Geary skinął głową.
– A mieliśmy do czynienia z uwolnieniem energii równej jedynie trzynastu setnym w skali nowej. Z ułamkiem tego, co mogło nadejść.
Desjani nie odrywała oczu od wyświetlaczy, spoglądała na obrazy zniszczonej planety z zaciętą twarzą, ale nic nie mówiła.
– Kiedy widzi się takie rzeczy – rzekła Rione – i rudno myśleć o tych ludziach jak o wrogach. To po prostu ludzie, którzy potrzebują pomocy.
Geary skinął głową raz jeszcze i znów w kompletnej ciszy.
– Czy możemy im w jakikolwiek sposób pomóc? – zapytała Rione.
Tym razem zaprzeczył.
– Niestety mam już pewne doświadczenie w podobnych operacjach. Kiedy byłem młodym podoficerem, na gwieździe systemu Cirinci doszło do niezwykle silnego rozbłysku, który także spalił część powierzchni najbliższej zamieszkanej planety tamtego układu. – Chyba nikt z obecnych na mostku Nieulękłego nie słyszał o wydarzeniu, które miało miejsce ponad sto lat temu, a pamięć po nim zaginęła w potopie równie wielkich tragedii będących dziełem toczonej dekada po dekadzie wojny. Zwalczając w sobie tak dobrze mu znane uczucia obcości ludzi, którzy go od niedawna otaczają, i tęsknoty za utraconym życiem, Geary wskazał ręką na ekran wyświetlacza. – Na Cirinci nie było aż tak źle jak tutaj, ale gdy dokonaliśmy podliczenia środków, jakimi moglibyśmy wspomóc ofiary, okazało się, że flota niewiele mogła dla nich uczynić. Rząd Sojuszu przeprowadził wielką akcję rekwirowania cywilnych frachtowców, aby wykorzystać je potem do przewiezienia materiałów potrzebnych do odbudowy zniszczeń, ale nawet z takim wsparciem operacja trwała o wiele za długo. Wydaje mi się, że jedynym sposobem, w jaki armia może wspomóc cywili w takich okolicznościach, jest dostarczenie żołnierzy do pracy przy odbudowie i zapewnienie ewakuacji ocalonym. Gdyby nasza flota posiadała pełne zaopatrzenie, a wiecie dobrze, że tak nie jest, moglibyśmy przesłać im kilka transportów najbardziej potrzebnych rzeczy. Nie oczekiwałbym jednak podziękowań za taką akcję od władz Syndykatu. Jeśli zostaniemy tutaj dłużej, z pewnością zrobią wszystko, by nas dopaść i zniszczyć.
Rione westchnęła.
– I nic nie da się zrobić?
– Możemy rozgłaszać we wszystkich systemach, przez które będziemy przelatywać, że ci ludzie potrzebują pomocy. – Geary wskazał na ekran. – Kilka syndyckich frachtowców przetrwało przejście fali uderzeniowej. Ukryły się za najbliższymi ciałami niebieskimi dzięki szczęśliwym zbiegom okoliczności albo naszym ostrzeżeniom. One także mogą wezwać pomoc.
– Tak. One z pewnością przekażą wiadomość o tym, co tutaj się stało. – Rione spojrzała Geary’emu prosto w oczy.
Dalsze ukrywanie niszczycielskiego potencjału kryjącego się we wrotach hipernetowych nie miało już najmniejszego sensu, teraz należało martwić się wyłącznie o skutki rozpowszechnienia tej wiedzy, która z pewnością będzie docierała do kolejnych systemów gwiezdnych wraz z raportami o tym zdarzeniu.
Wreszcie i Desjani zabrała, głos.
– Władze Syndykatu – powiedziała, odwracając się do Geary’ego. – Część przywódców po wydarzeniach na Sancere na pewno miała świadomość, że zniszczenie wrót hipernetowych stanowi zagrożenie dla całego systemu gwiezdnego. Ale mimo wszystko wydali taki rozkaz, nie mówiąc jego wykonawcom, jakie będą skutki. Gdyby impuls energetyczny miał większą moc, nikt by nie przeżył w tym systemie i przebieg wydarzeń pozostałby tajemnicą. – Odwróciła oczy w stronę ekranu, na którym wciąż było widać spaloną powierzchnię planety. – To już nie jest wojna, ale bezmyślne okrucieństwo rządu, który jest gotowy poświęcić własny lud, byle zniszczyć naszą flotę. – Słowa te zawierały tyle prawdy, że nie było sensu dodawać niczego więcej, wystarczyło kolejne milczące przytaknięcie. Desjani tymczasem kontynuowała bardziej oschłym tonem: – Na tej planecie mogli się znajdować jeńcy wojenni Sojuszu. Wielu z nich mogło trafić na powierzchnię po walkach w systemie, które miały miejsce dwa tygodnie temu.
