– Nie mogę powiedzieć z całą szczerością, że cię kocham – przyznał Geary. – Ale nie pragnąłbym ciebie, gdybym cię nie szanował i nie uwielbiał.
Rione skierowała blady uśmiech w stronę narożnika kajuty.
– Tego chce każda kobieta. Być pożądaną i wielbioną.
– Przepraszam. Sama cały czas powtarzałaś, że nie będziemy sobie niczego obiecywać.
– To prawda. I złamałam dane ci słowo. Częściowo. Tylko nie ubzduraj sobie, że szaleńczo się w tobie zakochałam. Ale nigdy nie będę tą drugą – powtórzyła. – Mam swoją dumę. – W drodze do włazu zatrzymała się na moment, by spojrzeć na Geary’ego. – Zmień kody zamka, jak tylko wyjdę, żebym nie miała swobodnego dostępu do twojej kajuty.
Geary skinął głową.
– Skoro tego chcesz.
– To czego ja chcę, i tak już się nie liczy. Ale ty musisz zrozumieć, co do ciebie mówię. Pojawię się tutaj wyłącznie jako twój doradca.
– Dziękuję. Twoje rady są naprawdę większą pomocą dla mnie, niż sądziłem. Skrzywiła się, a potem pokręciła głową.
– Sojusz potrzebuje tej floty i ciebie. Pozostanę po twojej stronie, dopóki będę widziała, że wyznajesz te same zasady co i ja. Ale już nigdy więcej nie wślizgnę się do twojego łóżka i nie poproszę, byś przyszedł do mojego, bo wiem, że kochając się ze mną, pozostaniesz myślami przy niej, a tego nie zniosę.
Siedział jeszcze długo po tym, jak Wiktoria zamknęła za sobą właz, uzmysławiając sobie trafność jej spostrzeżeń. Jedyna kobieta, którą mógł posiąść w tej flocie, nie była tą wymarzoną, a Rione miała pełne prawo nie zaakceptować układu narzucającego jej rolę mniej uprzywilejowaną.
Wstał w końcu i podszedł do konsoli zamka, by anulować kod umożliwiający jej wolny dostęp do jego prywatnej kajuty. Wykonanie tego gestu określało definitywnie, że nie zobaczy jej już u siebie, chyba że będzie chodziło o omówienie spraw floty. Co ciekawe, w tym momencie poczuł zarówno winę, jak i ulgę.
OSIEM
Dwa dni na Branwynie, dwa dni do osiągnięcia punktu skoku. Syndycy starali się stąd wynieść jak najszybciej mogli. Nie przyszła żadna odpowiedź na przesłane im raporty sytuacyjne z Lakoty, więc Geary’emu pozostała wyłącznie nadzieja, że mieszkańcy tego systemu zareagują w końcu na błagania o ratunek.
– Co pańscy szpiedzy donieśli dzisiejszego ranka? – zapytał, zajmując swoje miejsce na mostku.
Na wirtualnym obliczu Duellosa pojawił się wyraz oburzenia, gdy kapitan również siadał.
– Politycy mają szpiegów, ja korzystam wyłącznie ze źródeł, kapitanie Geary.
– Przepraszam.
– Przeprosiny przyjęte. Nie dowiedziałem się zbyt wiele, ale pomyślałem, że przyda się panu chwila rozmowy.
– Słuszny domysł. Dziękuję. O czym więc będziemy rozmawiać?
– O naciskach. – Duellos wskazał na holomapę sektora. – Jeśli skierujemy się na Cavalosa, flota znajdzie się o pięć albo sześć skoków od systemu gwiezdnego, z którego będzie mogła dotrzeć za granicę Sojuszu. Przeciętny człowiek pomyślałby zapewne, że czuje pan wielką ulgę, znajdując się tak blisko domu, ale ja sądzę, że cały czas wyczekuje pan miecza spadającego na nasz kark.
Geary przytaknął.
– Celny strzał. Z każdym krokiem przybliżającym nas do domu coraz częściej zastanawiam się, czy w ostatnim momencie nie wydarzy się jakaś katastrofa. Ale będziemy musieli wykonać jeszcze sześć skoków po Cavalosie, musimy bowiem omijać systemy posiadające wrota hipernetowe.
– To prawda. – Duellos rzucił raz jeszcze okiem na holomapę. – Syndycy będą coraz mocniej naciskać. Zbiorą wszystkie siły, żeby pana powstrzymać.
– Żeby nas powstrzymać.
– Zgoda, ale personalizacja pojęć, takich jak flota, to normalna rzecz.
