– Dla moich ludzi. Dla Sojuszu.
Przecież wiesz…
– To pojęcia abstrakcyjne. Nie znasz nawet ułamka swoich ludzi. A Sojusz, który znałeś, też znacznie się zmienił. Twój dom ojczysty jest tak odmienny, że możesz się przerazić. – Rione znów patrzyła na niego. – Ale ty nie walczysz za abstrakcję. Nikt za nią nie walczy. Ludzie zabijają się dla frazesów, dla spraw wielkich i wspaniałych, ale każdy polityk, nawet ten najmarniejszy, bardzo szybko uczy się, że naprawdę liczą się tylko rzeczy małe, osobiste. Bliscy przyjaciele, rodzina, to, co zwykli nazywać domem. Otaczają nimi wielkie ideały i nazywają je najcenniejszymi, ale walczą wyłącznie dla tych najmniejszych, najbliższych im powodów. Żołnierze mogą przysięgać, że walczą za swoje sztandary, ale w rzeczywistości biją się dla swoich towarzyszy broni. Ty też masz taki cel, John, tutaj, w tej flocie masz coś, co daje ci siłę i pozwala walczyć dalej. – Geary patrzył na nią zaskoczony. – Co to jest, John? Nie co, tylko kto… Ktoś, ale nie ja. – Rione powróciła do obserwowania gwiazd. – Ja już wiem kto, ale ty się jeszcze tego nawet nie domyślasz. A może po prostu nie chcesz się do tego przyznać.
– Jeśli wiesz, to mi powiedz.
– Nie. Sam musisz na to wpaść. Bo tylko wtedy dasz sobie z tym radę. Ale na razie i ja, i ta flota potrzebujemy, żebyś dał z siebie wszystko, więc nie będę oponować. – Zaczerpnęła tchu, odwróciła się do niego i zapytała: – Gdzie teraz zabierzesz tę flotę?
Zaskoczyła go nagłą zmianą tematu, ale że nie zamierzał kontynuować starego i drążyć, co Wiktoria myśli o jego osobistych motywach, wskazał na holomapę.
– Przecież już mówiłem. Kierujemy się na punkt skoku na Branwyn.
Uniosła jedną brew.
– Co wcale nie znaczy, że masz zamiar skorzystać z tej studni grawitacyjnej. To cel, który chciałoś osiągnąć podczas pierwszego pobytu w tym systemie. Dolecieć prostą drogą tak blisko przestrzeni Sojuszu, jak to tylko będzie możliwe.
– Zgadza się. Syndykom pozostało jeszcze wystarczająco dużo okrętów wojennych, by wypowiedzieć nam kolejną bitwę. Wiesz też doskonale, że szybko nadrobią wszystkie straty w sprzęcie nawet pomimo zniszczenia stoczni na Sancere, ponieważ mają ich jeszcze sporo rozsianych po innych systemach. Ale po tej porażce będą potrzebowali wiele czasu, by je zebrać. Powinniśmy przedostać się przez Branwyna bez większych problemów, potem skoczymy na Wendig. Na Branwynie nie powinno być wielu Syndyków, a zapisy wykradzione wrogowi mówią, że system Wendig został całkowicie opuszczony około trzydziestu lat temu. Potem mamy kilka opcji do wyboru, ale skłaniam się do wybrania Cavalosa. Stacjonują tam poważne siły Syndykatu, więc pewnie nie będą się spodziewali, że wybierzemy tę właśnie drogę.
Rione kiwała wolno głową.
– Rozumiem. Czy pola minowe postawione przez Syndyków podczas naszej pierwszej bytności nadal są dla nas przeszkodą?
– Nie. – Geary wskazał na wyświetlacz.
– Położyli te pola minowe tak blisko studni grawitacyjnej, że nie zablokują jej na długo. Wiemy o tym, ale mamy też świadomość, że miny zdryfują dopiero po upływie kilku tygodni, więc nie możemy skorzystać już teraz z tego punktu skoku… – przerwał i uśmiechnął się do niej boleśnie. – Do diabła, ale ze mnie idiota. Przecież ten impuls energetyczny musiał usmażyć wszystkie miny przy punktach skoku. Nie ma już znaczenia, czy znajdują się na swoich miejscach.
– Niestety możesz mieć rację. Ale nie tylko one zostały zniszczone przez falę uderzeniową. Jak sądzisz, czy w systemach, do których zmierzamy, będzie wiele min?
– Raczej nie. Zgodnie z raportami naszego wywiadu, o ile nasze oceny dotyczące stanu posiadania Syndyków są dokładne, zużyli wszystko, co mieli w zapasie, aby zaminować Lakotę i sąsiednie systemy. Następne muszą dopiero wyprodukować i dostarczyć do miejsc, w których nas się spodziewają, a to nie nastąpi tak szybko.
– Dobrze. – Obrzuciła Geary’ego pytającym spojrzeniem. – To załatwia sprawę Syndykatu. A co z Obcymi?
