– Celna uwaga – przyznał Duellos. – Wydaje się, że preferują taktykę zmuszania przeciwnika do popełniania błędów, którymi sam sobie szkodzi.
– Dowiadują się, czego chce przeciwnik – poparła go Rione – i obiecują mu to. Muszą być świetnymi politykami.
– A Syndycy próbowali z nimi zadrzeć – przyznał z gniewem Geary. – Wetknęli kij w mrowisko i cała ludzkość została pokąsana.
– Ale dlaczego się nie wycofali? – zastanawiała się tymczasem Cresida. – Przecież nie mieli najmniejszych szans na wygranie tej wojny i wiedzieli o tym od dawna. Dlaczego nie przyznali się, że zostali wystawieni przez Obcych, że inna rasa oszukała ich, wmawiając, że szykujemy się do ataku czy coś w tym stylu? Dlaczego nie chcieli walczyć razem z nami przeciw tym… istotom?
Rione pokręciła tylko głową.
– Przywódcy światów Syndykatu nie mogli otwarcie przyznać, że popełnili błąd. Poleciałyby głowy, i to dosłownie. Nawet w wypadku, gdy to przodkowie aktualnych władców byli temu wszystkiemu winni, albowiem aktualni przywódcy są bezpośrednimi spadkobiercami swoich przodków, inaczej nie mogliby zostać wybrani na takie urzędy. Wszyscy są wybierani wyłącznie ze względu na zdolności i kompetencję. Przyznanie, że jedno z pokoleń doprowadziło do czegoś podobnego, oznaczałoby zakwestionowanie zdolności przywódczych ich namaszczonych prawem potomków i całego systemu władzy. Wygodniej i prościej jest prowadzić wyniszczającą wojnę, niż przyznać, że zostały popełnione poważne błędy w przeszłości.
– Oni są aż tak głupi? – zapytała z powątpiewaniem Cresida.
– Nie. To wcale nie głupota. Jeśli przywódcy przyznają się do błędów, i to tak poważnych, że ich skutkiem było wciągnięcie światów Syndykatu w wieczną wojnę nie do wygrania, z pewnością stracą władzę, a potem również życie albo w najbardziej sprzyjających okolicznościach zostaną pozbawieni tylko pozycji i całego majątku. Ale dopóki trzymają się aktualnej linii działania, mogą liczyć na zmianę sytuacji. Tu nie liczy się to, co jest lepsze dla światów Syndykatu, Sojuszu albo nawet całej ludzkości. Ważne są wyłącznie ich osobiste korzyści. Będą walczyli do ostatniego okrętu i żołnierza, bo i tak kto inny płaci za ich błędy, a dzień, w którym będą musieli za to odpowiedzieć, jest wciąż daleki.
Geary zauważył, że pozostali oficerowie starają się nie kierować oczu w stronę Wiktorii. Wiedział, co ich martwi. Nie chodziło bynajmniej o sposób myślenia przywódców Syndykatu, ale o to, że Rione rozumiała je i potrafiła wyjaśnić, co mogło znaczyć, że sama mogła myśleć podobnie.
Ona chyba też wpadła na tę myśl, gdyż przyjrzała się uważniej zebranym.
– Zapomniałam, że jesteście szlachetnymi ludźmi honoru. Żaden oficer floty nie pozwoliłby swoim ludziom ginąć w imię własnej pomyłki, nie mówiąc już o tym, że podjąłby szaleńcze kroki, byle nie utracić posiadanego stanowiska.
Twarze dowódców poczerwieniały, ale Geary zabrał głos, zanim inni zdążyli ochłonąć.
– Zrozumieliśmy aluzję. Ale nikt z tu obecnych nigdy nie był zaangażowany w podobne działania. Nie wyłączając samej pani współprezydent Rione. Wyruszyła z flotą na tę misję, narażając własne życie na równi z oficerami i marynarzami. A teraz proszę, skierujmy nasz gniew przeciw wrogom, a nie na siebie samych.
– Na których wrogów? – zapytał Duellos. – Od dziecka uczono nas, że „wrogiem” jest każdy Syndyk. To oni nas zaatakowali, zbombardowali nasze planety, zabijając przyjaciół i członków rodzin. A tymczasem przez cały czas mieliśmy zupełnie innego wroga, o którym nawet nie wiedzieliśmy.
– Jest pan tego pewien? Nasi przywódcy nic o nich nie wiedzieli? – zapytała Desjani.
Wszystkie oczy zwróciły się na Rione, ale ona, chociaż lekko poczerwieniała, odpowiedziała im hardo.
– Ja nie miałam o tym pojęcia. Z tego co mi wiadomo, żaden z senatorów nie miał pojęcia o istnieniu obcej rasy.
