Jedna z kobiet w średnim wieku zabrała głos.
– Dlaczego? – zapytała.
Desjani rzuciła ukradkowe spojrzenie Geary’emu, ale komodor nie palił się do odpowiedzi, zostawiając jej pole do popisu. Kapitan stanęła przed kobietą i odparła oschle:
– Dlatego, że tylko ten, kto okazuje litość, może jej oczekiwać. Dlatego, że tego wymaga honor naszych przodków. Żołnierze, odprowadźcie ludność cywilną do wydzielonych pomieszczeń.
Pomimo obaw Geary’ego w ciągu kolejnych dwóch dni lotu w stronę punktu skoku na Cavalosa nie podjęto żadnej próby sabotażu. Syndyccy cywile byli tak przerażeni, że nie sprawili najmniejszych nawet problemów. Gdy komodor zasiadł w fotelu admiralskim na mostku Nieulękłego, aby wydać rozkaz wykonania skoku, zauważył, że Desjani siedzi ze spuszczoną głową i wpatruje się ponuro w ekran wyświetlacza, po którym przesuwała się Wendig Jeden.
– Czy coś jest nie tak? – zapytał.
Desjani zaprzeczyła ruchem głowy.
– Zastanawiałam się po prostu, co bym czuła, gdybyśmy teraz odlatywali pozostawiając ich własnemu losowi. Wiele nad tym myślałam, sir, i wydaje mi się, że postąpił pan naprawdę słusznie.
– My postąpiliśmy słusznie, kapitanie Desjani.
Patrzyła mu w oczy i przytaknęła. Geary spojrzał po raz ostatni na planetę, która znów była całkowicie martwa, jak przez niezliczone milenia, zanim przybył tu człowiek, i wydał rozkaz:
– Do wszystkich jednostek Sojuszu, wykonać skok na Cavalosa.
Dziewięć dni lotu w nadprzestrzeni to szmat czasu, który można przeznaczyć na odpoczynek albo na myśli o tym, co się stałoby, gdyby nie wykryto w porę wirusów niszczących systemy napędowe. Geary znów spoglądał godzinami na bezkresną szarość i pojawiające się w niej z rzadka tajemnicze światełka, rozbłyskujące na moment i gasnące, znów czuł tę niewygodę, jakby jego skóra niezbyt pasowała do ciała, każdego dnia doskwierało mu to bardziej, co rodziło w jego umyśle pytanie, jak długo zdoła wytrzymać uwięziony w nadprzestrzeni człowiek, zanim całkowicie postrada zmysły.
Syndyccy cywile pozostali cisi i wylęknieni, załogi wciąż pracowały nad przywróceniem okrętom pełnej sprawności bojowej, jednostki pomocnicze produkowały dalsze uzupełnienia dla floty, a Geary bardziej obawiał się wrogów we własnej flocie niż potęgi militarnej wroga. Po raz pierwszy miał do czynienia z oporem, który skutkował próbami fizycznej eliminacji jego i okrętów.
Piątego dnia lotu w nadprzestrzeni odebrał krótką wiadomość, tylko tyle można było przesłać w tak nietypowych warunkach. Kapitan Cresida poczyniła pewne postępy. Gdyby udało jej się rozwiązać problem redukcji zagrożenia za strony wrót hipernetowych, wciąż grożących zagładą całej ludzkości, zdjęłaby tym samym ogromny ciężar spoczywający na jego barkach.
Dziewięć dni, jedną godzinę i sześć minut po wejściu w nadprzestrzeń w punkcie skoku na Wendig okręty Sojuszu pojawiły się w systemie Cavalos z bronią gotową do natychmiastowego użycia i wszystkimi systemami nastawionymi na poszukiwanie celów. Ale nie natrafili na pola minowe ani na eskadrę strzegącą systemu, nawet okrętów kurierskich nie było. Najwidoczniej niespodziewana przegrana na Lakocie sporo namieszała w syndyckim systemie obrony.
Na Cavalosie życie naprawdę tętniło. Planeta o całkiem znośnych warunkach krążyła w odległości ośmiu minut świetlnych od tutejszej gwiazdy, a sześć kolejnych, dość znacznych globów obiegało słońce po znacznie szerszych orbitach, wśród nich dały się zauważyć trzy gazowe giganty, dość typowa liczba w tego rodzaju układach. Przy jednym z nich wciąż roiło się od kopalń i innych instalacji przemysłowych. W pobliżu zamieszkanej planety stacjonował mocno przestarzały syndycki lekki krążownik z towarzyszącymi mu jeszcze starszymi korwetami „za dychę”.
Geary raz jeszcze sprawdził odczyty i odwrócił się do Desjani.