Spojrzenie Geary’ego znów powędrowało na zniszczony świat. Zmusił się do odpowiedzi.
– Jeśli znajdowali się po stronie wystawionej na uderzenie, nie będziemy mogli ich odnaleźć ani im pomóc.
– A jeśli znajdowali się po przeciwnej stronie? – Desjani odwróciła się do wachtowych i wydała serię rozkazów. – Chcę mieć analizy zdjęć tej planet w najwyższej rozdzielczości, macie przeszukać ją cal po calu i znaleźć wszystkie obiekty, które przypominają obozy jenieckie albo jakiekolwiek inne dowód pobytu na niej więźniów Sojuszu. Mogą być zdjęcia przechwycone wiadomości, cokolwiek!
– Kapitanie, analizy robione przed przejściem fali uderzeniowej nie wykazały niczego takiego…
– To zróbcie nowe! Jeśli na tej planecie przetrwała choć jedna pchła należąca do żołnierza Sojuszu, chcę o tym wiedzieć!
Jeszcze nie przebrzmiały ostatnie echa krzyku Desjani na pogrążonym w ciszy mostku Nieulękłego, a już wszyscy wachtowi jak na komendę rozpoczęli gorączkowe prace. Gdy Tania opadła ciężko na oparcie fotela i powróciła do lektury danych, Rione zmierzyła ja zimnym wzrokiem i bez słowa opuściła mostek. Geary został jeszcze przez chwilę, ale widząc, że Desjani reaguje na ostatnie wydarzenia w tym systemie gwiezdnym wyłącznie agresją i frustracją, także opuścił mostek bez jednego słowa. Czasami nawet najbliżsi przyjaciele potrzebują odrobiny dystansu.
Geary przechadzał się korytarzami Nieulękłego przez dłuższą chwilę, czując na zmianę napady depresji i bezsilności. Już wychodził z pozwycięskiego dołka, do którego zawsze wpadał ze względu na nieuniknioną cenę, jaką jego ludzie musieli płacić za każdą wygraną, ale widok zagłady zgotowanej temu systemowi przez zapadające się wrota hipernetowe ponownie go do niego wtrącił.
Wszyscy marynarze, jakich spotkał na swojej drodze, byli równie przygaszeni, lecz na ich twarzach widział też oznaki ulgi – cieszyli się z odniesionego zwycięstwa i tego, że przeżyli. Za kilka dni, gdy dotrze do nich skala zwycięstwa, być może wpadną w euforię, ale dzisiaj potrafili cieszyć się tylko z tego, że przeżyli i nadal zmierzają w stronę domu. Geary’emu wydawało się, że widzi w ich oczach o wiele więcej uwielbienia niż kiedykolwiek. Nie umiał tego znieść, wycofał się więc do jedynego schronienia, jakie mu pozostało.
Niestety, kiedy dotarł do swojej kajuty, licząc na choć odrobinę samotności, Rione już tam na niego czekała – nieobecna duchem, wpatrująca się w wizerunki gwiazd.
– Przyjmij wyrazy współczucia z powodu strat, jakie poniosła flota – powiedziała bardzo cichym głosem.
– Dziękuję. – Geary usiadł i też wbił spojrzenie w lśniące gwiazdy, nie mając ochoty na niczyje towarzystwo ani tym bardziej na rozmowy o wysokości strat. Widok zagłady spowodowanej kolapsem wrót hipernetowych był jeszcze zbyt świeży.
– Wygląda na to – podjęła Rione – że kapitan Faresa zginęła na pokładzie Dumnego.
– Nikt nie opuścił tej jednostki – przyznał Geary.
– A kapitan Kerestes poległ na Wojowniku razem z komandorem Suramem.
To bolesne. Kerestes był agresywnie pasywnym dowódcą, co kiedyś wydawało się Geary’emu wręcz niemożliwe. Był tak przerażony perspektywą popełnienia błędu, że był gotów zrobić wszystko, aby tylko uniknąć walki. Komandor Suram natomiast, będący jego dokładnym przeciwieństwem, w bardzo krótkim czasie zdołał znacznie podnieść morale i waleczność załogi Wojownika.