– Nie mam pojęcia. – Geary nie odrywał oczu od panoramy gwiazd. – Na razie wystąpili przeciw nam, i to jawnie, na domiar złego potrafią śledzić ruchy naszej floty, ale w tej chwili nie mam żadnego pomysłu dotyczącego ich ewentualnych posunięć.
– Zupełnie jak ja. Musisz powiadomić jeszcze kilka osób o ich istnieniu, zobaczymy, czy da się coś wspólnie uradzić. – Musiała zobaczyć, że tą propozycją zdziwiła Geary’ego. – Przecież masz kilku oficerów, którym ufasz. Nie możemy rozwiązywać wszystkich ważnych problemów tylko we dwójkę.
– Chyba masz rację. Kilku już wie o problemie, ale jeszcze nie miałem okazji porozmawiać z nimi na ten temat.
Nie zaskoczył Wiktorii tym stwierdzeniem. Sam za to zaczął kręcić głową, kiedy uświadomił sobie implikacje wynikające z faktu, że Obcy postanowili zniszczyć jego flotę. Kimkolwiek byli, posiadali technologie wyprzedzające ludzkość o całe stulecia.
– Sam nie wiem, czy się cieszyć, że nie zrobili kolejnego kroku, czy martwić się tym, że nie zdołaliśmy go jeszcze wykryć.
– Radziłabym to drugie.
– Domyślam się. Masz jeszcze jakąś sprawę?
– Tak. – Wiktoria zareagowała sardonicznym uśmiechem na jego aż nadto widoczną irytację. – Chodzi o oficerów, którzy knuli przeciw tobie od momentu objęcia przez ciebie stanowiska głównodowodzącego.
Rozprawa z nielojalnymi oficerami, którzy wciąż kryli się w cieniu, była najbardziej znienawidzoną przez niego kwestią.
– Dowiedziałaś się czegoś nowego?
– Nie. Ale wiem, że musieli coś zaplanować i przystąpią do działania już niedługo.
– Dlaczego tak uważasz? – Geary pochylił się ku niej. – Twoi szpiedzy musieli ci powiedzieć coś konkretnego, skoro wyciągnęłaś z ich słów takie wnioski.
– Niczego nie słyszałam! – Rione podeszła krok bliżej, na jej twarzy malował się gniew. – Nie rozumiesz jeszcze? Z każdym zwycięstwem, z każdym systemem, który przybliża cię do przestrzeni Sojuszu, twoja legenda rośnie, a pozycja na stanowisku głównodowodzącego staje się mocniejsza. Rozgromienie Syndyków w tym systemie było rzeczą niesamowitą… – uniosła rękę, nie dając mu dojść do głosu – jeśli zechcesz uznać mój niewielki wkład w tę sprawę, będę wdzięczna, ale nawet pomijając moją rolę, dokonałeś rzeczy wielkiej. Ta flota już w ciebie wierzy. Marynarze na wszystkich okrętach szeptają, że to żywe światło gwiazd ocaliło nas przed większym impulsem energetycznym, a uczyniło tak tylko dlatego, że ty stoisz na czele floty. – Spoglądał na nią w osłupieniu. Czy to dlatego ludzie z Nieulękłego patrzyli na niego ostatnio w zupełnie inny sposób?
– Żarty sobie ze mnie stroisz.
– Mogę ci pokazać raporty, jakie otrzymałam, ale możesz także sam przejść się po okręcie i posłuchać, o czym ludzie mówią. Nawet ci, do których nie przemawia teoria o boskiej interwencji, są teraz święcie przekonani, i nie ma w tym krzty przesady, że dzięki wiedzy i szybkiej reakcji ocaliłeś już wiele okrętów i ich załóg. Ci, którzy nie uwierzyli w mitologicznego bohatera, teraz skłaniają głowy przed człowiekiem noszącym przydomek Black Jack, a ci, którzy mieli cię za legendę od samego początku, teraz są twoimi wyznawcami. A twoi wrogowie we flocie widzą to równie wyraźnie jak ja. I po tym co tu zobaczyli, po powrocie i zniszczeniu floty wielokrotnie silniejszej od naszej, ich desperacja znacznie wzrosła. Wiedzą, że muszą powstrzymać cię teraz albo będzie na to za późno.
Geary skinął głową i przymknął oczy, aby się skoncentrować.
– Jak sądzisz, co teraz zrobią?
– Nie wiem. Usiłuję się tego dowiedzieć. Mogą próbować podgryzać twoją pozycję poprzez wywołanie skandalu obyczajowego, ale tym sposobem raczej nie odbiorą ci dowództwa. Na to jest już za późno. Ich wybrańcy, tacy jak Casia, zostali już zdyskredytowani nie tylko dzięki twojemu ostatniemu zwycięstwu, ale głównie poprzez ich własne zachowania. Dlatego sądzę, że twoi prawdziwi wrogowie pośród najwyższych oficerów floty ujawnią się w najbliższym czasie. Ponieważ muszą uderzyć otwarcie i szybko. Nie wiem tylko jak.