– Mamy do czynienia ze standardowym systemem zabezpieczeń obronnych typowych dla systemu leżącego głęboko w przestrzeni Syndykatu. Nie ma tu zagrożeń dla naszej floty.
– Ale i tak powinniśmy zniszczyć te okręty, jeśli sytuacja na to pozwoli – odparła, wzruszając ramionami.
– Wiem, ale nie spodziewam się, żeby byli na tyle głupi i zaatakowali nas, a w innym wypadku nie są warci czasu i paliwa zużytego na próbę ich doścignięcia.
Desjani tym razem przytaknęła.
– To tylko złom. Od czasu pojawienia się zagrożeń wewnętrznych postawiliśmy na nogi wszystkich oficerów zajmujących się systemem zabezpieczeń, ale nie mam meldunków o nowych próbach sabotażu.
Nic na razie nie zagraża flocie. Zatem można się pomartwić o los Syndyków z Wendiga.
– Ten system gwiezdny nie ucierpiał zbytnio od momentu uruchomienia sieci hipernetowej. Może wysadzimy naszych pasażerów na którejś ze stacji orbitalnych? Będziemy przelatywać blisko jednej z nich, a przy okazji unikniemy wchodzenia do centrum systemu. – Syndycka stacja krążąca wokół gazowego giganta znajdowała się w odległości siedemdziesięciu pięciu minut świetlnych od aktualnej pozycji floty i tylko o kilka stopni od wektora, który prowadził wprost do punktu skoku na Anahalta i Dilawę, dwie kolejne gwiazdy wybrane przez Geary’ego. Nie musieli zbytnio oddalać się od obranej trasy. Jedyną istotną stratą będzie spowolnienie tempa marszu floty, aby wahadłowce mogły dostarczyć ładunek i powrócić, co spowoduje niewielkie opóźnienie i kolejny bolesny ubytek w stanie baterii paliwowych.
Czekająca na raporty czujników floty Desjani nerwowo przygryzała wargę.
– Mam na odczytach sporo wychłodzonych sektorów, co wskazuje na możliwość ich ponownego uruchomienia, jeśli zajdzie taka potrzeba. Mogą też zwiększyć wydajność systemów podtrzymywania życia w aktualnie zajmowanej części bazy. Nie powinni mieć żadnych problemów z przyjęciem do siebie cywilów z Wendiga.
– Pani współprezydent? – zapytał Geary.
– Zdaję się na pana profesjonalizm w tej sprawie – odparła Rione.
– Zatem postanowione. – Geary zebrał myśli i aktywował komunikator. – Mówi kapitan John Geary, głównodowodzący floty Sojuszu, to otwarty przekaz do wszystkich obywateli i władz światów Syndykatu znajdujących się w systemie Cavalosa. Nie podejmiemy żadnych ofensywnych działań, o ile sami nie zostaniemy zaatakowani. Jeśli jednak dojdzie do ataku, odpowiemy z całą stanowczością… – przerwał. – Mamy na pokładach naszych okrętów pięciuset sześćdziesięciu obywateli światów Syndykatu, których ewakuowaliśmy z systemu Wendiga na ich własną prośbę po awarii systemów podtrzymywania życia w tamtejszej kolonii. Zamierzamy dostarczyć ich do największej instalacji przemysłowej znajdującej się na orbicie gazowego giganta odległego o pięć godzin osiemnaście minut świetlnych od tutejszej gwiazdy. Atakując nasze jednostki podczas wykonywania tej operacji, wystawicie waszych współbraci na niebezpieczeństwo, sugeruję więc zachowanie pełnej powściągliwości. – Zaczerpnął tchu i kontynuował: – Nasza flota znajdowała się w systemie gwiezdnym Lakota w czasie, gdy okręty wojenne światów Syndykatu zniszczyły tamtejsze wrota hipernetowe, wywołując tym zabójczy impuls energetyczny, który wyrządził ogromne zniszczenia w całym układzie, nie wyłączając jedynej zamieszkanej planety. Prześlemy do wszystkich jednostek przestrzennych, instalacji orbitalnych oraz na powierzchnię planet szczegółowe zapisy dotyczące tego wydarzenia oraz wezwania pomocy nadawane przez ludzi ocalałych po kataklizmie na Lakocie Trzy. Ludność tej planety desperacko potrzebuje waszej pomocy, dlatego sugerujemy, abyście jak najszybciej przekazali informację o tym do sąsiednich systemów. Powtarzam, każdy atak na tę flotę spotka się ze zdecydowaną odpowiedzią. Na honor naszych przodków. – Usiadł wygodniej i spojrzał na Desjani. – Brzmiało wystarczająco groźnie?