Выбрать главу

– Ten bohater jest tylko legendą – odparł Geary.

– Niezupełnie. I to co ty o tym myślisz, najmniej się tu liczy. Chodzi o to, co myślą wszyscy. Możesz ocalić Sojusz. Ale możesz go też zniszczyć. Trochę to trwało, ale w końcu uzmysłowiłam sobie, jak się rzeczy mają. Uosabiasz starożytną dwoistość, twórcę z jednej strony i niszczyciela z drugiej. Najpierw dostrzegłam w tobie twórcę, potem niszczyciela, a teraz widzę oba wcielenia. Nie zazdroszczę ci grania na raz dwu tak różnych ról, ale taki już jest los legendarnych bohaterów.

– Nigdy nie chciałem być legendarnym bohaterem! – Geary wstał i zaczął się nerwowo przechadzać po kajucie. – To ty i twój rząd zrobiliście ze mnie bohatera, kiedy trwałem w hibernacyjnym śnie, krążąc po Grendelu. Zrobiliście ze mnie idola wszystkich dzieciaków, żeby mieć czym zagrzewać ludzi do walki.

– Rząd Sojuszu stworzył mit, John. Ale ty jesteś prawdziwy i posiadasz moc ocalenia albo zniszczenia Sojuszu. Jeśli jeszcze tego nie zaakceptowałeś, zrób to teraz.

Zatrzymał się i spojrzał na nią z wyrzutem.

– Nigdy nie byłem typem bohatera, którego żywe światło gwiazd zesłałoby dla ocalenia wszechświata albo chociaż Sojuszu.

Rione uniosła brew.

– To może być jedyna przyczyna, dzięki której nie zniszczysz Sojuszu. Może dlatego zostałeś wybrany.

– Tylko mi nie mów, że ty też zaczynasz wierzyć w te brednie! – Geary wściekł się nie na żarty. – Za dużo tego ostatnio…

– A ja sądziłam, że podoba ci się, jak twoja pani kapitan wlepia w ciebie oczy z uwielbieniem – powiedziała z przekąsem Rione.

– Nie, nie podoba mi się, a poza tym ona wcale nie wlepia we mnie oczu. Dlaczego, do cholery, znowu rozmawiamy o kapitan Desjani?

Zamiast odpowiedzieć, Rione po prostu wstała.

– Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Nadal zamierzasz wykonać skok na Branwyna, jak zaplanowałeś?

– Tak – wypalił Geary wciąż zirytowany jej słowami. – Dotrzemy do punktu skoku za cztery dni, o ile nie dojdzie do kolejnych „wypadków”.

Szła już w stronę włazu, ale zatrzymała się i odwróciła w jego stronę.

– Próbowałabym powstrzymać tych ludzi, gdybym wiedziała, że zamierzają sabotować ten wahadłowiec. Chciałam, aby Casia i Yin zostali zabici, bo zasłużyli sobie na to swoimi czynami i stanowili zagrożenie dla samego Sojuszu, ale za nic w świecie nie pozwoliłabym zginąć tylu niewinnym ludziom.

– Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że miałaś z tym coś wspólnego.

– Prędzej czy później zacząłbyś o tym myśleć. Geary wpatrywał się w pokrywę włazu, kiedy Rione już wyszła, uświadomił sobie bowiem, że miała rację, ale jednocześnie zastanawiał się, dlaczego jego sprzymierzeńcy budzą w nim tyle samo lęku co wrogowie.

* * *

Transmisja z tego, co kiedyś było jedyną zamieszkaną planetą systemu Lakota, przerywana była zakłóceniami, a dźwięk co rusz ginął w szumach. Geary spróbował dostroić transmisję, włączając kolejne filtry, i wreszcie obraz zrobił się czysty, a dźwięk znośny, chociaż wciąż zdarzały się zniekształcenia, gdy oprogramowanie nie mogło zdecydować, jakim słowem zastąpić nagłą przerwę w emisji.

Na samym środku ekranu widział stojącego mężczyznę. Za nim przy stole siedziało sześć kolejnych osób. Wszyscy wyglądali podobnie, mieli na sobie brudne ubrania, których nie zmieniali od wielu dni, i to naprawdę ciężkich dni. Znajdowali się w pomieszczeniu bez okien, jego konstrukcja i rozmiary sugerowały, że jest to podziemny bunkier.

