Chociaż z drugiej strony, gdyby miał być całkowicie szczery, odpowiedź powinna wyglądać zupełnie inaczej. „Lubię Desjani, ponieważ ona potrafi mnie zrozumieć. Mimo że traktuje mnie jak legendarnego bohatera wykonującego misję powierzoną przez siły wyższe, wydaje się dostrzegać, jaki jestem naprawdę. No i pracuje nam się doskonale, wręcz jakby jedno odgadywało myśli drugiego. Lubimy te same rzeczy, potrafimy o nich rozmawiać, potrafię przy niej odpocząć jak przy nikim innym. A to czyni z Desjani znakomitego dowódcę okrętu flagowego, wspaniałego kompana do rozmów, kogoś, kogo chętnie widzi się obok siebie, wielką…”
Cholera.
Rione miała rację.
Usiadł, by zastanowić się, co powinien teraz zrobić. W pewnym sensie już to przedyskutował z Desjani. Nie robili ani nie mieli zamiaru robić niczego, co byłoby niezgodne z regulaminowym stosunkiem dowódcy do podwładnego. Co jednak wcale nie oznaczało, że nie mogli ze sobą blisko współpracować, i w rzeczy samej, ostatnie wydarzenia dobitnie pokazały, jak bardzo była mu pomocna w krytycznych sytuacjach. Ale wiedział też, że nie wolno mu posunąć się ani o krok dalej, nie mógł wywierać na nią żadnego nacisku, który przekraczałby normy profesjonalnego zachowania. Desjani nie wykazywała żadnych oznak zainteresowania jego uczuciami, a on nie miał prawa jej ich okazywać.
I powinien zapomnieć o wypowiedzianych przez Rione w gniewie oskarżeniach dotyczących zaangażowania Desjani. Nie wierzył w to, że jest w nim zakochana, więc tym bardziej nie powinien zachowywać się, jakby była. Zresztą dla wszystkich zainteresowanych byłoby lepiej, gdyby podejrzenia Wiktorii okazały się bezpodstawne.
W końcu przypomniał sobie, od czego zaczęła się ta (czyżby już ostatnia?) kłótnia z Rione, i otworzył wstępną listę jeńców Sojuszu wyzwolonych z wraku Najśmielszego. Była naprawdę długa, ale objętością nie umywała się nawet do listy marynarzy zabitych podczas bitew w tym systemie. Z tego też powodu nie chciał skupiać się na myśli, że wszyscy ci ludzie trafią w formie uzupełnień na okręty, których załogi poniosły największe straty. Większość ocalonych stanowili prości marynarze, podoficerów było jak na lekarstwo. Na liście znajdowało się tylko jedno nazwisko oficera posiadającego stopień wyższy od porucznika. Wzrok Geary’ego spoczął przez chwilę na nazwisku komandora Savosa, potem znalazł informację mówiącą, że oficer ten został przetransportowany na Zajadłego, więc wywołał ten okręt liniowy.
– Jeśli komandor Savos czuje się na siłach, chciałbym z nim rozmawiać.
Około dziesięciu minut później Zajadły zameldował, że oficer czeka na przesłuchanie. Geary wstał, upewnił się, że jego mundur wygląda porządnie, a potem nakazał otwarcie połączenia wizyjnego.
Komandor Savos, były dowódca lekkiego krążownika Ostroga, który został zniszczony podczas pierwszej wizyty floty na Lakocie, wyglądał strasznie. Miał na sobie nowy mundur, zapewne podarowany przez któregoś z oficerów Zajadłego, którym zastąpił własny, zniszczony podczas ewakuacji i krótkiego okresu niewoli, ale cała reszta jego wyglądu dobitnie świadczyła o piekle, jakie musiał przeżyć w ostatnich tygodniach. Był mocno wychudzony, a na twarzy wciąż dało się zauważyć ślady niedawnego stresu. Na boku głowy miał lekki opatrunek, a wokół oka po tej stronie widać było spory siniak. Pomimo tego wszystkiego komandor Savos zdołał przyjąć pozycję zasadniczą i przepisowo zasalutować.
Geary odpowiedział na ten gest szybkim ruchem, czując się winnym niepokojenia tego człowieka i zastanawiając, dlaczego u licha nikt mu nie powiedział, że znajduje się on w tak opłakanym stanie.