– Też tak sądzę. – Geary skrzywił się, patrząc na wizerunki gwiazd. – Jeśli Syndycy skoncentrują całe siły, aby uderzyć na nas, odciążymy tym samym wszystkie zgrupowania Sojuszu, które nie brały udziału w wyprawie do Systemu Centralnego. A to pozwoliłoby im na przegrupowanie i przesłanie posiłków do każdego z granicznych systemów, do którego dotrzemy. Problem tylko w tym, że nasi chłopcy nic nie wiedzą o aktualnej sytuacji floty.
– Szkoda, że Obcy nie przekażą im tej wiadomości. Mam też nadzieję, że nie powiedzą Syndykom, gdzie teraz jesteśmy.
– Tak… – Geary zasłonił dłońmi oczy, czuł, że lada moment dopadnie go ból głowy. – Porozmawiajmy na inny temat.
Duellos wyglądał na zamyślonego.
– Możemy porozmawiać na tematy osobiste?
– Dotyczące pana czy mnie? – zapytał oschle Geary.
– Pana.
– Tego się obawiałem. O co chodzi?
Duellos zmarszczył brwi i opuścił wzrok.
– O pana i Tanie Desjani.
– Między nami do niczego nie doszło i tak już pozostanie.
– A we flocie narasta przekonanie, że jednak jest coś na rzeczy. Wszyscy już wiedzą, że współprezydent Rione nie spędza nocy w pańskiej kajucie i że ma na pieńku z kapitan Desjani. Założenie jest takie, że lepsza kobieta zwycięży, a dla marynarzy Tania Desjani zawsze będzie lepsza od każdego polityka.
Geary westchną z irytacji.
– To naprawdę wspaniała kobieta. Ale jednocześnie moja podwładna. Zna pan regulamin równie dobrze jak ja, a nade wszystko ona.
– Może pan zapomnieć o regulaminie – zasugerował Duellos. – Jest pan kimś niezwykłym. Jest pan Black Jackiem Gearym.
– Niemal mityczny bohater, który może zrobić, co zechce. Racja. Szkoda, że sam nie potrafię w to uwierzyć. – Geary wstał i zaczął się przechadzać, by rozładować dręczące go napięcie. – Jeśli ja złamię regulamin, co powstrzyma przed tym innych? A jeśli podążając tą drogą, w końcu przyjmę propozycje kapitana Badayi tylko dlatego, że tak mi się spodoba? Przy okazji – dodał – Tania by na to nie poszła. Sama tego nie zrobi i mnie nie pozwoli.
– Zapewne ma pan rację – przyznał Duellos. – Ale musi pan popracować nad sobą, żeby nie mieć tak tęsknego spojrzenia, kiedy wymawia pan jej imię.
Geary odwrócił się na pięcie i wbił wzrok w starego kapitana.
– Mam nadzieję, że to był żart. Naprawdę tak wyglądam?
– Wystarczająco, bym ja to zauważył, ale proszę się nie martwić. To zdarza się wyłącznie, kiedy powie pan „Tania”, przy „kapitan Desjani” wszystko jest w najlepszym porządku. – Duellos skrzywił się. – Jej też zdarza się mieć podobne spojrzenie, kiedy patrzy na pana.
– Naprawdę?
– Przysięgam, że my nic…
Duellos podniósł dłoń w uprzedzającym geście.
– Nie musi pan. Nigdy w to nie wątpiłem. Jaylen Cresida i ja znamy Desjani wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, iż cierpi katusze i ma poczucie winy za to, co czuje do pana. Zakochanie się we własnym dowódcy kłóci się ze wszystkim, w co wierzy. – Duellos wzruszył ramionami. – Ale teraz wierzy też w pana.
Geary potarł twarz obiema dłońmi, on również cierpiał katusze i miał poczucie winy.
– Muszę opuścić pokład Nieulękłego. Nie mam prawa skazywać jej na takie cierpienia.
– Opuszczenie Nieulękłego nie rozwiąże problemu. Jak wspomniała mi kapitan Cresida: „Jeśli Tania obierze sobie jakiś cel, nic jej nie powstrzyma, ona nigdy nie odpuszcza”. I tu Jaylen ma rację. Nie zejdzie pan z celownika Tani opuszczając pokład jej okrętu, a fakt, że straciła cel z oczu, może tylko pogłębić jej stres. Poza tym, tak między nami, załoga Nieulękłego jest cholernie dumna, że ma pana u siebie. Odradzałbym panu przenosiny.
Geary pokiwał głową w odpowiedzi.
– Ale jeśli marynarze wierzą, że między nami do czegoś doszło…