– A co z członkami Rady Najwyższej? – zapytał Duellos.
– Nie wiem. – To oświadczenie Rione spotkało się z widocznym niedowierzaniem. – Nie mam powodu, aby kłamać – powiedziała ostrzej. – Wiem tylko, że o ściśle tajnych sprawach najwyższej wagi byli informowani wyłącznie członkowie Rady Najwyższej. Krążyły pogłoski, że niektóre z tych informacji były przekazywane nowym członkom rady wyłącznie ustnie, nigdy nie spisano ich bowiem w żadnym dokumencie, ale nie potrafię powiedzieć, czy tak było naprawdę. Tylko członkowie Rady Najwyższej mogliby odpowiedzieć na to pytanie, ale oni są znani z tego, że potrafią dochować tajemnicy.
– W to akurat mogę bez problemu uwierzyć – przyznał Geary. – Jaką odpowiedź obstawiłaby pani senator? – Celowo użył jej tytułu, chciał bowiem zaakcentować, że jest kimś w świecie polityki. – Czy kiedykolwiek zauważyła pani albo usłyszała cokolwiek świadczącego o tym, że członkowie Rady Najwyższej posiedli wiedzę o Obcych?
Zamyśliła się głęboko, pochylając lekko głowę.
– To jest możliwe. Zależnie od tego, jak zinterpretowałabym pewne wydarzenia.
– Wydarzenia?
Zmarszczki na czole Wiktorii pogłębiły się.
– Na przykład sytuacje, w których otrzymuje się zakaz zadawania dalszych pytań rzekomo w trosce o bezpieczeństwo Sojuszu. Prywatne deklaracje dotyczące rozmaitych planów i budżetów. O tego typu sprawach mówię. Ale powody takich zachowań mogą być różne. Słuchajcie, jestem podejrzliwa jak każdy polityk. Rozbieram każdą informację na czynniki pierwsze. Jeśli Rada Najwyższa ma jakieś informacje dotyczące Obcych, to wykonała kawał dobrej roboty, ukrywając tę wiedzę. Ja niczego nie podejrzewałam, dopóki kapitan Geary nie pokazał mi wyników swojego dochodzenia.
– A potem sami przestaliśmy zadawać pytania – zauważyła Cresida. – Prawda? Żadna obca rasa rozumna nigdy się z nami nie skontaktowała, przynajmniej nic nam o takim wydarzeniu nie wiadomo, więc skoncentrowaliśmy się na wojaczce. Dopiero kapitan Geary popatrzył na całość problemu ze świeżej perspektywy.
– Raczej chłodnej niż świeżej – odparł Geary, niedwuznacznie nawiązując do okresu hibernacji, i wszyscy się roześmieli. Nie myślał nawet, że kiedyś będzie w stanie z tego żartować. – Pytanie brzmi: zachowamy ich istnienie w tajemnicy czy rozpowiemy, komu się da?
Cisza przeciągnęła się znacznie dłużej niż poprzednio i kiedy w końcu odezwała się Rione, w jej głosie dało się wyczuć sporo niepokoju.
– Obawialiśmy się, że ludzkość może wykorzystać potęgę wrót hipernetowych do sprowadzenia na siebie zagłady za sprawą nienawiści, jaka zapanowała z powodu tej wojny. Ale co zrobi ludzkość, jeśli się dowie, że wojna wybuchła na skutek knowań innej rasy, a na dodatek Obcy oszukali nas, obdarowując bronią masowej zagłady, którą sami zainstalowaliśmy w naszych systemach gwiezdnych? Czego lud zażąda?
– Zemsty – odparł Tulev.
– Tak. Rozpocznie się wojna na jeszcze większą skalę, i to przeciw wrogowi, którego siły nie znamy, wiemy jednak o nim tyle, że dysponuje niekwestionowaną przewagą technologiczną.
Cresida zacisnęła pięści.
– Nie obchodzi mnie, ile tych istot zginie. Zasłużyły sobie na to. Gdy wszakże pomyślę, ilu naszych żołnierzy będzie musiało polec…
– Wydaje mi się, że uzyskałem odpowiedź na moje pytanie – oświadczył Geary ponurym głosem. My także musimy utrzymać tę wiadomość w tajemnicy, dopóki nie odkryjemy sposobu na przeciwstawienie się Obcym bez rozpoczynania nowej, jeszcze większej wojny.
Zamyślony Duellos przygryzał raz po raz wargę, a palce jego dłoni rytmicznie, ale bezdźwięcznie stukały o blat stołu.
– Jeden wróg naraz. Taka jest moja rada. Musimy sobie poradzić z Syndykami, zanim będziemy mogli wyruszyć przeciw Obcym.