– Spocznijcie, komandorze. Usiądźcie. Dobrze się wami zajęli na Zajadłym?
Savos usiadł ostrożnie, próbując nawet podczas tej czynności zachować wyprostowane jak struna plecy, a potem skinął głową.
– Tak, sir. Mamy wszystko co trzeba na Zajadłym, sir. Opieka medyczna jest doskonała, tylko to syndyckie żarcie pozostawia wiele do życzenia.
– Mnie pan tego nie musi mówić. Zaczyna mi brakować batonów Danaka Yoruk, chociaż w życiu bym nie przypuszczał, że za nimi zatęsknię… – Geary przerwał. – Jak pan się czuje?
– Jestem o wiele szczęśliwszy, niż mógłbym przypuszczać jeszcze parę dni temu – oświadczył komandor, a na jego ustach na moment zagościł uśmiech. – Syndycy nie karmili nas za dobrze i kazali pracować ponad siły. Ale powoli wracam do siebie.
– Jest pan najstarszym stopniem oficerem pośród uwolnionych jeńców.
– Z tych, którzy przebywali na Najśmielszym, sir – poprawił go Savos. – Obiło mi się o uszy, że Syndycy zabrali jednego czy dwóch ocalonych kapitanów na swoje okręty, podobno na przesłuchania… – Komandor zamilkł, wyglądał na zmartwionego. Geary wiedział, o czym teraz myśli ten człowiek, jego także gnębiła myśl, że zniszczyli okręty Syndykatu, na których być może znajdowali się jeńcy wojenni Sojuszu. Ale przecież nie mogli o tym wiedzieć na pewno ani co więcej, uratować tych ludzi. Myśl ta jednak nie dawała Geary’emu spokoju, ilekroć wspominał wydarzenia związane z tą bitwą.
– Po tym jak nakazałem ewakuację Ostrogi – podjął tymczasem Savos – zostałem ranny w kolejnym ostrzale i straciłem na chwilę przytomność. Pamiętam, że chłopcy przenieśli mnie do jednej z kapsuł ratunkowych, ale dopiero po kilku dniach doszedłem jako tako do siebie. Chyba dlatego pozostawiono mnie na Najśmielszym, zamiast zabrać na przesłuchania jak innych wyższych stopniem oficerów.
– A co medycy mówią o pana ranach?
– Nie dolega mi nic, czego nie mogliby naprawić, sir. – Savos uśmiechnął się, ale bardziej to przypominało grymas bólu, a potem wskazał ręką na opatrunek. – Gdyby mnie teraz nie opatrzono, niedługo mógłbym mieć poważne problemy, ale lekarze twierdzą, że największe zagrożenie już minęło.
– To dobra wiadomość. Przykro mi z powodu utraty Ostrogi.
Savos posmutniał jeszcze bardziej, zanim odpowiedział:
– Nie tylko ją straciliśmy, sir.
– To prawda. Ale nawet Ostroga zdołała odpłacić wrogowi, zanim została zniszczona. Pańska jednostka walczyła naprawdę dzielnie. – Komodor wiedział doskonale, jakich słów chcą słuchać dobrzy dowódcy. – Podczas bitwy z siłami pościgowymi straciliśmy wielu wcześniej uwolnionych jeńców rozsianych po różnych jednostkach. Staramy się teraz ustalić kompletne listy tych, którzy przeżyli. Postaram się, żeby dostarczono panu nazwiska ludzi z Ostrogi, jak tylko zakończymy pracę.
– Dziękuję, sir.
– Najprawdopodobniej rozmieścimy ich na okrętach, które potrzebują uzupełnień w stanach załogi po ostatniej bitwie – dodał Geary. – Proszę mi dać znać, jeśli chciałby pan mieć któregoś przy sobie.
Komandor Savos skinął głową.
– Jeszcze raz dziękuję, sir.
Geary przyjrzał się uważnie komandorowi, ten człowiek bardzo mu się spodobał, a przecież potrzebował nowego dowódcy dla Oriona. Czy Savos podołałby takiemu zadaniu? Przejście z lekkiego krążownika na pancernik mogło być zbyt dużym krokiem, zwłaszcza że osierocony dowódca cierpiał wskutek odniesionych niedawno ran. Lepiej go na razie nie naciskać. Mógł poczekać i zobaczyć, jak Savos poczuje się po przybyciu na Branwyna, i wtedy podjąć decyzję.