– Wzywamy wszystkie statki znajdujące się w naszym systemie gwiezdnym – mężczyzna przemawiał zmęczonym, ale pełnym desperacji głosem – aby przekazały wiadomości na temat kataklizmu, jaki nas dotknął wszystkim władzom, które będą nam w stanie pomóc. Na Lakocie Trzy szaleją w chwili obecnej niewyobrażalne huragany. Według wstępnych obliczeń straciliśmy dziesięć do dwudziestu procent atmosfery. Także nasza gwiazda stała się o wiele bardziej aktywna, co może grozić nam kolejnymi katastrofami. Znaczna część sieci energetycznych została zniszczona przez impuls energetyczny, który uderzył w naszą planetę. Nie jesteśmy w stanie oszacować liczby ofiar, ale z pewnością idzie ona w miliony. Ci, którzy przetrwali na drugiej półkuli, rozpaczliwie potrzebują jedzenia, schronienia i lekarstw. Proszę, przekażcie to każdemu, kto może nam pomóc.

Obraz zamarł, a potem transmisja zaczęła się od początku. Geary wyłączył przekaz.

– Nic dla nich nie możemy zrobić.

Desjani przytaknęła jego słowom.

– Nie możemy nawet wysłać naszych wahadłowców na powierzchnię, przy tak rozchwianej atmosferze istnieje poważne ryzyko ich utraty.

– Czy znalazła pani jakieś ślady pobytu jeńców Sojuszu na tej planecie?

Pokręciła głową i wyraźnie posmutniała.

– Tylko kilka nieistotnych szczegółów. Ale jeśli nawet tam są, nie zdołamy ich ewakuować. Ta planeta będzie przypominała piekło, dopóki stan atmosfery się nie ustabilizuje.

Geary włączył ponownie komunikator.

– Do władz Lakoty Trzy, mówi kapitan John Geary, głównodowodzący floty Sojuszu. Z przykrością muszę odmówić waszym prośbom o przesłanie natychmiastowej pomocy z tego względu, że nie posiadamy żadnych środków antykryzysowych na pokładach naszych jednostek. Powiadomimy o waszej sytuacji wszystkie skupiska ludności światów Syndykatu, z jakimi będziemy mieli kontakt. – Nagle wpadła mu do głowy myśl, że władze Lakoty Trzy po zniszczeniu niemal wszystkich systemów elektronicznych mogą nie wiedzieć, co dzieje się powyżej atmosfery. – Informuję równocześnie, że kilka jednostek cywilnych przetrwało uderzenie impulsu energetycznego i kieruje się teraz w stronę najbliższych punktów skoku. Wydałem rozkaz, żeby żaden z nich nie został zaatakowany, i przekazałem na ich pokłady dokładne dane dotyczące przebiegu katastrofy, aby władze sąsiednich systemów mogły zareagować odpowiednio do waszych potrzeb. Oby żywe światło gwiazd oraz wszyscy przodkowie ulżyli wam w tej tragedii.

Zakończył transmisję, potem spojrzał na wachtowego z działu komunikacyjnego.

– Spróbujcie skierować tę wiadomość na źródło oryginalnego przekazu. I nastawcie na ciągłe odtwarzanie do momentu, w którym opuścimy ten system. Wyślijcie moją wiadomość także do wszystkich frachtowców, które zmierzają w stronę punktów skoku. – Stojąc na czele floty wojennej, niewiele więcej mógł zrobić. – Kapitanie Desjani, za godzinę zwołam naradę w wąskim gronie. Chcę, aby pani w niej uczestniczyła.

– Oczywiście, sir. – Desjani potwierdziła przyjęcie polecenia. – Czy mam przygotować jakieś dane na tę naradę?

– Wystarczy pani rozum i zdrowy rozsądek.

* * *

Godzinę później Geary spoglądał na ludzi zebranych w sali odpraw. Oprócz niego znajdowali się tutaj także: kapitan Desjani i współprezydent Rione – one przybyły osobiście – a także kapitanowie Duellos, Cresida i Tulev – ci wyłącznie pod postacią hologramów. Dla ludzkiego oka wszyscy wyglądali równie prawdziwie, ale dodatkowe sekundy opóźnienia w reakcjach tych osób, które pojawiły się tutaj dzięki aparaturze, szybko zdradzały ich wirtualną naturę.

– Wezwałem was, ponieważ wszyscy wiecie już o moich podejrzeniach dotyczących istnienia po przeciwnej stronie przestrzeni należącej do Syndykatu obserwującej nas obcej, ale rozumnej rasy.

– Podejrzenia? – zaprotestowała kapitan Cresida. – Dowody, jakie miałam okazję obejrzeć, świadczą o czymś więcej niż tylko o podejrzeniach.