały kolor czerwony. Najpoważniej mogły ucierpieć niszczyciele, miały zbyt słabe tarcze, ale szybko okazało się, że żaden nie został uszkodzony. Potraciły wprawdzie wiele podsystemów, a w kilku wypadkach doszło do uszkodzeń kadłuba, ale wszystko wskazywało na to, że najlżejsze jednostki we flocie przetrwały falę uderzeniową w całkiem niezłym stanie.
Tam gdzie do niedawna znajdowała się syndycka eskadra ostrzeliwująca wrota, teraz ziała pustka. Sensory floty potrzebowały dłuższej chwili, by odnaleźć resztki syndyckiej eskadry. Z mniejszych jednostek nie zostało nic, co dałoby się zidentyfikować. Największe bryły metalu, jakie oddalały się od zapadniętych wrót, należały najpewniej do syndyckich okrętów liniowych. Jeden z pancerników także rozpadł się na kilka części, a drugi został przełamany wpół, co wyglądało równie paskudnie. Gdy Geary przyglądał się wrakom, jeden z wielkich segmentów eksplodował, a może raczej fale świetlne przyniosły mu obraz eksplozji, która nastąpiła ponad dwie godziny wcześniej.
– Nie wiedzieli nawet, co ich zabiło. Tak blisko epicentrum nie pomogłyby najsilniejsze tarcze.
Desjani skinęła głową.
– Tak byśmy wyglądali na Sancere, gdyby obliczenia kapitan Cresidy nie były prawidłowe.
– O, tak.
– Jestem winna tej kobiecie kolejkę, kiedy wrócimy do domu.
Geary, czując ulgę, nie potrafił się powstrzymać od śmiechu.
– Obawiam się, że jesteśmy jej winni znacznie więcej. Całą butelkę najprzedniejszego trunku, jaki zdołamy znaleźć. Ja płacę połowę, resztę wy.
Na ustach Desjani pojawił się blady uśmiech.
– Umowa stoi – nagle uśmiech zgasł. – Gdzie teraz lecimy?
– Skierujemy się na punkt skoku z Branwyna. Jaki kurs powinniśmy obrać, aby utrzymać aktualną prędkość? – Sam mógł obliczyć to bez większego trudu, ale nie ufał w tej chwili swoim zmysłom.
Desjani skinęła na wachtowego z działu manewrowego, który natychmiast zaczął przeliczać dane.
Geary odczekał jeszcze chwilę, aby upewnić się, że w jego głosie nie będzie nawet śladu zdenerwowania, i nacisnął klawisz komunikatora.
– Do wszystkich jednostek floty Sojuszu, powrót na wyznaczone pozycje w szyku delta dwa. Wszystkie okręty, wykonać zwrot równoległy na starburtę, jeden zero sześć stopni, góra zero cztery stopnie, czas trzy pięć.
Teraz, kiedy fala uderzeniowa już ich minęła, mogli obserwować wydarzenia w rejonach, do których właśnie docierała. Było to niesamowite doznanie, coś jak porównywanie obrazków przed i po katastrofie. Każdy rejon systemu Lakoty tętnił życiem jeszcze na mgnienie okiem przed nadejściem fali, lecz gdy już przeszła, pozostawiała za sobą jedynie śmierć, ruiny i wraki.
Wszystkie kapsuły ewakuacyjne Syndykatu zostały unicestwione przez falę uderzeniową. Zmiecione niczym chmara komarów przez wielki, mknący szybko samochód. Wszyscy marynarze znajdujący się na ich pokładach zginęli w okamgnieniu. Niektóre z frachtowców, znajdujące się wciąż z dala od bezpiecznych przystani, także zostały zniszczone. Jedna z kolonii znajdujących się na księżycu gazowego giganta ocalała, ale tylko dlatego, że olbrzymia planeta zasłoniła ją w momencie przechodzenia fali uderzeniowej, tracąc przy okazji sporą część górnych warstw gęstej atmosfery.
Ale to był wyjątek w skali systemu. Dwie inne kolonie na powierzchni piątej planety zostały mocno nadwerężone, a trzecia na sąsiednim księżycu niemal na pewno doszczętnie zniszczona.
Najtrudniejszym momentem okazało się jednak uderzenie fali w powierzchnię zamieszkanej planety systemu. Po tej stronie globu, która przyjęła na siebie całe uderzenie, atmosfera w ułamku sekundy została zmieciona bądź wyparowała, podobnie jak morza, oceany, rzeki i jeziora. Wszelka roślinność, w tym wszystkie lasy zajęły się natychmiast ogniem tak intensywnym, że zostały spopielone dosłownie w kilka sekund. Miasta zamieniły się w morza poskręcanych, sprasowanych ruin. Mniejsze miejscowości zostały wymazane z powierzchni planety przez falę energii, która zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.
Połowa planety została unicestwiona.
– Sądzimy, że przynajmniej część ludzi ukrywających się w wystarczająco głębokich schronach po stronie wystawionej na przejście fali mogła przeżyć – zameldował wachtowy.
– Jakie mają szanse na przeżycie? – zapytała Rione.
Wachtowy skrzywił się.
– Wielu z nich zostanie uwięzionych. Stracili wszystkie zapasy żywności, nastąpiło także znaczne rozrzedzenie atmosfery na całym globie, wyparowały wszystkie zbiorniki wodne, a pył przesłoni naturalne światło na całe lata. Nadejdą naprawdę potężne huragany. Sam nie wiem, pani współprezydent… Ludzie z drugiej strony mają nikłe szanse na przetrwanie, chociaż lekko im nie będzie. Ale ci po stronie uderzenia… Cóż, nie chciałbym znajdować się w ich skórze, kiedy nastąpiło uderzenie, a tym bardziej nie wyobrażam sobie życia tam po nim.